sobota, 30 października 2010

Anioł też człowiek

Anioły jak to anioły, maja skrzydła, aureole i pewnikiem długie, zwiewne szaty do samej ziemi. Chadzają za nami krok w krok z szeroko rozpostartymi rękoma, aby w razie, czego złapać nas i nie pozwolić się potłuc.

Jeśli zaś mamy do czynienia z aniołem wyżej postawionym, w randze archanioła czy innego potężnego, zwykle jest to albo waleczna postać z mieczem i lśniącej zbroi, lub lekko zniewieściała, objawiająca coś…

Tak w każdym razie najczęściej przedstawia się anioły na obrazach czy w ikonografii. I tak one na trwałe zakorzeniły się w naszych umysłach.

Jednak czy one tak wyglądają naprawdę?

Anioły to przede wszystkim potężne istoty duchowe, które jako składające się z czystej i subtelnej energii mogą w zasadzie ukazywać się nam w dowolny sposób. To, jak je widzimy, zależy tylko od nas i… od aniołów, bo te nie dość, ze pokazują nam się jak tego my chcemy, to jeszcze często tak, byśmy się albo nie przestraszyli albo… uwierzyli, że to one. Być może właśnie, dlatego, najczęściej pokazują się nam tak, jak oczekujemy przyzwyczajeni do tysięcy ich wizerunków w Kościołach czy nawet na obrazkach rozdawanych po Kolendzie.

A czy anioł lub archanioł nie może wyglądać inaczej?

Otóż może. Moja dobra znajoma nie widzi Archanioła Gabriela inaczej jak w stroju harleyowca, jak wygląda inaczej, znaczy, że nie on. Ja sama „ubieram” go w jeansy i białą koszulę, a kolega woli go widzieć z gazetą w dłoni i w okularach.

Wszystko, więc zależy od naszej wyobraźni i kreatywności. Ale nie tylko, bo są pewne cechy niezmienne. Np. Archanioł Rafał. Brązowe jak ziemia włosy i oczy w kolorze kasztanów. Znajomi tez widzą go podobnie, choć czasem w różnych strojach i miejscach. A niedawno jak szukałam Jego wizerunków w necie, zauważyłam, że bardzo wielu widzi go właśnie w tych brązowych barwach oczu i włosów.

Tak czy inaczej opiekunów i inne anioły widujemy, jak nasz umysł to chce pokazać i jak one same chcą nam się pokazać.

Kolejna sprawa to postrzeganie aniołów, jako świetlistych, pełnych chwały, łagodnych osobników (znowu w zwiewnej szacie). Tym samym jakoś ciężko dopuścić nam do siebie myśl, że nasze anioły mogą mieć też inne emocje. Bardziej ludzkie bym powiedziała. A dlaczego nie? Przecież anioł też człowiek, może mieć gorszy dzień, może zakląć (niektóre potrafią tak, ze i szewcy by się nie powstydzili), może kochać, śmiać się, złościć… Fakt, ze nie oceniają nas, postrzegają nasz świat i ludzi przez pryzmat miłości Bożej, nie znaczy, ze czasem nasze zachowania nie sprawią, iż poślą spojrzenie do nieba mrucząc: „Boże Ty widzisz i nie grzmisz”. I tylko ich duchowa, świetlista natura sprawia, ze z anielską cierpliwością rodzica wciąż przy nas są, opiekują się i pomagają, uczą nas, z empatią rozumieją nasze troski.

Ja od jakiegoś czasu postrzegam anioły, jako bardzo ludzkie, z ich upodobaniami (znam dwa, co lubią oglądać TV i pasjonują je gry komputerowe, jednego, co by z lasu nie wychodził, a jednego, co lubi tańczyć), radościami i całkiem ludzkimi smutkami i troskami. Niestety tych ostatnich to głównie my im przysparzamy, choć zapewne i ich anielskie sprawy też łatwe nie są. Ot choćby ta odwieczna wojna mroku i światła, też pewnie czasem spędza im sen z powiek (myślę, ze anioły czasem jednak sypiają).

Szanujmy i kochajmy naszych skrzydlatych przyjaciół, nawet, jeśli nie zawsze dane nam jest ich widzieć. I nie ograniczajmy się do postrzegania ich według schematów i wzorców. Bo anioł to też człowiek.

piątek, 29 października 2010

Konchowanie i świecowanie uszu

Ponieważ znalazłam w sieci bardzo ciekawy materiał na temat świecowania uszu i jest on dobrze opracowany, pozwoliłam sobie przytoczyć go tu w całości. Źródło podaje na końcu.



Świecowanie uszu jest metodą znaną już w czasach starożytnych w Egipcie, Chinach, Indiach, Tybecie, jak również w kulturach Azteków i Majów. Świecowanie w czasach starożytnych a nawet i przedhistorycznych za pomocą odpowiednio przygotowanych muszli ślimaka. W dzisiejszych czasach Amerykańscy Indianie: Hopi i Cherokce oraz Indianie z Meksyku wciąż używają świecowania jako środka leczniczego. Indianie Hopi charakteryzowali się rozległą wiedzą dotyczącą różnych metod leczniczych oraz wielkim rozwojem duchowym. Ta naturalna metoda znalazła uznanie również w Europie, dzięki skutecznemu działaniu i prostocie stosowania. Wiedza na temat ziołowych świec przywędrowała do Europy wraz z Indianami Hopi z plemienia Pueblo. Badania w tej dziedzinie były prowadzone od 1985 roku. Wykazały one możliwość połączenia zalet świecy z tradycyjną aromaterapią. Świecowanie uszu aktualnie cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem i jest coraz częściej stosowane przez współczesnych bioenergoterapeutów, zielarzy oraz uzdrowicieli, jak również w warunkach domowych.

Budowa i składniki ziołowej świecy rurkowej
Ziołowa świeca rurkowa ma kształt rurki o długości i średnicy dostosowanej do wielkości otworu ucha oraz potrzebnego czasu spalania. W dolnej części świecy znajduje się wtopiona w wosk cieniutka, srebrna blaszka. Dzięki ,której świeca równomiernie nagrzewa się i nie kruszy się .Ziołowa świeca wykonywana jest ręcznie z naturalnej bawełny oraz wyselekcjowanego ekstraktu miodowego i wosku pszczelego. Najważniejszymi składnikami leczniczymi są:, naturalne olejki eteryczne i sproszkowane zioła, o ściśle dobranej ilości i składzie zgodnie z indiańską tradycją. Przy chorobach zatok i uszu używa się olejków: eukaliptusowego, sosnowego lub lawendowego, natomiast przy bólach głowy goździkowego, z melisy i drzewa różanego.
Na świecie istnieje wiele podróbek świec zrobionych m.in.: z parafiny, ropy naftowej itp., które nie są bezpieczne. Uważa się, aby dla własnego bezpieczeństwa stosować tylko oryginalne świece HopiSun.

Mechanizm zabiegu świecowania uszu
Podczas spalania się świecy wytwarzane jest podciśnienie w kanale usznym na skutek tzw. efektu komina. Prowadzi to do dostrzegalnej regulacji ciśnienia zatok. Ciśnienie krążące w kanale świecy dostarcza stężoną parę wzbogaconą ziołowymi olejkami eterycznymi do wewnątrz ucha. W wyniku tego następuje leczenie podrażnionych stref oraz usuwanie z ucha zanieczyszczeń i osadów na skutek działania prądu podciśnienia. Podczas procesu spalania nagrzewająca się obudowa ze srebrnej blaszki przenosi łagodny uspokajający prąd ciepła i olejków ziołowych do wnętrza ucha. Lokalnie dostarczone ciepło powoduje stymulację obwodowego ciśnienia krwi, które wzmacnia immunologiczny system obronny danego miejsca oraz zwiększa częstość krążenia limfatycznego. Ciepło stymuluje punkty energetyczne ucha i powoduje prawidłowy obieg energii. Ponad 90 % osób odczuwa w tym czasie obniżenie ciśnienia, lekkość odczuwaną w okolicach uszu i w głowie jako główny efekt świecowania.
Stwierdzono, że ucho ludzkie zawiera około 130 głównych punktów akupunktury, połączonych z każdą częścią ciała. Wibracje, które otrzymujemy ze świata zewnętrznego poprzez ucho przenikają do naszego mózgu i stymulują pracę całego organizmu. Przy zanieczyszczonych uszach efekt ten może być stłumiony. Świecowanie jest bardzo przyjemną i skuteczną metodą leczniczą. Należy do metod, które można stosować praktycznie u wszystkich, niezależnie od wieku.

Wskazania do zabiegu świecowania uszu
· delikatne oczyszczanie uszu z nadmiaru woskowiny
· podrażnienie uszu lub zatok
· zaburzenia ostrości słuchu, niedosłuch
· błędnikowe zaburzenia równowagi;
· efekt uśmierzający w przypadkach drażliwości lub stresów
· szumy w uszach, tzw. "dzwonienie" w uszach
· energetyczne ożywienie w przypadkach osłabienia słyszalności
· regulacja ciśnienia przy bólach głowy, migrenach
· zapalenie zatok (nosowych, czołowych, szczękowych)
· nieżyty nosa (również alergiczny nieżyt nosa)
· zakłócenia krążenia w uchu
· samoistne bóle głowy (bóle naczyniowo-ruchowe i migrenowe)
· migreny szyjne
· nadmierna pobudliwość nerwowa
· nerwice narządowe tzw. "wegetatywne" (żołądka, jelita grubego, serca)
· lokalna aktywacja limfy i procesów metabolicznych
· stymulacja energii - cyrkulacji prądów energetycznych
· regulacja i usprawnienie krążenia energii życiowej
· rozładowanie stresu i wzmożonego napięcia mięśniowego
· problemy z czystością widzenia i postrzegania kolorów, zmysłem smaku oraz powonienia
· kłopoty z zasypianiem

Przeciwwskazania w zastosowaniu metody świecowania uszu
Istnieje niewiele przeciwwskazań do wykonania świecowania. Świecowania nie można stosować m.in. przy:

* pęknięciu błony bębenkowej ucha
*
przy wydzielinie z ucha (np. ropienie)
*
uczulenia na produkty pszczele i miód
*
zdiagnozowania tętniaków naczyń krwionośnych mózgu
*
z innymi obecnymi w uchu urządzeniami
*
przy różnego typu infekcjach ucha
*
urazy głowy
*
choroby zakaźne.

