piątek, 27 grudnia 2013

Odnaleźć się w Matrixie



"- Czym jest Matrix?
- Matrix jest światem, który postawiono ci przed oczami, by przesłonić prawdę.
- Prawdę o czym?
- Że jesteś niewolnikiem. Jak wszyscy inni urodziłeś się w kajdanach. W więzieniu, którego nie możesz poczuć ani dotknąć. W więzieniu umysłów." [Morfeusz i Neo z filmu "Matrix"]
Te słowa, ten film poruszył wiele... Umysłów. Ruchy New age, ezoteryczne, gnostyczne  szybko podchwyciły słowo Matrix i dziś określają nim ścieżki inne niż swoje. Ogół ludzi to niewolnicy Matrixu, nieświadomi, śpiący, lub  zwyczajnie ci, co nie wiedzą. Osoby mające świadomości  istnienia Matrixu to przebudzeni, oświeceni, czy świadomi.  Nazwy jak nazwy, dzielące ludzi na tych co wiedzą i tych co nie wiedzą, często na lepszych i gorszych.  Powstają nowe koncepcje boga lub bogów, nowe nazwy, nowe doktryny, nowe prawdy (często jako jedynie słuszne). Powstają nowe Matrixy.

Tak to właśnie wygląda patrząc z boku. Niby wszyscy mówią podobnie, ale jedni negują drugich, drudzy pierwszych i trzecich, a iluzja jakiej ulegają, jest niczym innym, jak kolejnym Matrixem.
Bo w sumie w czym lepsza jest prawda którejś z gnostycznych dróg od animistycznej koncepcji świata czy chrześcijańskiej wizji miłości? Dlaczego taoistyczna droga jest prawdziwsza od nurtów zen? W czym kosmologia drzewa życia ma być bliższa faktom niż kosmologia oparta na budowie atomu?
A może jest tak, że nasze małe, wewnętrzne Matrixy są równie prawdziwe i jednocześnie równie błędne jak wszystkie inne? Może lepiej posłuchać swego serca niż głosicieli światła na portalach społecznościowych? Wszak świat wydaje się od zarania dziejów, w całej swej krasie podlegać pewnym dualizmom. Mamy więc świat męski i żeński, mamy życie i śmierć, mięsożercy zjadają roślinożerców, rośliny walczą o promienie słońca, światło walczy z cieniem, po nocy jest dzień, po porze suchej deszczowa, itd. Dlaczego zatem w imię nowej mody mamy siebie i świat odzierać z balastu wewnętrznego cienia w imię niezrozumiałej przez większość miłości i światłości? W imię czegoś, co staje się pastelowo tęczowymi obrazkami w social mediach, a co nie koniecznie jest wyborem własnym. Czy to nie kolejny Matrix, tyle, że dla odmiany prześwietlony i posypany cukrem pudrem?
W co, więc wierzyć? Pewnie zapyta nie jeden. Wierzmy w co chcemy, co jest zgodne z naszym sumieniem, sercem, potrzebą. Bez dzielenia świata na obudzonych i śpiących, bo nie wiemy, czy obudzeni nie mają tylko innego rodzaju snów.
Skupiajmy się na tym, by żyć i działać w zgodzie ze sobą i swoim sumieniem. A jak nazwiemy bogów, własne wierzenia, kosmologie, nie będzie miało większego znaczenia. Wszak to też tylko stan naszego umysłu.
Ważne jest by w tych iluzjach, wierzeniach umieć odnaleźć siebie. Siebie prawdziwego. Nie osobę, która działa i funkcjonuje zgodnie z koncepcją innych. Rodziców, przełożonych, partnerów, polityków, mistrzów  duchowych czy guru. Jeśli powiemy, że Bóg jest w nas, to poczujmy tam jego obecność, a nie powtarzajmy slogany z cudzych obrazków udostępnianych w sieci. Dokonujmy świadomych wyborów i bierzmy za nie odpowiedzialność, a jednocześnie pozwalajmy hołdować odmiennym przekonaniom innych ludzi. Bez tego świat stanie się nudnym, mdłym miejscem.
Pozdrawiam
Szepcząca

niedziela, 3 listopada 2013

A gdyby dać temu spokój?