Świecowania uszu nie wykonuje się osobom, które nie są w stanie leżeć przez kilkanaście minut bezruchu, a więc małym dzieciom i osobom z upośledzoną koordynacją
ruchową.

Jak często należy przeprowadzać zabieg świecowania uszu?
Podstawą wykonania zabiegu świecowania jest seria trzech zabiegów, które należy przeprowadzić co drugi dzień. Jest to czas potrzebny na to, aby substancje czynne mogły zostać wchłonięte z powierzchni kanału słuchowego i zadziałać leczniczo. Niektórzy ludzie mogą dobrze się czuć już po pierwszym zabiegu. Przy zadawnionych dolegliwościach, zabieg powinno się powtarzać przez kilka tygodni. Świecowanie należy przeprowadzać przy silnych bólach raz dziennie przez siedem dni, natomiast przy chronicznych bólach raz lub dwa razy w tygodniu, oraz w celach zapobiegawczych raz, co trzy lub cztery tygodnie. Jednakże ilość zabiegów świecowania powinna być indywidualnie dobierana w zależności od stanu występujących dolegliwości.

Występujące objawy przedawkowania zabiegu świecowania uszu
Objawem wystąpienia przedawkowania zabiegu świecowania uszu może być podrażnienie błony bębenkowej ucha, które przejawia się jako:
· trzeszczenie błony bębenkowej ucha podczas mówienia, czy jedzenia
· słyszenie szumu przepływającej krwi w tętnicy ucha
Świecowanie należy przerwać w przypadku pojawienia się powyższych lub podobnych objawów.Wymienione objawy same ustępują chociaż musi to potrwać kilka tygodni.
Akcesoria potrzebne do wykonania zabiegu świecowania uszu
Do wykonania zabiegu świecowania niezbędne są:
· druga osoba do pomocy
· dwie świece ziołowe HOPISUN
· dwa kawałki ręcznika papierowego z wyciętymi otworami na uszy lub pokrowiec na głowę z otworem na ucho
· Zapałki lub zapalniczka, czy paląca się zwykła świeca
· patyczki z wacikami do oczyszczania uszu
· szklanka z wodą
· krem (możliwie gęsty)
· mała poduszka pod głowę
· waciki do zatkania uszu po przeprowadzeniu zabiegu świecowania
· świecowanie w pozycji leżącej bez możliwości poruszania w tym czasie głową.
· ręcznik
Aby wspomóc zabieg świecowania uszu niezbędny jest całkowity relaks, który można osiągnąć słuchając muzyki relaksacyjnej, czy inspirowanej rytuałami indiańskimi.
Należy również wyciszyć i zaciemnić pomieszczenie, które nie powinno być przeciągu.

Przeprowadzenie zabiegu świecowania uszu
Świecowanie powinno się przeprowadzać jednocześnie podczas jednego świecowania w obydwu uszach jedno po drugim. Zabieg świecowania trwa około pół godziny.
1. Osoba, u której przeprowadzany jest zabieg świecowania powinna leżeć na jednym boku w wygodnej pozycji, z podłożoną pod głowę poduszką, w taki sposób, aby kanał w uchu był w pionowej pozycji.
2. Na głowę osoby u której przeprowadzamy zabieg świecowania należy nałożyć ręcznik lub pokrowiec z wyciętym otworem, tak aby ucho było na wierzchu
3. Nakremować małżowinę uszną i masować okolice ucha przez 2 - 3 minuty.
4. Zapalamy świecę z tej strony, która jest nie oznaczona żadnymi czerwonymi napisami.
5. Włożyć świecę do ucha i umiejscowić ją przy pomocy delikatnych obrotów tak, aby podczas spalania dym nie wydostawał się na boki, lecz wylatywał kanałem świecy (nie należy wpychać świecy do ucha zbyt głęboko).
6. Zapalić świecę i trzymać delikatnie w pionowej pozycji. Podczas spalania osoba będzie odczuwała lekkie skrzypienie i szeleszczenie podczas palenia się świecy oraz zmianę ciśnienia w uchu.
7. wyjąć niedopałek i wrzucić do szklanki z wodą jeśli świeca wypali się 1 cm powyżej czerwonej linii, nie dalej.
8. Po świecowaniu oczyścić ucho wacikiem na patyczku.
9. Po krótkim relaksie osoby przeprowadzamy zabieg świecowania w ten sam sposób na drugim uchu.
10. Po wykonaniu świecowania na obydwu uszach należy odpocząć około 10 do 15 min, w celu wspomożenia efektu działania świecowania
11. rozwinąć zgaszone niedopałki świec i sprawdzić ich zawartość - powinny znajdować się: popiół oraz zanieczyszczenia i osady z ucha. Na podstawie ich wyglądu można określić stan zdrowia osoby. Jasnożółty nalot świadczy o tym, że osoba jest zdrowa, brązowy - że zabieg trzeba powtórzyć, ponieważ nie przyniósł jeszcze spodziewanych efektów ; zielony nalot oznacza poważniejsze kłopoty zdrowotne - należy bezzwłocznie zgłosić się do lekarza.
12. Po zabiegu świecowania osoba powinna poleżeć kilka minut (zamknąć oczy i zrelaksować się)oraz zabezpieczyć uszy wacikami przed zimnem.
13. Nie należy tego dnia brać prysznica ani myć głowy.
....................................................................................
Źródło: http://swiecowanie-uszu-hopi.blogspot.com/

czwartek, 28 października 2010

Zioła nie zawsze bezpieczne

Dużo ostatnio mówi się i pisze o medycynie naturalnej. Na rynku księgarskim można znaleźć setki książek omawiających naturalne metody leczenia. W każdej prawie gazecie jest dział poświęcony leczeniu ziołami, itp. Na każdym kroku słychać o cudownych właściwościach ziół, apteki reklamują specyfiki ziołowe na różne dolegliwości. Wszędzie słychać o tym, że nie dość, iż kuracja taka jest skuteczniejsza niż medycyna tradycyjna, to jeszcze bezpieczniejsza. Ja też, jak pewnie zauważyliście proponuję wam wiele naturalnych metod leczenia, pozwalających na zachowanie zdrowia i urody. Gdzie więc tkwi podstęp? Otóż prawda jest taka, że nieumiejętne korzystanie z mocy ziół nie zawsze jest bezpieczne. Oczywiście nie zamierzam Was odwodzić od wykorzystywania dobrodziejstw medycyny naturalnej ale zalecam ostrożność w doborze środków.

Kuracje ziołowe (bo o nich głównie chcę Wam opowiedzieć) powinny być konsultowane z lekarzem. Nie każdy i nie zawsze może stosować pewne zioła. Dlatego zanim się sięgnie po taki lek należy dokładnie zapoznać się z jego działaniem. Jest co prawda wiele ziół tak zwanych bezpiecznych ale pomimo tego zalecam umiar. Zresztą wiadomo, że nawet najcudowniejszy eliksir zdrowia i urody w zbyt dużej dawce zamiast pomóc może zaszkodzić.

Zioła mają dużą moc. Wiele z nich zawiera naturalne antybiotyki, każde jakieś właściwe sobie zestawy witamin oraz makro i mikro elementów. Ale jak to mówią co jest dobre dla jednego nie koniecznie służy drugiemu. Przedstawię Wam kilka przykładowych ziół, które w postaci modnych ostatnio herbatek można kupić nawet w sklepach spożywczych lub jako cudowny eliksir na wszelkie choroby nabyć w aptekach i zielarniach. Nie będę skupiać się tu na ich właściwościach leczniczych (zrobię to w najbliższym czasie), ale na ostrzeżeniach dotyczących ich stosowania.

ALOES – nie powinny go stosować (zwłaszcza wewnętrznie) kobiety w ciąży, a także osoby chore na nadciśnienie oraz te z osłabionymi i kruchymi naczyniami krwionośnymi. Poza tym przy długotrwałym stosowaniu aloesu lub jego preparatów można uszkodzić sobie wątrobę oraz spowodować niedobór kilku pierwiastków (m.in. sodu i potasu).

CHRZAN - nie powinni go spożywać chorzy na marskość wątroby, a także osoby, u których wystąpiły stany zapalne układu pokarmowego i nerek.

DZIURAWIECstosowany w dużych dawkach może spowodować oparzenia słoneczne i podrażnienia skóry. Dlatego należy go unikać w lecie, a jeśli kuracja jest konieczna unikać słońca.

GŁÓGjest raczej bezpieczny ale stosując go często (długotrwałe kuracje trwają nawet kilka lat) i w dużych ilościach działa ujemnie na organizm.

JAŁOWIEC POSPOLITY – należy go dawkować bardzo ostrożnie, gdyż w dużych ilościach podrażnia nerki, a stosowany zewnętrznie może podrażniać skórę.

JARZĘBINA - Zawiera kwas parasorbowy, który rozpada się pod wpływem wysokich temperatur i suszenia, dlatego nigdy nie należy spożywać surowych owoców jarzębiny – może się to skończyć biegunkami, wymiotami i osłabieniem organizmu.

KRWAWNIK POSPOLITY – w dużych ilościach może być bardzo toksyczny. Niepożądane objawy to silne bóle głowy oraz stany podobne do oszołomienia. Czasem powoduje omdlenia. Stosować raczej według zaleceń specjalisty.