„Paszczak obudził się powoli i gdy tylko stwierdził, że jest sobą, zapragnął być kimś zupełnie innym, kimś kogo nie znał. (…)
Nie lubił ani ubierać się, ani rozbierać, bo wtedy miał wrażenie, ze dni mijają i nic godnego uwagi się nie dzieje. A przecież wciąż coś organizował i urządzał, ciągle czymś dyrygował, od rana d wieczora! Wszędzie dookoła wszyscy wiedli niedbałe, bezcelowe życie, gdziekolwiek spojrzeć, wszędzie było coś do ustawiania we właściwy sposób i Paszczak wychodził z siebie, żeby uprzytomnić innym, jak powinni żyć. (…) Nagle przyszło mu n
a myśl, że wszystko co robi, nie jest niczym innym, jak tylko przenoszeniem rzeczy z jednego miejsca na drugie, albo mówieniem, gdzie one powinny stać, i przez krótką chwilę olśnienia zastanawiał się, co by się stało, gdyby dał temu spokój.” [„Dolina Muminków w listopadzie” Tove Jansson]

Paszczak to jedna z postaci cyklu książek dla dzieci o Muminkach. Niby bajka, a jednak czytając te słowa, wielu z nas zapewne odkryje w  sobie coś z Paszczaków. Mniej lub bardziej, ale lubimy mieć kontrolę nad wszystkim, a co gorsze często uważamy, że nasz własny model świata, jest jedynie słusznym i idealnie sprawdzi się u wszystkich innych.
Gonimy za pieniędzmi, karierą, gadżetami. Nie cieszymy się tym, co mamy, odrzucamy jako złe, wartości innych, pędzimy, biegniemy, ustawiamy, rządzimy. Wymagamy od innych, nie dostrzegamy błędów w sobie. Tak naprawdę Paszczak w nas dusi się i zniechęca coraz bardziej, aż w końcu „zalicza” dół i sięga po przepisane przez specjalistów leki z gatunku anty. Dostajemy antykoncepcję by cieszyć się seksem, a jednocześnie bierzemy antydepresanty, by nie czuć się nieszczęśliwym. Stopniowo zwiększamy takie anty wokół siebie.
I wcale nie czujemy się szczęśliwi. Az przychodzi moment, kiedy Paszczak w nas zastanawia się co by się stało, gdyby dać temu spokój.
Okazuje się jednak, że do tego, by dać sobie z tym spokój potrzeba nie lada odwagi. Bo przecież tu wokół mamy już zbudowany swój bezpieczny świat pod kontrolą, a na zewnątrz są marzenia ale i wiele niewiadomych. Groźnych niewiadomych, które wcale nie muszą nas zaprowadzić na szczyt krainy spokoju i świata, gdzie nie ma Paszczaków, za to jesteśmy my prawdziwi.
Czy zaryzykujemy i niczym Włóczykij ruszymy przed siebie ku nowej przygodzie. Czy też będziemy tylko o niej marzyć i pozwalać by przydarzały nam się tylko takie same rzeczy?
Wybór należy do nas.

środa, 30 października 2013

Pamięci naszej, żałobnej...



Przełom października i listopada to czas wspomnień, refleksji. Czas przywołania tych, co odeszli. Lubię w ten czas spacery po starym cmentarzu w moim mieście. Właśnie on ma klimat refleksji.   
Śmierć jest wpisana w życie, jak wiatr i deszcz są wpisane w jesień. To cykl natury. Ale towarzyszy jej żałoba. Mówi się, że jest pięć etapów żałoby.
Pierwsza to szok i zaprzeczenie. - Analizując własne doświadczenia nie zawsze jest szok, czasem ta śmierć mniej lub bardziej jest spodziewana. Zaprzeczenie? Cóż, początkowo ma się wrażenie odrealnienia wszystkiego, trudno uwierzyć, że tego kogoś już nie ma i… Nie będzie. Nie będzie śmiechu, słów, zapachu. To zostało tylko w nas.
Bywa jednak, że śmierć kogoś bliskiego, dopada nas niespodziewanie. Wtedy trudniej jest przyjąć tę stratę. Szok jest większy, zaprzeczenie dłuższe.  
Ale, jak to powiedziała kiedyś, Barbara Falandysz, ból musi się wypalić.  Zanim to nastąpi często przechodzi się kolejne fazy. Dla mnie chyba najtrudniejsza była faza trzecia. Złości i buntu. To dziwny stan, kiedy człek wścieka się na ukochaną osobę, ze odeszła, ze zostawiła, że jej nie ma. Jakby to była jej wina. Reszta złości skierowana była na Boga. W tym wypadku konkretnego.
Jednak żałoba, żałobie nie równa. Inaczej ten bunt przechodziłam, kiedy nagle i niespodziewanie odszedł bliski przyjaciel, inaczej, kiedy odeszła babcia. Jej śmierci towarzyszyłam kilka tygodni, o tej pierwszej dowiedziałam się po fakcie. Ta druga była naturalną konsekwencją, ta pierwsza – nie w tym czasie.
Złość odpłynęła, został smutek i żal. Etap czwarty. Ten stan w podobny sposób pojawił się po obu śmieciach. Z bolesną siłą nadeszła świadomość nieodwracalności tego rozstania.
Na koniec przyszła akceptacja. Czy na pewno?  Rozmowy o tych śmierciach, jeśli są , są już spokojne, nie wywołują takich emocji, jak wcześniej. Nie mniej tęsknota wciąż jest, wspomnienia są ciągle żywe.  I wiele pytań, z gatunku tych, co by było gdyby. Pytań na zawsze bez odpowiedzi.
Została też gładkość, coraz bardziej wyblakłych, zdjęć, a także ogień znicza.
I ciężkie westchnienie, odliczające kolejny rok.
Uśmiecham się, odwracam i odchodzę starsza o kolejny krzyż na grobie.

niedziela, 1 września 2013

Szczęśliwej drogi...

"Koncentrując się na zdobywaniu kolejnych obiektów naszego pożądania, sprawiamy, że przejmują nad nami kontrolę zewnętrzne siły. Pogoń za statusem, rozumiany zarówno jako majątek, jak i władza, tak nas oślepia, że tracimy kontakt z odwiecznym tao, a jednocześnie pozbywamy się zadowolenia z życia." Tyle słowami Wayna W. Dyer'a.

Obserwując świat dookoła, zauważam, jak wiele osób drogę swojego życia traktuje, niczym pęd na szczyty pożądań. Kupują auta, najnowsze tablety, telewizory, spędzają wakacje w drogich kurortach, zmieniają auta, budują domy, awansują za wszelką cenę, pędzą mając coraz więcej. Tylko ilu z tych posiadających wszystkie te "dobra" tak naprawdę cieszy się nimi dłużej niż kilka chwil? Czasem dłużej niż trwa moment od zdobycia jednej do zdobycia drugiej rzeczy?

A przecież cieszyć się życiem, Żyć w Pełni, być szczęśliwym można bez tych wszystkich "dóbr".

Idąc więc na zakupy, pragnąc nowej rzeczy, warto się zatrzymać i zadać sobie pytanie, czy naprawdę tego potrzebuję?

sobota, 22 czerwca 2013

Początek lata


Letnie przesilenie to dla wielu tradycji czas ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju, płodności, radości i miłości. Właśnie tym elementom okazujemy szacunek świętując Kupalnocki, Noce Świętojańskie, Midsumarsbloty, Litha czy jak inaczej zechcemy nazwać te święta. W ten płodny czas bogowie błogosławią poczętym wówczas dzieciom, świat celebruje życie. Czasem jednak dla niektórych jest to czas umierania, bo wszystko ma swój czas i swój koniec.
Stoję nad łożem umierającej kobiety, trzymam za rękę, liczę oddechy, pytając czy nadejdzie kolejny. Jestem z jej krwi, jej ciała, jej wiedzy, smutków i radości. We mnie żyją i pozostają jej wspomnienia. Stara kobieta, ciepłem nazwana - babcia - powoli odchodzi do świata przodków.


W lesie śmieje się Życie, skacząc przez święty ogień, na jego skraju, odchodzi Stara Mądrość. Koło życia i śmierci toczy się w symbolicznym tańcu, jak mijające pory roku. Uczę się życia i śmierci, to moje własne ars viviendi i ars moriendi w jednym kole.
Staję się niczym La Loba. Pozwalam odejść pozwalam przyjść, w myśl słów P. Estes:
"Ta która na nowo tworzy życie z tego, co już umarło, jest zawsze archetypem o dwóch obliczach. Matka Stworzenia jest zarazem Matką Śmierci i odwrotnie. Ta dwoista natura, podwójna funkcja, stawia przed nami trudne zadanie zrozumienia, co wokół nas, ponad nami i w nas powinno żyć, a co powinno umrzeć. Naszym zadaniem jest zrozumieć rytm życia i śmierci. pozwolić umrzeć temu, co musi umrzeć, a żyć temu, co powinno żyć."