MALINA WŁAŚCIWA - przy stanach zapalnych nerek lub u chorych na podagrę duże ilości malin mogą wywołać podrażnienia. Dlatego te osoby powinny spożywać ją ostrożnie.

MIĘTA Należy do często i powszechnie stosowanych ziół. Ale zalecam stosować ją z umiarem. Nigdy nie należy jej podawać niemowlakom, a małym dzieciom dopiero po konsultacji z lekarzem.

MNISZEK - stosować ostrożnie, w dużych ilościach i spożywany często może zwiększyć liczbę białych krwinek.

POKRZYWA - Nie powinny jej spożywać osoby z chorymi nerkami, a także przy cystach i polipach. Poza tym stosując kuracje pokrzywową należy raz na kilka dni zrobić sobie 2-3 dniową przerwę.

SKRZYP POLNY - Stosując kuracje ze skrzypu (wewnętrznie) należy robić przerwy. Kilka dni przyjmowania skrzypu na kilka dni przerwy. Dotyczy to herbatek oraz innych preparatów. Skrzyp, przy skutecznym działaniu na wiele schorzeń, może wypłukiwać witaminy z grupy B z organizmu.

SZAŁWIA olejek szałwiowy może wywołać uczulenia. Ponadto szałwia nie zalecana jest dla kobiet w ciąży i karmiących matek. Nadmierne spożywanie szałwi i preparatów szałwiowych powoduje podrażnienie skóry, dlatego nie należy jej stosować przy silnym nasłonecznieniu.

TYMIANEK WŁAŚCIWY - zawiera tymol, który w większych ilościach jest silnie toksyczny (trujący). Ponadto tymianku i preparatów tymiankowych nie wolno spożywać kobietom w ciąży oraz osobom z chorobami serca.

Wymieniłam tu tylko kilka popularnych i ogólnodostępnych ziół, które należy stosować rozsądnie i z umiarem. Nie wymieniłam wszystkich. Skupiłam się głównie na tych, które mogą powodować podrażnienia, czy być trujące. Nie jest też moim zamiarem odwodzenie kogokolwiek od stosowania terapii naturalnych czy zrezygnowania ze smacznych i aromatycznych herbatek. Wręcz przeciwnie, zachęcam wszystkich do korzystania z cudownych darów natury. Jednak należy zachować umiar i rozsądek.

Jeśli chodzi o zioła istnieje jeszcze jedno ryzyko, a mianowicie źródło z jakiego rośliny pochodzą. Najczęściej nie wiemy gdzie dane zioła były zbierane, a wiele z nich bardzo mocno absorbuje wszelkie zanieczyszczenia. Dlatego najbezpieczniej zbierać jest zioła i ziółka samemu. A ma to podwójną korzyść. Zafundujemy sobie miły i zdrowy spacer na świeżym powietrzu i wrócimy do domu z drogocennym lekiem. Pamiętajmy aby szukając darów natury wybierać zawsze miejsca położone daleko od ulic, najlepiej w leśnych zakątkach czy na łąkach. A jeśli nie będziemy mieć całkowitej pewności, że dana roślina jest tym czego szukamy – omińmy ją. W naturze możemy bowiem często spotkać silnie trujące rośliny, z wyglądu bardzo podobne do leczniczych.

A jeśli nie jesteście całkowicie pewni, czy stosowany przez was preparat ziołowy nie jest szkodliwy zalecam konsultacje z doświadczonym zielarzem lub lekarzem.

środa, 27 października 2010

Natura Ziarnka Piasku

Ile może być ziarenek piasku? Czy kiedykolwiek zastanawiałeś(aś) się nad naturą, istotą ziarenka pisaku? A czy kiedykolwiek widziałeś(aś) ziarenko piasku?
Bierzesz do ręki garść piasku.
Suchy przesypuje się przez palce, mokry oblepia je. Suchy, kiedy sypie je na nasze plecy, ramiona, dłonie, ktoś bliski, ukochany, sprawia przyjemność. Fizyczną. Głaszcze skórę ześlizgując się po niej. Wywołuje niemal erotyczny dreszcz. A kiedy idziesz brzegiem morza z przyjemnością zanurzasz w nim stopy. Masuje je, pobudzając krążenie. Sprawia, że odzyskują blask, gdyż zrywa z nich stary naskórek., Masuje i wygładza.
Jednak wciska się w najdrobniejsze szczeliny domów, ubrań i ciała. Sypnięty w oczy wywołuje ból i łzy. Mokry czasem rani, drapie i drażni.
Patrzysz całościowo. Mówisz piasek.
Tak naprawdę tworzą go miliony ziarenek.
Widziałeś(aś) ziarnko piasku?
Przypatrz się dobrze. W refleksach słońca błyszczy. Bywa przejrzysty lub matowy. Czasem bezbarwny, a czasem niemal czarny. Kulisty, lub o chropowatej powierzchni. Jedne piasek a miliony ziarenek. Każde inne, każde samodzielne, indywidualne.
Ziarnko piasku na Twoim palcu. Bez względu na kolor, kształt i fakturę jest tylko ziarnkiem piasku. Pyłem, którego się nie zauważa. Ono nie sprawi przyjemności Twej skórze, ale też jej nie zrani. Czasem się przyklei do niej lub spłynie kropla potu. Jest niezauważalne.
Jedno ziarnko pisaku. Drugie, trzecie, czwarte, dziesiąte, tysięczne, milionowe. Teraz tworzą całość. Piasek.
Grupa ziaren wywoła dreszcz na twej skórze lub ją skaleczy.
Jedno ziarnko piasku. Czym jest?
Nic nie znaczącym pyłem na skrzydłach anioła.
Jak wielką przywiązujesz do niego wagę, ile poświęcasz mu słów, czasu i uwagi, kiedy znajduje się w Twoim oku?
Jesteśmy ziarnkami piasku. Razem tworzymy plażę. Plaża to Absolut. Absolut to Bóg.

wtorek, 26 października 2010

Zanurzyc sie w Bezczas

Siedzę czasem w mojej Króliczej Norze i pozwalam myślom płynąć swobodnym nurtem. Często jednak pozostaje we mnie świadomość czasu. Ten zaś jakoś szybko goni do przodu, uwiera gdzieś w siedzenie ;) przeszkadza i rozprasza. W takich chwilach pragnę zanurzyć się w Bezczas, gdzie nie ma nic, tylko ja i trwanie.
Ktoś może powiedzieć, ze Bezczas nie istnieje. Też tak myślałam, gnając do przodu przez życie, bo wszak Czas w miejscu nie stoi. Nawet w medytacji istniała we mnie zakodowana świadomość czasu, bo cały swój czas podzieliłam na mniejsze czasy ;) Był więc czas snu, czas posiłku, czas medytacji, czas pracy, czas nauki, itd. Zauważcie, że dość często właśnie tak dzielimy czas. Na czas młodości, czas beztroski, czas przeszły dokonany i niedokonany, czas teraźniejszy, czas przyszły, czas, który nigdy nie stoi w miejscu. A dlaczego nie zatrzymać go na kilka chwil? Dla siebie i swojej świadomości.
Gnałam przez Moje Królicze Norki, śpiesząc się niczym Biały Królik, powtarzający: „Och, na pewno nie zdążę”. I pewnego dnia w najmniej spodziewanym miejscu i warunkach spotkałam Bezczas. Trwał on zaledwie kilka minut ;) ale dla mnie był tym czym był, czyli właśnie Bezczasem. Zanurzyłam się w niego odczuwając jedynie istotę Trwania. Nagle z mej świadomości uleciał czas. Nie było ważne na jak długo ;) ważne, że uleciał.
W tym Trwaniu udało mi się dotknąć swojej duszy. Było to jak nagłe olśnienie, przebudzenie. Od tamtego czasu ;) staram się podczas medytacji zanurzać się w Bezczas. Nauczyłam się na tych kilka chwil wyłączać świadomość czasu. Zanurzam się w siebie, Trwam sobie w mojej Króliczej Norze bez pośpiechu, bez czasu, który ograniczał. Mój Bezczas może trwać zaledwie kilka minut, a jednak daje spokój i relaks, bo zbliża mnie do Istoty Siebie Samej. Do Źródła, w którym jest wiedza. O mnie i o wszystkim, co poznać zapragnę.
Polecam, więc wszystkim, zwłaszcza tym, którzy dopiero wkraczają na drogę rozwoju duchowego i stawiają pierwsze kroki w medytacji, by zagłębili się w Bezczas. Nie jest to trudne. Wystarczy przyjąć swoją ulubioną pozycję medytacyjną, wyciszyć umysł, pozwolić myślom popłynąć swobodnie i zastanowić się nad istotą Trwania. Po prostu Być. Poczuć siebie, swoją istotę, bez pośpiechu, bez ponagleń. Tylko, a może aż Być.
A tym, którzy myslą, że do takiego zanurzenia się w Bezczas potrzeba znaleźć dużo czasu, najlepiej w samotności, by nikt nie przeszkadzał, powiem, że się mylą. Ja w swój Bezczas pierwszy raz zanurzyłam się na… basenie ;) Stałam pod kaskadą wody, puszczanej cyklicznie, na zamianę z fontannami i biczami wodnymi. Był szum spadającej wody, ja i trwanie. Mój Bezczas. Naprawde można, trzeba tylko chcieć.

sobota, 23 października 2010

Czy anioły są wśród nas?

Jest taka teoria mówiąca o tym, ze anioły od czasu do czasu postanawiają doświadczyć fizyczności i cielesności, toteż wstępują w cykl inkarnacyjny i przychodzą na świat, jako ludzie.
Wejście w fizyczność powoduje u nich to samo, co u ludzi, czyli odebranie pamięci, Kim się jest w Istocie. I takie aniołki (nie tylko one, bo także duchy natury, żywiołów czy nawet demony) żyją sobie na tym świecie, nieświadome posiadania skrzydeł.
Jakie są? I tu można się zdziwić. Bo okazuje się, ze ucieleśnione aniołki nie są "aniołami”, na co dzień. Często (zwłaszcza, jeśli jest to pierwsze anielskie wcielenie) używają życia i fizyczności na maksa. Nie czynią zła, ale doświadczają tych stanów, jakich nie daje im duchowość. Zabawa, sex, burzliwe życie pełne przygód, to niemal norma dla tych ucieleśnionych. Z czasem jednak, zwykle w kolejnych wcieleniach, zaczynają się wyciszać i uspokajać. Zaczynają za czymś tęsknić. Zaczynają czuć się jak nie z tej bajki. Powoli wkraczają na ścieżki rozwoju duchowego i przypominają sobie, kim są. A wtedy chcą już wrócić do domu i leczą się z uzależnienia, jakim jest fizyczność.

Co ciekawe ucieleśnione istoty mroku, demony, upadłe anioły, w życiu fizycznym często są doświadczone przez życie, choroby dziedziczne, bieda, brak miłości, to często dla nich norma. Mimo to one także uzależniają sie od fizyczności. Często to właśnie one są tymi przysłowiowymi aniołami pośród nas, zajmują się uzdrawianiem, szybko wchodzą w rozwoje duchowe i oświecenie.

To one często są altruistami, pracują charytatywnie, budzą w sobie naturalne moce uzdrawiania (każda istota duchowa ma moc uzdrawiania ludzie tez), ale nie są radośni do końca. Też za czymś tęsknią i czegoś sie boją. W ucieleśnionych aniołach nie ma tyle lęku.
Wynika to z faktu, ze dla istot mroku takie ucieleśnienie się w fizyczności i życie, jakie tu maja, prowadzi do powstania i powrotu w światło. Anioły z tego światła nie odeszły, tu zaś żyją doświadczając fizyczności, a z każdym wcieleniem znowu się wyciszają i wracają powoli do domu, czyli miejsca skąd przyszły.

Ta teoria jest może szokująca dla, wielu, ale jak sie jej sama dobrze przyjrzałam to ma to ręce i nogi, i jest logicznym wytłumaczeniem.

Wiadomo też, ze szamani często mieli w zwyczaju ściąganie na ziemię potężnych duchów natury i nie mam tu na myśli obrzędów typu VooDoo gdzie mamy krótkotrwałe opętania (też forma ucieleśnień), ale zwabienie takiego ducha by zechciał sie narodzić. Często dzięki temu plemię zyskiwało bardzo potężnego szamana czy wodza.
Pewnikiem z aniołami jest podobnie, a dla demonów może to jedyna droga do światła?
Jak myślicie?

czwartek, 21 października 2010

Paranormalne BHP

Do napisania tego artykułu zainspirował mnie tekst zamieszczony w jednym z numerów „Czwartego Wymiaru”, dotyczący niebezpieczeństw i zagrożeń czyhających na drodze rozwoju zdolności paranormalnych. Niestety dość powszechne jest przekonanie, że ezoteryka, ta szeroko rozumiana jest drogą bezpieczną i miłą. O ile ścieżki magii mogą nieść ze sobą jakieś zagrożenia, o tyle w szeroko rozumianym rozwoju duchowym nie dostrzega się ich. Tymczasem one są i nie należy ich bagatelizować. Zwłaszcza, kiedy rozwija się pewne, tak zwane paranormalne zdolności. Mam tu na myśli głownie jasnowidzenie, wróżbiarstwo, czy szeroko rozumiane postrzeganie pozazmysłowe.
Zwłaszcza osoby, które maja za sobą pierwsze, udane próby w tej materii powinny mieć się troszkę na baczności. Bo przy udanym eksperymencie nie trudno o euforię, a i chęć doświadczania więcej i częściej jest kusząca. Tymczasem łatwo tu się zatracić i doznać pewnego rodzaju rozchwiania emocjonalnego czy nawet psychicznego. Co więc zrobić?
Przede wszystkim dobrze się uziemić. Mam tu na myśli nie tylko uziemianie się konieczne podczas medytacji czy ćwiczeń mentalnych, ale i uziemianie się na resztę dnia.
Kiedyś pewien znajomy szaman powiedział mi, że jeśli się na codzień obcuje z tym innym wymiarem, to dobrze jest mieć jakąś kotwicę przyziemności. Np. najbardziej na świecie zwyczajną pracę, lub równie zwyczajne hobby, czy też przyjaźnie spoza ezoterycznego kręgu. I patrząc na swoje doświadczenia oraz moich przyjaciół ezoteryków, przyznaję rację temu szamanowi.

Świat Ezoteryki jest kuszący jak sama magia. Bywa jednak zwodniczy, a i zatracić się w nim nie jest trudno. Dlatego warto pamiętać, by rozwijając w sobie zdolności paranormalne zachować pewien dystans i margines. Mój tata nazywał to wentylem bezpieczeństwa. Jak to zrobić? Bardzo prosto. Na początek dobrze wyrobić w sobie nawyk, by ćwiczenia rozwijające nasze zdolności paranormalne przeprowadzać tylko w określonych ramach czasowych. Poza tym resztę dnia spędzić myśląc i czując racjonalnie, bez prób percepcji pozazmysłowej różnych sytuacji.
Pamiętać, by w stanach wzburzeń emocjonalnych, wątpliwości czy po prostu gorszego dnia, nie wychodzić poza stan fizyczny. W takich chwilach lepiej zrezygnować z ćwiczeń postrzegania pozazmysłowego, a zamiast tego oddać się wyciszającej medytacji, przywracającej w nas spokój i harmonię.
Kolejna sprawa to odczuwanie energetyczne. Tu szczególną uwagę zwracam osobom zajmującym się energetyką, np. bioenergoterapią, Reiki, uzdrawianiem pranicznym, czy inną metodą energoterapii. Ważne jest by nauczyć się czasem wyłączać wrażliwość energetyczną, a przede wszystkim odcinać się i zabezpieczać przed energiami innych. Zwłaszcza w pracy z Klientami jest to ważne, bo czasem w ich energetyce sporo jest brudów, które chętnie przyklejają się do innych.
Kolejna sprawa, i to bardzo trudna, to nauczenie się oddzielania kontrolowanego stanu przyjmującego mentalne przekazy od zwyczajnego stanu umysłu. Niestety, zwłaszcza na początku drogi, zdarza się, że tak bardzo chcemy coś dostrzec, usłyszeć, zobaczyć, że zapominamy, iż często pewne zjawiska są naturalne i zwyczajne. Cień firanki na ścianie najczęściej jest tylko cieniem firanki na ścianie, a nie pojawieniem się duchowej istoty. Dlatego właśnie, napisałam wyżej by pewne ćwiczenia przeprowadzać w określonych porach czy w wyznaczonych ramach czasowych.
Następna dość istotna rzecz, to margines błędu. Należy zawsze go sobie zostawić i nie wykłócać się na siłę, że coś jest białe, a nie czarne. Świat pozazmysłowy rządzi się innymi prawami i trzeba o tym pamiętać. Czasem dwie osoby tę samą rzecz postrzegają w nim zupełnie inaczej. I jest to wbrew pozorom logiczne. Bo większość z tego, co odbieramy, słyszymy, czy widzimy po tej drugiej stronie lustra, i tak przefiltrowujemy przez nasz umysł, nasze postrzeganie świata, wpojone wzorce. Weźmy dla przykładu anioły. Już sama nazwa „anioł” wywołuje w nas skojarzenie, że jest to świetlista istota, z wyrastającą z pleców parą białych skrzydeł. Najczęściej, więc, te istoty postrzegamy przybrane w formę, jaką znamy od wieków z kościelnych obrazów czy ikonografii. Co jednak nie znaczy, że ktoś inny nie może zobaczyć ich np. w jeansach i T-Shircie. Wszystko zależy od naszych wzorców.
Najważniejsze w tym paranormalnym świecie to nie dać się zwariować i zachować umiar i rozsądek. Jeżeli tego nie brak, na pewno uda nam się doświadczyć wielu ciekawych zjawisk, niedostępnych osobom jeszcze nie obudzonym.
Na koniec pozwolę sobie przypomnieć o kilku ważnych rzeczach, niezbędnych podczas ćwiczeń i praktyk mentalnych.
1.Przystępując do ćwiczeń czy praktyk (także terapii) mentalnych wycisz się i doprowadź do równowagi emocjonalnej. Nawet krótka medytacja jest tu wskazana.
2.Oczyść wcześniej pomieszczenie, tak by praktyka i ćwiczenia były bezpieczne.
3.Pierwsze kroki na „paranormalnej” drodze staraj się stawiać z kimś doświadczonym. Nie dochodź do pewnych rzeczy metodą prób i błędów. Lepiej zapytaj, kogoś z doświadczeniem. Pamiętaj, że kiedy uczeń jest gotowy i nauczyciel się znajdzie.
4. Zachowaj rozsądek i ostrożność. Odrobina sceptycyzmu jest bardzo wskazana.
5.Nie przystępuj do ćwiczeń czy praktyk po sutym, ciężkim posiłku. Planując ćwiczenia mentalne zjedz wcześniej lekko strawny posiłek, najlepiej wegetariański. Pamiętaj, że ciężkostrawne dania utrudniają percepcję pozazmysłową.
6.Bądź elastyczny, nie upieraj się, że coś jest lub nie ma. Czasem po prostu przyjmij to, co widzisz i słyszysz, zachowując jednocześnie rozwagę i ostrożność.
7.Nie zniechęcaj się niepowodzeniami. Pamiętaj, że trening czyni mistrza.

Na koniec życzę sukcesów w tej ezoterycznej ścieżce.
Pozdrawiam

środa, 20 października 2010

Pustka pustej Runy

Szperajac w necie za ciekawymi artykułami, a pośród różnych śmieci można takie znaleźć, trafiłam na ciekawy artykuł Marka Reszuta, o runie Wyrd. Jest tu i troche historii i troche ciekawych informacji. Myślę, ze osoby, kytóre zajmuja się runami oraz te, które maja to w planach z zainteresowaniem przeczytają ponizszy tekst. Dlatego przytaczam go w całości.