niedziela, 26 maja 2013

Po prostu dziś nie złość się - o złości w naszym życiu i sposobach poradzenia sobie z nią

Tym razem artykuł o jednej z 5 reguł Reiki, który zamieściłam na portalu Reikowisko. Poniżej wklejam link do artykułu, i zachęcam do czytania i wypowiadania się na ten temat.
W najbliższym czasie postaram się napisać także o pozostałych czterech regułach Reiki.

http://reikowisko.org/p/po-prostu-dzis-nie-zlosc-sie/646

poniedziałek, 6 maja 2013

O czym szumi Drzewo



"Szkoda Drzewa które nie wyszumiało całej melodii."
Kazimierz Przerwa - Tetmajer

John Struart Mill powiedział kiedyś: „Na­tura ludzka nie jest maszyną pos­ta­wioną do wy­kony­wania wyz­naczo­nej pra­cy, lecz Drzewem, które rośnie i roz­wi­ja się zgod­nie z dążeniem sił wewnętrznych, które czy­nią ją żywą is­totą”. Niestety coraz częściej jesteśmy spychani do roli robotów wykonujących zadania, którym nie zostaje już czasu i miejsca na siebie. W pracy wymaga się od nas konkretnych działań, wyników, zachowań; w domu na pierwszy plan zwykle wysuwają się obowiązki, które trzebazrobić, jak sprzątanie, gotowanie, naprawianie, itd. W życiu towarzyskim kierujemy się tym co wolno, nie wolno, co wypada i co ludzie powiedzą, albo gonimy za czymś, nie koniecznie w zgodzie ze sobą, ale za to w zgodzie z grupą. Co gorsza jesteśmy też oceniani i postrzegani przez świat zewnętrzny na podstawie skuteczności i efektywności narzuconych zadań. I w podobny sposób często sami oceniamy, siebie, partnerów, znajomych, pracowników czy szefów. Stawiamy sobie cele, oczekiwania i niczym dobrze zaprogramowane roboty wykonujemy plan.

Wielu mówi pas i zaczyna szukać drogi do siebie i do wewnętrznego poznania i rozwoju. A dróg jest wiele, każdy może coś dla siebie wybrać.
Ja proponuję dziś metodę prostą i do przeprowadzenia w zaciszu domu, lub na spacerze w parku czy w lesie. Wystarczy pomyśleć o sobie jak o Drzewie i na chwilę stać się Drzewem. Drzewem, które wzrasta na wszystkie strony, bez określania celów i zadań, bez konkretnego ładu, za to zgodnie ze swoją naturą, swobodnie, niczym leniwy strumień w lesie; bez przymusu, we własnym tempie, we własnym kierunku, nie bacząc na to co powiedzą inne Drzewa, ludzie, czy otoczenie w jakim wzrasta. Nie zwraca uwagi na to, czy zieleń jego liści będzie pasowała do fioletu lawendy czy czerwieni dachów, za to rodzi owoce i daje cień w upalne dni, a ptakom bezpieczny dom w swych gałęziach. Jest. Dobrze ukorzenione w swoim Bycie i szeroko otwarte koroną na światło, które pozwala mu wzrastać.
Wyobraź teraz sobie, że jesteś takim Drzewem, istniejącym w swojej Drzewowatości. Nie jesteś dobry, ani zły, mądry, ani głupi, pracowity ani leniwy, po prostu Jesteś. Istniejesz tak jak las, ludzie, trawa, niebo, zwierzęta, strumienie. Masz pełne prawo do Bycia. Do wzrostu, rozwoju. Bez ocen i celów, bez wczoraj i jutro, jedynie w dzisiaj.
W tej chwili nie ma w Tobie definicji i pojęć, nie ma przeciwieństw, są tylko uczucia. Rozejrzyj się wokół siebie, popatrz na świat oczami Drzewa, zobacz istotę tego, co Cię otacza.
Bez definiowania dualnego jak niski, wysoki, duży czy mały. Po prostu patrz i czuj.
Bez oceny i osądu. Dotknij uczuciami tego, co widzisz. Przyjrzyj się temu, tak jak przyglądają się Drzewa.
A teraz przyjrzyj się sobie, poczuj w sobie krążące soki, chropowatość kory, szum liści, Drzewa, którym teraz jesteś. Sięgnij do swoich korzeni, każdej ich najmniejszej odnogi. Zauważ, jak głęboko sięgają i jak bardzo kształtują Twoje Teraz. Zobacz, ile z pomniejszych i z tych większych korzeni odciąłeś, ilu pozwoliłeś obumrzeć? Fakt, że należały do przeszłości, którą zostawiasz za sobą, nie znaczy, że nie możesz czerpać z jej soków. One są doświadczeniem Twoim, a także Twoich przodków, Twoją własną linią przekazu mądrości pokoleń, wiedzy i doświadczeń, które ukształtowały Ciebie. I wciąż Cię kształtują.
Popatrz też na swoje gałęzie, wzrastające we wszystkie strony ku niebu. Spójrz na ich splątane kierunki, drobne pędy swobodnie wzrastające wraz z Twoim doświadczeniem. I przypatrz się ile z gałązek poprzycinałeś, tylko dlatego, że taką wizję kształtu korony Drzewa, którym jesteś, mieli zewnętrzni ogrodnicy. Ile pędów obumarłeś, goniąc za mieć, a nie Być. Przypatrz się temu uważnie, ale bez goryczy czy żalu, pamiętaj, jesteś teraz Drzewem. I jako Drzewo zespól się z całym procesem życia, dojrzewania, wzrostu i rozwoju. Nie okaleczaj więcej swoich gałęzi, ani korzeni, nie znacz bliznami kory. Nie trać  już czasu na próbę ożywienia martwych i przyciętych gałęzi, ale czerp z ich doświadczenia.
Teraz wróć do siebie, stań się na powrót tym Kim Jesteś, ale patrz na świat oczami Drzewa, którego przed chwilą doświadczyłeś. Nie staraj się, po prostu zrób to. I spróbuj wyszumieć całą swoją melodię. (Szepcząca)