Marek Reszuta
Pustka Pustej Runy

Co by się stało, gdybym wziął talię kart Taro, poprzestawiał kolejność Arkanów, dołożył do tego własną ideę i sprzedawał tak spreparowaną teorię jako "Wprowadzenie do starożytnego Tarota Egipskiego"? Prawdopodobnie zostałbym wyśmiany w prasie ezoterycznej i raczej żadnemu poważnemu badaczowi nie chciałoby się ze mną dyskutować. Bo niby z czym? Z tym, że coś mi się poprzestawiało?

Stworzenie czegoś nowego ze starego i przedstawienie tego jako archaicznego nie jest możliwe w Taro, ale jeszcze nie tak dawno było możliwe w Runice. Jednym z powodów była powojenna głucha cisza nad ezoterycznym wykorzystywaniem Run. Ale to już sprawa Wielkiej Polityki i negatywnych skojarzeń symboli runicznych z wysokimi, błękitnookimi blondynami w czarnych mundurach (nawiasem mówiąc w Niemczech publiczne posługiwanie się niektórymi runami może doprowadzić do aresztowania, a nawet skazania za agitację pronazistowską....). Sytuacje tę wykorzystali oczywiście Ci, którzy chcieli zarobić. A że pewnie coś-nie-coś Starego Mistrza von Lista całkowicie się jeszcze nie spaliło - można było publikować. I tak dochodzimy do sedna mojego tekstu, ale najpierw małe wyjaśnienia.

Podstawowym narzędziem pracy runisty jest Futhark, zwany Starszym. Jest to system 24 symboli germańskich wykorzystywany w celach wróżebnych, magijnych i medytacyjnych. Każdy, kto poważnie zajmował się Futharkiem zauważył, iż kolejność run nie jest przypadkowa - symbole są ściśle powiązane z poprzednimi, tak jak gdyby następna runa dodawała komentarz do swojej poprzedniczki. Dopiero po długim okresie pracy z runami "dowiadujemy się" dlaczego runy dzielimy na trzy rodziny, dlaczego jest taka a nie inna kolejność itd. - pamiętajmy przy tym, że Futhark jest systemem skończonym, lecz nielinearnym!. No właśnie - systemem skończonym!!! Części adeptom pozornie skromny system 24 znaków wydaje się ograniczać ich potrzeby duchowe. Chciałoby się doradzić - zwolnij i jeszcze raz przyjrzyj się temu co masz, lecz są tacy, którzy w swoich poszukiwaniach (chwała im za to!) do jednorodnego egregoru runicznego dodają coś mu zupełnie obcego, niezgodnego z nauką, tradycją i potrzebą (i za to im już pochwały się nie należą). Takim przykładem jest "Pusta Runa", tj. kamień runiczny na którym nie ma żadnej runy, jest pustka (!?! to jakże to może być "kamień runiczny" - to po prostu zwykły kamień!!). W wielu opracowaniach autorów polskich i zagranicznych spotkałem się z funkcjonowaniem tego potworka i pojąć nie mogę jak można bezkrytycznie kopiować coś co nie ma żadnego uzasadnienia praktyczno-teoretycznego i jest ideologicznie obce Runom (a one są zazdrosne!!!). Pozwolę sobie, jako prawnik, usystematyzować moją krytykę:

Po pierwsze - runy były wycinane (malowane, ryte, wyszywane, medytowane). Nijak nie da się wyciąć nożem pustki, a dla szamanów runicznych pomysł ten byłby zapewne absurdalny i raczej nie mogliby go pojąć.

Po drugie - w literaturze tłumaczy się, że pusta runa to Runa Wyrdu, "symbol przeznaczenia człowieka" (cytat oryginalny z jednej z polskich książek). To nieporozumienie - każda z run jest "symbolem przeznaczenia", bo operując swoim mitem opowiada o pewnym stanie i losie człowieka. Poza tym, cały Futhark, wszystkie 24 runy, to symbole przejawiania się w życiu człowieka Wyrdu. Wyrd - w odróżnieniu od chrześcijańskiej predestynacji, to to na co człowiek nie ma wpływu, ale co można określić!

Po trzecie - skąd się wziął ten pomysł? Hmm.. I tu dochodzimy do sedna sprawy - a raczej pewnej gry umysłowej - czy nasi autorzy książek o runach to ci, którzy doświadczyli, czy też przeczytali-skompilowali-sprzedali ? Pustą runę wymyślił bardzo znany w Europie Zachodniej w latach 70-tych Ralph Blum. Otóż Pan ten opracował własny system runiczny (nie nazywajmy tego Futharkiem, zaraz wyjaśnię dlaczego). Był to system skończony, mający początek i koniec, całkowicie linearny i miał opowiadać o podróży duchowej adepta od runy MANNAZ ("człowiek" - dlatego systemu Bluma nie można nazwać Futharkiem) do Runy Odyna, Runy Absolutu. System Bluma to po prostu podróż człowieka do Boga, zaś symbole runiczne to poszczególne stopnie na "drabinie" prowadzącej do jego Poznania.

Blum nadał Pustej Runie bardzo duże znaczenie (i pewnie dlatego ten fragment egregoru przetrwał). Miał to być symbol "wyższego Rozumu, niedostępnego i niezrozumiałego niegodnym śmiertelnikom", "wyższej siły, z którą się można utożsamiać" (cytaty pochodzą z opracowania Bluma - czyż nie brak tu logiki?), Absolutu. W pewnym sensie Pusta Runa miała być poza właściwym systemem run, stanowić odrębną, samoistną, lecz najważniejszą jego część. I wszystko to miało wynikać z Tradycji (jakoby - germańskiej). Kłopot w tym, że w starożytnej religii germańskiej nigdy nie funkcjonowało pojęcie Absolutu, ani taka forma Wyższej Inteligencji, której śmiertelnik nie może pojąć - tę ideę Blum przejął z chrześcijaństwa, z ducha obcemu Tradycji Ludów Północy. Starożytny Szaman wchodził w kontakt z Bogiem (Odynem, Thorem, Tyrem), ale dla niego był to Bóg posiadający wszystkie przymioty człowieka, no.... trochę bardziej bardziej wszechmogącego. Ale "Absolut"? Absolutnie...

Problem również w tym, że system Bluma działał, ale tylko w przypadku Bluma, gdyż był to jego własny, na własny użytek stworzony, autorski system przejawiania się run (nota bene - ja tworzę co miesiąc taką Matrycę, w celu poznania i pełnego doświadczenia aktualnego i przyszłego stanu mojego Wyrdu, lecz nie nazywam tego odrębnym systemem!!!). Sądzę, iż stworzony przez Bluma egregor był ciut za słaby, aby przebić się przez Futhark Odyna (Far Thil Odin!).

Skąd Ralph Blum wziął Pustą Runę? Odpowiedź jest prosta - z Taro. Zafascynował go Arkan Głupca, lecz o ile w Taro istnienie tego arkanu ma sens, gdyż wychodzi z całkiem innych podstaw filozoficzno-mistycznych, to w Futharku Pusta Runa funkcjonuje w efekcie jako Pustka, całkowita przezroczystość i Milczenie. I takie widzę zastosowanie tej runy dla tych, którzy chcą się nią posługiwać. Blumowska Pusta Runa mówi po prostu - "Nie chce mi się z Tobą gadać".

Marek Reszuta

Moskwa, 2005.01.07

http://www.taraka.pl/?id=pustaruna

Hawayo Takata - Biografia

Twórcą Reiki, jak wszyscy wiemy, był Mikao Usui. Jednak to Hawayo Takata była tą, która przyniosła Reiki do swiata zachodniego i to od niej wyszli zachodni Mistrzowie Reiki.
Dzięki niej dziś w swicie zachodnim mozemy cieszyć się dobrodziejstwem reiki.
Oto portret Pani Hawayo Takaty, znaleziony na stronie: http://www.reikimaster.pl/reiki_takata.htm

Stronę te polecam wszystkim zaointeresowanym Reiki. Są tam też ciekawe zdjęcia Pani Takty i dr Mikao Usui.


HAWAYO TAKATA


24 grudnia 1900 roku w Hanamaulu na Hawajach, przyszła na świat Hawayo Kawamuru, córka japońskich imigrantów pracujących na plantacji trzciny cukrowej.

Hawayo zaczęła pracować dość wcześnie, kiedy miała 13 lat. Początkowo pomagała innym w nauce, i dorywczo pracowała w kiosku, później pomagała w kuchni, aby wreszcie objąć stanowisko gospodyni domu u pewnej bogatej rodziny.

W tym ostatnim miejscu przepracowała około 25 lat, i w tamtym właśnie okresie, spotkała swojego przyszłego męża Saichi Takata. Pobrali się w marcu 1917 roku. Jak opowiadała, byli ze soba bardzo szczęśliwi i doczekali się 2 córek (jedna z córek Alice Takata-Furumoto, urodziła później Phyllis Lei Furumoto)

Niestety pan Takata pod koniec 1920 roku poważnie zachorował. Pojechał wtedy do Japonii, leczyć się w klinice dr. Maeda w Tokio. Niestety niewiele dało się zrobić. Saichi w 1930 roku, w wieku 34 lat zmarł na raka płuc. Hawayo Takata bardzo przeżywała śmierć męża. Pozostała sama z dwójką dzieci.

"Tylko ich istnienie powstrzymywało mnie przed samobójstwem... Mogłam patrzeć na ich małe twarzyczki kiedy spały z takim spokojem. Wiedziałam, że nie mogę im tego zrobić. Byłam dla nich matką i ojcem."

Mimo ogromnego smutku pracowała ciężko przez wiele godzin dziennie, by utrzymać rodzinę. Praca na dwóch etatach była bardzo wyczerpująca. Nadmierna eksploatacja nadwyrężała ją i wywoływała coraz poważniejsze niedomagania. W końcu po czterech latach przeszła załamanie nerwowe. Zaraz potem w 1935 roku zmarła jedna z sióstr Takaty.

"...W wieku 35 lat, miałam wszystkie możliwe rodzaje dolegliwości: zapalenie wyrostka robaczkowego, łagodne nowotwory, kamienie w woreczku żółciowym i na dodatek astmę, która nie pozwalała mi na poddanie się operacji z powodu przeciwskazań anestezjologa...
...Schudłam do 97 funtów (44 kg)... byłam emocjonalnie zdewastowana. Moi bliscy umierali...
...Zawsze wierzyłam w Boga i chodziłam do kościoła. Któregoś dnia podczas modlitwy powiedzałam: "Boże, przede mną jest mur, pomóż mi."
I powiedziałam do siebie: "Jeżeli Bog mnie słyszy, to mi pomoże" Byłam tak skoncentrowana, i wtedy coś się stało. Usłyszałam głos. Teraz nazywamy to jasnowidzeniem, czy jasnosłyszeniem. Ja nie wiedziałam o czymś takim w 1935 roku. Słyszałam głos mówiący zaraz po tym, kiedy żaliłam sie tak gorzko. Wtedy, stało się coś takiego, jakbym poczuła całe zmartwienie, cały ciężar, całe ubóstwo Świata. Powiedziałam: "Czemu jestem biedna? Czemu jestem tak schorowana, obolała? Czemu jestem tak całkiem pogrążona w smutku?". Głos, który mi odpowiedział był głośny i czysty. Powiedział trzy razy: " Uwolnij wszystkie swoje choroby! Po prostu odkryj swoje zdrowie, szczęście i bezpieczeństwo!". Nie mogłam uwierzyć własnym uszom dopóki nie usłyszałam tego trzy razy. Słyszałam ten przekaz trzy razy!...
...Po 21 dniach byłam na łódce do Tokio, mając nadzieję odlaleźć tam pomoc."

Hawayo odbyła podróż do Japonii, aby powiadomić rodziców o śmierci siostry.

Gdy zjawiła się u nich, była naprawdę w złym stanie. Cierpiała na okropne bóle brzucha i kaszel, a więc namówili ją do złożenia wizyty w klinice Dr. Maeda w Tokio. Była tam badana przez trzy tygodnie i stwierdzono u niej zapalenie wyrostka robaczkowego, mięśniaki, kamienie w woreczku żółciowym i astmę (appedicitis). Szykowano sie do operacji, jednak ze względu na niedożywienie i wycieńczenie Dr. Maeda najpierw zalecił jej odpoczynek. Powiedział, że powinna nabrać trochę siły przed operacją. Pani Takata i jej dwie małe córki zostały wiec w szpitalu ...

Po 21 dniach pobytu w szpitalu, Hawayo Takata była gotowa na operację. Kiedy leżała już na operacyjnym stole, nagle znowu usłyszała głos, który tym razem powiedział jej, że nie powinna poddawać się operacji, gdyż nie jest to potrzebne. Pani Takata powiedziała, że uszczypnęła się aby mieć pewność że jest świadoma i przy zdrowych zmysłach. Ponieważ i tym razem trzykrotnie usłyszała upomnienie, nagle zeszła ze stołu operacyjnego. Kiedy pojawił się Dr. Maeda, powiedziała mu że przyczyną jej zachowania nie jest obawa przed śmiercią. Chciałaby po prostu wiedzieć, czy możliwa jest jeszcze jakaś inna forma leczenia. Kiedy na pytanie, jak długo zamierza pozostać w Japonii odpowiedziała, że dwa lata, Dr. Medea poprosił o to by się ubrała i wezwał swoją siostrę, która pracowała w szpitalu jako dietetyczka.

Pani Shimura, siostra Dr.Madea, kilka lat wcześniej zapadła w śpiączkę, z powodu dezynterii. Właściwie już umierała, kiedy szkolna koleżanka jej córki zwróciła się o pomoc do mistrza Reiki Dr. Chijuro Hayashi. Dzięki zastosowanej przez niego terapii, ku ogromnemu zdziwieniu wszystkich, wyszła ze śpiączki i ostatecznie powróciła do zdrowia.

Pani Takata skontaktowała się z Dr. Hayashi. Niezwłocznie została przewieziona do małej kliniki Hayashi'ego, gdzie codziennie otrzymywała zabiegi Reiki.

"Dwóch jego praktykantów pracowało nade mną... Jeden zajmował się pozycjami na oczach, głowie, zatokach, tarczycy i grasicy, a drugi nad resztą ciała...
...Jestem ciekawską kobietą. Powiedziałam sobie: "Muszę dowiedzieć się jak oni to robią. Co sprawia, ze czuję najpierw ciepło, a następnie gorąco emanujące z ich dłoni?" Spoglądałam ponad stół, na sufit, wszędzie. Nie mogłam znaleźć żadnych przewodów, ani instrumentów. Wtedy pomyślałam: "Aha, rękawy!" Asystenci Dr. Hayashi'ego nosili japońskie kimona z długimi rękawami, do których można było coś włożyć. Oni pracowali tak cicho. Nie było żadnych rozmów... ...Moja chwila nadeszła... Kiedy byłam uzdrawiana, nagle chwyciłam praktykanta za rękaw. Był bardzo zaskoczony, ale pomyślał, ze potrzebuję trochę Kleenex (preparat na astmę?), więc troskliwie mi go podał. Ja odpowiedziałam: "Nie, chcę zobaczyć to urządzenie w twoim rękawie" Wtedy wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Ponieważ zabiegi przeprowadzane były w całkowitej ciszy, Dr. Hayashi natychmiast wszedł, żeby zobaczyć co wywołało to nadzwyczajne poruszenie..."

Dr.Hayashi wyjaśnił Pani Takacie kwestię Uniwersalnej Siły Życia, energii która pojawia się podczas zabiegów, i przepływa przez uzdrowiciela do osoby uzdrawianej. To właśnie ona daje moc dłoniom i sprawia że stają się elektrodami. Właśnie ta siła zaczyna uzdrawiać i przywracać balans w całości wewnętrznego systemu.

"...Reiki pomaga osobom, które mają szczere pragnienie wyzdrowienia,
i które porzucają nawyki zagrażające ich zdrowiu.
Tym, którzy chcą ustanowić normalny balans w zdrowiu..."

Stan zdrowia Hawayo Takaty cały czas był monitorowany przez Dr.Madea. Po trzech tygodniach pojawiły się pierwsze rezultaty codziennych zabiegów, a po czterech miesiącach jej choroby całkiem zniknęły. Takata była pod wrażeniem uzdrowienia i zapragnęła nauczyć się czegoś więcej o Reiki. Została studentką Dr.Hayashi'ego i rozpoczęła pracę w klinice. Swój pierwszy stopień otrzymała w 1936 roku, a kilka miesięcy później w 1937 została wprowadzona w drugi stopień Reiki. Podczas pracy w klinice była też wysyłana, aby pomagać innym w terenie. Kiedy później sporządzono raport dla Dr. Hayashi, wynikało z niego, że Takata zdała swój egzamin perfekcyjnie.

Kilka tygodni później Hawayo Takata wraca na Hawaje. Początkowo nie miała zamiaru zajmować się Reiki profesjonalnie, ale po pierwszych sukcesach uzdrowienia przyjaciół i osób z rodziny, wieść o jej uzdolnieniach szybko się rozprzestrzeniła, więc Takata otworzyła swój pierwszy gabinet.

W listopadzie 1937 roku na Hawaje przyjeżdza Dr.Hayashi. Daje publiczne wykłady o Reiki, przeprowadza kursy i leczy ludzi. Gości wraz z córką u Hawayo Takaty, której 1 lutego 1938 roku nadaje oficjalnie, potwierdzając ten fakt u notariusza, tytuł Mistrza Reiki. (Jak opowiadała później jedna z uczennic Hawayo - Helen Haberly, podobno na opłacenie stopnia mistrzowskiego, Takata wystawiła na sprzedaż swój dom.)

w 1938 roku, Takata wyjechała do Chikago, aby doszkolić się w tematyce medycznej i odnowie biologicznej. Kiedy wróciła na Hawaje bardzo szybko otworzyła swoją pierwszą klinikę w Hilo, Big Island na Hawajach.

W 1940 Takata otrzymuje telegram od Hayashi'ego z prośbą niezwłocznego przybycia. 10 maja 1940 roku Chujiro Hayashi odbiera sobie życie w obliczu nadchodzącej wojny. Powiedział, ze jest człowiekiem pokoju i nie zamierza iść na wojnę.

W 1941 Japończycy zaatakowali na Hawajach Pearl Harbor. Jak wiadomo, Amerykanie odpowiedzieli dwoma atomowymi atakami bombowymi. Długo trwał klimat zimnej wojny pomiędzy USA a Japonią. Dr. Barbara Weber Ray, jedna z uczennic Takaty, opisywała iż Hawayo żyła w klimacie "rządów dysharmonii, animozji i uprzedzeń". W USA bardzo długo, wszystko co japońskie odbierane było bardzo źle. Jednakże, sztuka kładzenia dłoni była zakotwiczona również w chrześcijaństwie. Być może właśnie z tych wszystkich powodów, Takata rozprzestrzeniła chrześcijańską wersję opowieści o Dr.Usui, oraz zabroniła pisemnego przekazywania symboli.