czwartek, 25 kwietnia 2013

Sen Zimowy z cyklu "Ja Szamanka"

Szamanka spała mocno
twardym snem zimowym
                           pełnym obrazów,
które tylko ona pojmowała


wciągnęły ją w głębię
                                 Bytu


Szamanka zaspała
zapominając rozbudzić
pąki wiosenne

świat trwał otępiały
pod pościelą śniegu
czekając przebudzenia


Ja Szamanka śnię
sen o wiośnie

Przyjdę z pierwszym
zaćmieniem
                 Różowego Księżyca


sobota, 6 kwietnia 2013

Śpiesz się powoli, czyli o nauce i praktyce ReiKi



Do­rosłe Stru­myki (czy­li Pra­wie Małe Rzeczki) wiedzą bar­dzo dob­rze, że nie ma pośpie­chu. Które­goś dnia i tak dos­taną się tam, gdzie trzeba.(A. A. Milne)



Jak mawia mój serdeczny przyjaciel Wojtek Usarzewicz, ReiKi w liczbach to: 3 stopnie, 4 symbole i 5 zasad. I warto o tym pamiętać wybierając się na kursy czy warsztaty ReiKi. Niestety obecnie trudno znaleźć taki prosty kurs najbardziej zbliżony do pierwowzoru. Częściej można natknąć się na oferty ReiKi jakiegoś tam, oraz stopnie rozszerzające się na specjalistyczne i poszerzone, gdzie z trzech podstawowych robi się kilka czy kilkanaście. Do tego szybkość robienia poszczególnych stopni też jest ekspresowa, co wcale nie znaczy, że dobra. I temu właśnie chciałabym poświęcić nieco więcej uwagi.


Bardzo często na warsztatach ReiKi, kursanci pytają, kiedy mogą przystąpić do kolejnego stopnia, a niektórzy nawet próbują zaklepać sobie termin za kilka tygodni. Na pytanie: Jak długo musze czekać? Odpowiadam, że to zawsze jest sprawa bardzo indywidualna. Nie mniej zalecam by nie spieszyć się z tą swoją „gotowością” do kolejnego stopnia. W wypadku ReiKi pośpiech jest nie wskazany.

Po każdym ze stopni ReiKi przychodzi okres tak zwanego 21 dniowego oczyszczania. Zwykle tak się właśnie naucza i wspomina w publikacjach czas zaraz po inicjacji. W praktyce ten okres może być dłuższy, rzadko krótszy. Trzeba też pamiętać, że nie jest to tylko czas oczyszczania ale przede wszystkim dostrajania do wibracji energii ReiKi. To czas głębokich przemian wewnętrznych, a co za tym idzie także zewnętrznych. I o ile po 3 tygodniach od inicjacji ReiKi można już powiedzieć, że jesteśmy dostrojeni do wibracji tej energii na poziomie danego stopnia, o tyle gotowość do kolejnego etapu jest zwykle znikoma.

Warto pamiętać i podkreślać to, że ReiKi to nie tylko dostrojenie i 21 dni oczyszczenia, ale przede wszystkim praktyka i doświadczenie w pracy z tą energią. Po „magicznych” 21 dniach po inicjacji jesteśmy gotowi by zacząć praktykować ReiKi, poznawać je i zdobywać doświadczenie. I to na każdym etapie, niezależnie od stopnia, który właśnie się zrobiło.

Praca z ReiKi po I stopniu, to przede wszystkim poznawanie zarówno metody, techniki, jak i samej energii. To czas, kiedy powinno się poznać też samą energię, jej właściwości i własne odczucia. Skupienie się na przekazywaniu ReiKi sobie i otoczeniu pozwala nauczyć się obcowania z tą energią i oswoić się z nią. Dzięki temu łatwiej będzie wyczuwać zmiany w energetyce, w emocjach, w aurze. Tak swojej, jak i osoby czy otoczenia. To też czas, kiedy uczymy się panowania nad energią, indywidualnego jej odbioru i poznawania subtelnych właściwości. Często od nowa uczymy się też postrzegać świat wokół, a u wielu osób ta percepcja może poszerzyć się na tak zwane widzenie pozazmysłowe. Z tym też trzeba się oswoić i nauczyć obcować. A to wymaga wielu godzin praktyki i doświadczenia. Jednocześnie można zaobserwować w swoim życiu wiele przemian często tych na bardzo głębokim poziomie, choć początkowo dla wielu niezauważalnym. Warto bowiem wiedzieć (lub pamiętać, jeśli ktoś wie), że dostrojenie się do wibracji ReiKi danego stopnia, dostraja nie tylko naszą energetykę ale i nasze ciało. Dlatego po inicjacji często zdarza się, że organizm oczyszcza się ze zbędnych toksyn, które gromadzone są i odkładane latami, a także wyrzuca stare choroby. Zaczyna się też zmiana w naszej sferze emocjonalnej i duchowej. Ten etap przygotowuje do jeszcze głębszych przemian wewnętrznych w nas. Czasem bywa także katalizatorem do poszukiwań własnej ścieżki.

W tym miejscu wypada wspomnieć, że fakt zrobienia I stopnia ReiKi nie obliguje do robienia kolejnych stopni. Nic na siłę. Kto poczuje, że ReiKi staje się jego częścią i ścieżką ten z czasem przystąpi do kolejnych stopni. Jednak jeśli poprzestanie się na I stopniu to też będzie właściwe. Być może indywidualna ścieżka danej osoby, jest zupełnie inna, ReiKi będzie tylko początkiem zmian w jej odnalezieniu, a przy okazji stanie się przydatnym narzędziem w rękach.

II stopień ReiKi także wymaga pełnego dostrojenia do jeszcze wyższych i intensywniejszych wibracji, niż to miało miejsce po I stopniu. Teraz najczęściej ReiKi uwalnia emocje. Stąd można odczuwać zmiany nastrojów od euforii po przysłowiowego doła. Dochodzi też nauka pracy z trzema symbolami ReiKi oraz przesyłaniem energii w czasie i przestrzeni. A to także wymaga czasu.

Jeśli, więc ktoś chce dojść na szczyty ReiKi i wejść na drogę prowadzącą do wewnętrznego mistrzostwa, nie powinien się spieszyć. Nauka i zdobywanie doświadczenia wymaga czasu. Czasu także wymaga posprzątanie siebie, a ReiKi niejako wymusza te porządki, gdyż działa jak dobra miotła i odkurzacz. Przede wszystkim wymiata z najgłębszych zakamarków nas to co zbędne, zanieczyszczone i co przeszkadza. A robi to bardzo dokładnie by nam pokazać tę górę śmieci. Jeśli postanowimy się jej pozbyć, ReiKi stanie się dla nas niczym dobry odkurzacz z funkcja wypolerowania na błysk siebie. Zarówno fizycznie, jak i przede wszystkim emocjonalnie. Bo ReiKi dociera do najgłębszych pokładów naszej psychiki, podświadomości, do naszych lęków, wzorców, przyzwyczajeń. Ale samo, bez naszego udziału nic nie zmieni, poza tym, że wymiecie i pokaże. Jednak co z tą hałdą zbędnych przedmiotów, uczuć i innych śmieci zrobimy, to już tylko od nas zależy.