Takata w 1955 posiada już swój własny ośrodek odnowy biologicznej SPA w La Jocinta w Kaliforni. Było to piękne miejsce z basenami, służącymi do uzdrawiania, rekonwalescencji oraz rekreacyjnego pływania. Jednakże sprzedała go i wróciła na Hawaje. Otworzyła tam klinikę Reiki w Kurtistown, a potem drugą na Oahu. Sama wycofała sie z pracy. Zaczęła podróżować i rozprzestrzeniać Reiki po USA. Podczas wykładów opowiadała historię o tym jak uczyła się "Usui Reiki Ryoho" od Dr. Hayashi. Mówiła, iż Hayashi udzielając jej lekcji przekazał jej dokładnie to samo, czego nauczał Usui, i że właśnie tego, ona sama uczy bez żadnych zmian. Na wystawianych przez siebie certyfikatach używała jednak nazwy Usui Shiki Ryoho (System Naturalnego Uzdrawiania (wg.) Usui).

Hawayo Takata pobierała opłaty za szkolenia w wysokości 125$ za I stopień, 500$ za II stopień. Gdy w 1976 roku zaczęła inicjować pierwszych Mistrzów, ustanawiła za to szkolenie opłatę w wysokości 10,000$. Jednak zdarzały się przypadki, że przyjmowała zapłatę 1000$ w gotówce, resztę rozliczenia przyjmujac w organizowanych dla niej kursach. Podobno Virginia Samdahl, Ethel Lombardi i Barbara Weber (Ray) organizowały dla pani Takaty dużą liczbę kursów, najprawdopodobniej właśnie w rozliczeniu za stopień mistrzowski. Jej pierwsi czterej mistrzowie to Virgina Samdahl, Barbara McCullough, Ethel Lombardi and John Harvey Gray.


W USA, zainteresowanie Reiki stale rosło. Wykłady Hawayo Takaty zawsze prowadzone były ciekawie i z humorem. Poruszała podczas nich również codzienne, życiowe tematy.

"... Dlaczego zwierzęta miałyby nie skorzystać na Reiki? Nawet wasze rośliny będą rosły lepiej, jeśli będzicie je dotykać...
...Chore organy dosłownie piją z rąk uzdrowiciela, wibracje głęboko penetrują ciało w okolicach, które tego potrzebują... Nawet jeśli nie jesteśmy świadomi, gdzie znajdują sie nasze kłopoty, obserwujemy reakcję na dotyk...
... Nigdy nie jedz kiedy się martwisz, lub jesteś zdenerwowany ...jeśli możesz wybieraj owoce i warzywa ... Zasadą jest umiarkowanie we wszystkim...
... Powinniśmy być zdrowi i szczęśliwi w tym świecie, a wiec powinniśmy spełniać się zgodnie z przeznaczeniem z którym tu przybyliśmy. Zdrowy rozsądek i energia Reiki mogą uczynić to możliwym...

z artykułu opublikowanego w 1974r.

Pani Hawayo Takata zmarła w 1980 roku, pozostawiając po sobie 22 Mistrzów.

Virginia Samdahl 1976
Ethel Lombardi 1976
John Harvey Gray 1976
Dorothy Baba 1976
Bethel Phaigh
Harry Kuboi 1977
Fran Brown 1979
Barbara McCullough
Kay Yamashita
Iris Ishikuro
Phyllis Lei Furumoto 1979
Shinobu Saito 1980
Barbara Weber Ray 1979
Beth Gray 1979
Paul Mitchell 1979
Rick Bockner 1980
Barbara Brown 1979
Wanja Twan 1979
George Araki 1979
Patricia Ewing
Ursula Baylow
Mary McFadyen

Źródła z których pochodzą poniższe wiadomości, podają że:

- Dorothy Baba, George Araki, Ursula Baylow, Barbara Brown, Iris Ishikuro, Bethel Phaigh, Barbara Mc Cullough, Virginia Samdahl i Kay Yamashita już nie żyją.

- Beth Gray, Patricia Bowling Ewing - nie uczą już Reiki.

- Harry Kuboi, Ethel Lombardi, Barbara Weber Ray - nie uczą już Reiki Usui.

- Rick Bockner, Fran Brown, Phyllis Furumoto, John Gray, Mary McFadyen, Paul Mitchell, Shinobu Saito oraz Wanja Twan nadal nauczają Reiki Usui.

................................................................................................

Źródło: http://www.reikimaster.pl/reiki_takata.htm

Oczyszczajaca i ochronna funkcja Reiki

Czy masz czasem uczucie, że w danym miejscu, albo z danym przedmiotem coś jest nie tak? Czy zdarza Ci się odczuwać niechęć i negatywne emocje innych? Czy miewasz etapy w życiu, że wszystko zdaje się iść jak po grudzie?
Żyjemy w świecie pełnym rozmaitych energii. Wytwarzają ją ludzie, zwierzęta rośliny, maszyny, urządzenia z którymi stykamy się na co dzień. Wytwarzają ją także myśli i emocje. Stykając się z innymi, w pracy, autobusie, na spotkaniach towarzyskich, nasze aury siłą rzeczy przenikają się z aurami innych osób. Na pewno nie raz zdarzyło Ci się nowo poznaną osobę odebrać jako kogoś miłego, lub przeciwnie, od pierwszej chwili wyczuwa się dziwną niechęć. To są reakcje i odczucia aury.
Podobnie jest z miejscami, które nie raz gromadzą energię latami. Mieszkania, w których latami żyły osoby o pesymistycznym nastawieniu, nieszczęśliwe, kłótliwe małżeństwa, wydarzyły się nieszczęścia, itp., gromadzą emocje i energie tych osób. Nowy lokator czy nawet gość, często w takim domu źle się czuje, miewa złe sny, często zapada na infekcje.
Takie naładowanie energetyczne może też dotyczyć przedmiotów. Czasem otrzymany dar lub odziedziczony przedmiot odbieramy jako negatywny, przynoszący pecha. Zapewne znasz opowieści o takich nieszczęśliwych, obarczonych klątwą czy fatum rzeczach lub miejscach. Reiki w sposób prosty, a skuteczny może oczyścić i uzdrowić miejsce lub przedmiot.
Domy, mieszkania, miejsca pracy, itp. – nie tylko nowe mieszkanie, ale i swoje stare kąty warto raz na czas oczyścić. Sprzątasz co dzień, ale jak często robisz porządki energetyczne? A naprawdę jest to istotne. W tym celu dobrze jest za pomocą Reiki słać energię do swego domu. Można nawet w ten sposób energetyzować poszczególne przedmioty czy meble. Energia Reiki, niczym miotła, wymiecie z domu negatywne energie. Ale prócz tego warto wykonac kilka innych, drobnych zabiegów.
Zapalenie świecy w pomieszczeniu (najlepiej białej) i pozwolenie jej wypalić się do końca, to jedna z bardziej skutecznych a przy tym prostych metod oczyszczania i ochrony mieszkania. Kolejną jest sól. Przed większymi porządkami, czy odkurzaniem mieszkania, warto sypnąć w nim trochę soli. Najlepiej w kąty, bo tam zwykle gromadzi się najwięcej „brudów” energetycznych i nie tylko energetycznych. Jednocześnie wraz z solą posłać w te miejsca Reiki. Albo wcześniej naładować nią sól.
Inaczej nieco oczyszczamy przedmioty. Jeśli jest to możliwe, należy je dokładnie umyć pod strumieniem zimnej wody, a następnie okadzić w dymie z kadzidła (najlepiej z białej szałwii lub z bylicy). Jeśli nie jest możliwe zanurzenie przedmiotu w wodzie wówczas okadzamy go, posypujemy solą lub zostawiamy na dobę w mieszance ziół i soli (szałwia, bylica, ostrożeń). Oczywiście dodatkowo przedmiot trzymając w dłoniach „ładuj” energia Reiki z intencją oczyszczenia.
Z siebie też możesz zdjąć potencjalny zły urok lub pecha, robiąc sobie codzienne zabiegi Reiki. Dodatkowo kąpiel z wywarem z czarciego ziela (ostrożeń warzywny) oczyści tak ciało, jak i aurę. Wystarczy trzy łyżki stołowe ziela zalać wrzątkiem i parzyć pod przykryciem około 20 minut. Następnie odcedzić i wlać do wanny z dodatkiem garści soli (najlepsza jest sól morska lub himalajska). W takiej wodzie kąpiemy się od 10 do 20 minut. Jeśli chcesz się przekonać czy nie było na Tobie jakiegoś uroku, zostaw wodę na około godzinę czasu i obserwuj. Jeśli zmieni kolor, zmętnieje lub pojawią się w niej nietypowe kłaczki, znaczy to, że było coś na rzeczy i wówczas kąpiel należy powtarzać do czasu, aż woda będzie czysta. Zwykle do siedmiu dni pod rząd. W trakcie takiej kąpieli warto robić sobie zabiegi Reiki, co dodatkowo wzmocni działanie ziół i oczyści nasza aure.
Reiki, zwłaszcza wykonywane regularnie względem siebie i otoczenia, będzie też spełniało funkcję ochronna. Z czasem zobaczysz, że w kątach coraz mniej zbiera się brudów energetycznych i fizycznych, atmosfera domu się poprawia, a znajomi będą dobrze się u Ciebie czuli.

niedziela, 17 października 2010

Opowieści z dreszczykiem z Reiki i nie tylko z Reiki

W tym miejscu chciałabym poruszyć jeszcze jeden temat dość ważny nie tylko dla systemu Reiki, a mianowicie spotkania z innymi istotami zamieszkującymi wymiary duchowe i astralne.
Dlaczego tak? Ponieważ wiele osób pracujących z energią Reiki zajmuje się też tzw. egzorcyzmami świeckimi. Ja osobiście odradzam taką prace początkującym osobom nawet mającym już III stopień Reiki. Droga egzorcysty nie jest łatwa, a często dla dobra innych wyklucza inną pracę z Klientem. Z tego co słyszałam wielu mistrzów Reiki, którzy zawodowo zajęli się egzorcyzmowaniem, odeszło od uzdrawiania i inicjowania ludzi, w obawie, by nie przenieść czegoś na nich.
Ja osobiście uważam, że Reiki zabezpiecza dostatecznie inicjowanego i inicjującego przed nieporządanymi bytami, jednak faktycznie przy spotkaniach z istotami duchowymi „wyższego kalibru” samo Reiki może być nie dość wystarczające, a osoby egzorcyzmujące zwykle stosują też inne techniki pracy.
Jeśli więc nie masz predyspozycji psychicznych i powołania w stronę egzorcyzmów to się tym po prostu nie zajmuj. Jednak możesz spokojnie pomagać sobie i innym np. przy oczyszczaniu mieszkania z negatywnych energii czy uporania się z drobnym bytem zamieszkującym jakieś miejsce. Jednak w tym wypadku zważ na to, że często taka istota była tu pierwsza i ma prawo mieszkać na danym terenie.
Kiedyś zanim zbudowano dom w danym miejscu odprawiano specjalne rytuały, gdzie ofiarowywano duchom opiekującym się danym miejscem dary. Pytano je o pozwolenie na dzielenie z nimi miejsca zamieszkania. Dziś buduje się tam gdzie przewiduje plan zagospodarowania przestrzennego, ten zaś nie ujmuje w zapisie darów dla opiekujących się danym miejscem istot duchowych. Trudno się więc im dziwić, że często nie są zadowolone kiedy niszczy się ich terytorium.
Reiki uczy poszanowania wszelkich form życia, także duchowego. Dlatego jeśli masz do czynienia np. z tzw pechowym mieszkaniem, czy pechową firmą, spróbuj najpierw nawiązać kontakt z duchem opiekunem danego miejsca. Czasem wystarczy drobna ofiara, modlitwa dziękczynna czy inny rytuał dziękczynny, by w domu się uspokoiło, a pech nas opuścił.
Warto jednak mieć na uwadze, że nie każdy byt czy istota duchowa, z którymi możemy mieć do czynienia to ktoś przyjaźnie do nas nastawiony. Bywa i tak, że niestety możemy mieć do czynienia z istotą mroku, czasem nawet dość silna. Utaj doradzam dużą ostrożność. Czasem lepiej skierować Klienta do profesjonalnego egzorcysty (także świeckiego) niż samemu rzucać się na coś, co może nas przerosnąć, a Klientowi sprawić więcej kłopotów niż pomóc.
Egzorcyzmowanie to naprawdę trudna sztuka, nie jest też przeznaczona dla każdego. Jeśli czujesz powołanie w tym kierunku, to także lepiej zacząć od współpracy z kimś, kto zajmuje się tym zawodowo i w ten sposób zdobywać doświadczenie, a nie robić tego metodą prób i błędów.
Reiki jest bardzo pomocne w pozbywaniu się negatywnych energii i przynależnych im bytów, jednak może się okazać, że samo Reiki to za mało. I nie mam tu na myśli siły działania tej energii, ale postawy i doświadczenia osoby z nią pracującej. Bo ten „mroczny” świat naprawdę wymaga zachowania zimnej krwi i często dużej odporności na stres połączonej z wiarą.
Natomiast spokojnie można pomagać np. przejść komuś na drugą stronę, jeśli jest taka możliwość i potrzeba. Można też z pomocą Reiki chronić siebie i bliskich oraz miejsca, w których przebywamy, a także stosować je do oczyszczania.

W pułapce Ego

Ego to Ja. Tak najprościej można określić, czym jest ego. Bo z łacińskiego słowo to oznacza właśnie „Ja”. Rozszerzając tę definicję o „Słownik wyrazów obcych i trudnych” (autorstwa Andrzeja Markowskiego i Radosława Pawelca), dowiemy się, że ego w teorii psychologicznej Zygmunta Freuda: ja -świadoma część osobowości, która spełnia funkcje poznawcze i kieruje zachowaniem człowieka: W

psychoanalizie ego pośredniczy między sferą podświadomych popędów i pragnień - id - a sferą sumienia - superego.
Od ego wywodzą się kolejne pojęcia, jak egoizm, egocentryzm, egotyzm… Krótko mówiąc świat, który kręci się wokół mnie i mojej osoby. A dokładniej właśnie mojej świadomości. Ta zaś, kreuje rzeczywistość, w jakiej przychodzi mi żyć.
Co zatem stanie się, jeśli pozbędę się swego ego, jak sugerują niektóre kierunki szkół duchowych?
Moim zdaniem katastrofa, gdyż ego jest nieodłącznym elementem nas. Naszej trójczłonowej osobowości, czyli id, ego i superego, lub jak chcą niektórzy, podświadomości, świadomości i nadświadomości. Wyzbycie się jednej z tych części, zakłóca „zespołową pracę”. Id nie wie, czego chce, super ego popada w skrajności od poczucia winy do megalomani, a ego dusi się i przestaje spełniać swoje funkcje, czyli poznawać i kierować.
Co zatem zrobić, by móc iść do przodu w szeroko rozumianym rozwoju duchowym, a jednocześnie nie zniszczyć w sobie ego? Moim zdaniem trzeba zachować równowagę i harmonię między całą trójcą naszej osobowości.
Ostatnio wokół ego, sporo jest zamętu. Pisma i książki New Age, szkoły duchowe, chętnie obarczają winą za nasze niepowodzenia i zło tego świata właśnie ego. Rozpisują się o szkodach, jakie ego wyrządza nam, naszemu życiu, naszemu zdrowiu. Nawołują do wyzbycia się ego, odrzucenia go, zniszczenia w sobie. I wielu idąc za takimi agitacjami robi wszystko by się tego nieszczęsnego ego wyzbyć ze swego życia. Często popadając nawet w pułapkę samego ego, które łatwo się nie poddaje. A, że sprytu mu nie brakuje, tak kreuje (w końcu kreacja to jedno z jego zadań) rzeczywistością i świadomością, że człowiek zaczyna żyć w przekonaniu, że wyzbył się lub skutecznie wyzbywa ego, a w rzeczywistości jest nim coraz bardziej owładnięty. Nie dostrzegając tego, narzuca swoje widzenie świata innym, nawołuje wzorem swych duchowych agitatorów do wyzbycia się ego, chwali i akceptuje tych, którzy się do niego przyłączyli, neguje, a w skrajnych wypadkach prześladuje, tych, którzy żyją sobie ze swym ego za pan brat. Nie przyjmuje innej prawdy poza swoją własną – wyzbywania się ego. Nie dostrzega jednak, że tak naprawdę kieruje nim właśnie ego, które przez pewne nieumiejętne działania zamiast istnieć w harmonii z id i superego, zaczyna dominować, rządzić i oceniać. To ono właśnie zmusza do postrzegania siebie, jako lepszego od większości, bo bardziej świadomego szkodliwości ego. To ono poddaje ocenie innych segregując na lepszych – czytaj rzekomo wyzbywających się ego i na gorszych – czytaj nieświadomych czy też ślepych ignorantów, którzy kierują się ego. To ono będzie w końcu wyłapywało z książek, artykułów czy tekstów o rozwoju duchowym, wszystko, co potwierdzi i utwierdzi w słuszności swoich poglądów. Ono w końcu będzie walczyć, często zaciekle w obronie swych racji, dotyczących szkodliwości ego. Wydaje się to paradoksalne, że właśnie ego, będzie karmić się zwalczaniem ego. Ale tak właśnie jest, bo walcząc z ego, w rzeczywistości karmimy je i sprawiamy, ze wzrasta w siłę, przejmuje całkowicie nad nami kontrole i zakłóca harmonijna współprace z id i superego.
Spotkałam się z twierdzeniem, w jakiejś publikacji New Age, że praktyki i medytacje buddyjskie prowadzą do wyzbycia się całkowicie ego. Być może tak jest faktycznie, jednak w postawie buddyjskiego mnicha i „niuejdżowskiego” agitatora jest ogromna przepaść. Mnich żyje sobie w spokoju i harmonii z samym sobą, niczego nie narzucając innym, ani przede wszystkim nie oceniając innych. Mnich wie, że każdy z nas ma swoją drogę do przejścia i swoje doświadczenia do przeżycia. Mnich wie, że aby się przebudzić wystarczy chwila potrzebna na otwarcie oczu, nie musi nazywać części siebie: id, ego, superego, bo akceptuje je wszystkie w pełni. Zmienia w sobie to, co jest sprzeczne z jego naturą, rozwija w sobie to, co jest z nią zgodne. W ten sam sposób postępuje każdy oświecony i dążący do oświecenia. Mistrzowie Duchowi, oświeceni, mistycy, czy nawet Ci, którzy dopiero otwierają oczy na drodze oświecenia, wiedzą, kiedy jedna z trzech części osobowości zaczyna dominować. Czy jest to Ego, czy Id czy Superego, nie ma znaczenia. Znaczenie ma umiejętność rozpoznania w sobie dysharmonii i zapobieganie jej. Znaczenie ma też umiejętność takiego wykorzystania id, ego i superego, by móc stwarzać siebie, kreować swoje wnętrze i otaczający nas świat. I doświadczać go. Doświadczać Bycia. A nie da się Być bez ego. Bo Ego to Ja, a Ja to Bycie, Istnienie, Odczuwanie, Świadomość, Twórczość. Jam Jest – Jedna z najwspanialszych i najmądrzejszych afirmacji, jakie znam, nie mogłaby zaistnieć bez ego. Dlatego uważam, że nie należy dać się zwariować w oczernianiu, negowaniu i wyzbywaniu się ego. Zamiast tego nauczyć się po prostu Być. Nie oceniać – a to bardzo trudna sztuka. Nie narzucać. Uszanować doświadczenia innych, w pełni przeżywając własne. I kształtować je zgodnie z Własną Wolną Wolą. Tyle wystarczy, by nasze ego z dominanta stało się jednym z trzech czynników naszej pełnej osobowości.