Dlatego warto o tym wiedzieć, zanim się zdecydujemy na kolejny stopień Reiki. Bo o ile I stopień wspomaga uzdrawianie nas i naszego otoczenia, pomaga pozbyć się zbędnych chorób, o tyle II i III stopień wydobywają z nas to, czego nie chcemy widzieć i poupychaliśmy w najciemniejszych zakamarkach siebie. ReiKi to wymiecie, pytanie tylko, czy my sami będziemy gotowi na zmierzenie się z tą górą śmieci.

Z tego, co obserwuję niestety wiele osób nie było w danym momencie gotowych na kolejne stopnie. I kiedy miotła ReiKi poszła w ruch, zaczął się płacz i zgrzytanie zębami, miesiące żalów, pretensji, rozpady związków lub straty pracy. I często próby zamiecenia pod dywany i szafy tego, co wymiotło na wierzch ReiKi.

Dlatego nie warto się spieszyć, a już na pewno nie warto robić kolejnych stopni, bo zrobił je ktoś z rodziny czy znajomych (niestety i z takimi sytuacjami się spotkałam). Najpierw praca i doświadczenie.

Im więcej nauczymy się, doświadczymy i uporządkujemy w sobie po I stopniu, tym łatwiej wejdziemy w II stopień. Na tym etapie zaowocuje praca i doświadczenie z czasu jaki poświęciliśmy na naukę po I stopniu. I zamiast się miotać od euforii zapalającej się jak zapałka w ciemności, jasno ale krótko, do otchłani żalu i beznadziejności (zwykle trwających zdecydowanie dłużej niż błysk zapałki), będzie można cieszyć się obcowaniem z dużo intensywniejszym ReiKi niż dotychczas. I bez zbędnych frustracji będzie można uczyć się pracy z symbolami Reiki, odkrywać ich olbrzymi potencjał i możliwości, wspomagać swoją pracą innych i zarażać ich radością, a nie odstraszać depresyjnością. I swobodnie zacząć przygotowywać się do III stopnia, nie na darmo zwanego mistrzowskim. Ale do tego także potrzeba czasu i nie warto się spieszyć.

Ile zatem powinno minąć czasu między kolejnymi stopniami? Na to nie ma gotowej odpowiedzi. Między I a II stopniem nie mniej niż 3-6 miesięcy, a i to, jeśli pracuje się z ReiKi bardzo intensywnie i dużo, a do tego miało wcześniej doświadczenie w pracy z energiami lub podobnymi technikami. Ja sama II stopień robiłam jakieś 1,5 roku po I stopniu i był to bardzo intensywny okres fascynacji, a co za tym idzie pracy z ReiKi, obserwacji zmian jakie zachodzą wokół mnie i we mnie. Po II stopniu upłynęło 8 lat nim zdecydowałam się na III stopień. Te 8 lat były u mnie początkiem zupełnie nowego życia w sferze osobistej, duchowej i emocjonalnej, przewartościowaniem go i powolnym dojrzewaniem do kolejnego etapu Reiki ale nie tylko tego.
Oczywiście nie twierdzę, że trzeba odczekać tyle lat, bo do kolejnych etapów ReiKi każdy dojrzewa we własnym tempie. Niech jednak wspinaczka po tej trzy szczeblowej drabinie nie będzie wyścigiem szczurów, zdobywaniem kolejnych papierków by samemu móc je rozdawać zarobkowo, ale niechaj stanie się drogą do wewnętrznej harmonii, odnalezienia siebie i duchowego oczyszczenia. A co za tym idzie, niech stanie się drogą radości, w której będziemy odkrywać coraz to nowe możliwości zastosowania RaiKi, wspomagania jego uzdrawiającą siłą innych i zupełnie innym spojrzeniu na Wszechświat i Siebie. Czego Wam i Sobie życzę.