sobota, 30 kwietnia 2011
Sen o....
Próbuję zdążyć do pracy. Odwożę kogoś. Przejeżdżając widzę sklep zoologiczny, notuję w pamięci by powiedzieć o tym, komuś z rodziny.
Jestem spóźniona 30 minut.
Teraz dla odmiany jestem uczestnikiem wypadku, współpracownik wychodzi z niego bez szwanku.
Jestem w jakimś miejscu, są dzieci, każde ma coś zaprezentować, ja razem z nimi. Mamy zatańczyć i coś zaśpiewać.
Mój syn śmieje się i czeka, a ja pzrenosze jego budowlę z klocków lego. Dom, gdzie się odbywa to przedstawienie jest ciemny i hałaśliwy. Pokój dziewczynki - mieszkanki tego domu - jest ciemny, ściany pomalowano na czarno, okna zasłonięte a jedynie pościel, firanki i burko są różowe.
Mówię do synka, że niestety budowla z lego została zniszczona ale on sie śmieje.
Słysze bębny. Idę za ich dźwiękiem. Na jasnej polanie siedzi ciemnoskóry wielki mężczyzna i gra na djmbe. Podoba mi się. Siadam obok niego o wyciągam swój bęben. Dostrajam sie do jego rytmu.
Nagle zauważam, że mój bęben jest przedziurawiony i jakiś mniejszy, jakby sam sie zmniejszył. Sprawdzam czy gra, wciąż gra czysto i pięknie mimo uszkodzenia. Ale w środku czuję niepokój. Żal i tęsknotę za tym bębnem.
W śnie pojawiała sie tez woda, deszcz, prysznic, w zasadzie taka woda, którą kojarzę z oczyszczaniem i życiem.
czwartek, 28 kwietnia 2011
Bęben raz jeszcze
środa, 27 kwietnia 2011
poniedziałek, 25 kwietnia 2011
Leśne oczyszczanie deszczem
Mimo to po południu wyruszyliśmy na spacer do lasu. Zapach czeremchy niemal otumaniał wonią, pod nogami snuły się białe i żółte zawilce, a jasnota chowała się między pokrzywami.
Ptaki dawały koncert z każdej strony.
Zieleń ociekała soczystością, kojąc oczy. Uwielbiam zieleń tuz przed burzą. A Thor zapowiadał już grzmotami swoje nadejście.
Ja i syn szliśmy jednak wgłąb lasu, wyrywając z czasu jeszcze 40 minut, zanim spadł deszcz.
Ludzie biegnąc kulili się pod płachtami plastikowych siatek, parasolami. Każdy szybko wsiadał do auta.
A my rozłożyliśmy szeroko ręce i głośnym śmiechem poddaliśmy się temu rytuałowi oczyszczania. Grube krople deszczu spadałay na twarze zadarte wysoko w górę, spływały z włosów. Płuca nabierały wilgotnego powietrza, czując przypływ nowych sił.
Negatywne emocje i marazmy, spływały do ziemi wraz z tym wiosennym deszczem.
A z wnętrza serc głośnym śmiechem wybuchało z nas Światło Wszechświata.
Na koniec, już pod domem zaliczyliśmy rundę honorową po kałużach. Mam i jej syn. Na pustym blokowisku, zasnutym ulewnym deszczem skakaliśmy po wszystkich zagłębieniach, ochlapując się wodą i śmiejąc.
Takie puste podwórka w deszczu też maja swój urok.
Leśne oczyszczanie deszczem
Mimo to po południu wyruszyliśmy na spacer do lasu. Zapach czeremchy niemal otumaniał wonią, pod nogami snuły się białe i żółte zawilce, a jasnota chowała się między pokrzywami.
Ptaki dawały koncert z każdej strony.
Zieleń ociekała soczystością, kojąc oczy. Uwielbiam zieleń tuz przed burzą. A Thor zapowiadał już grzmotami swoje nadejście.
Ja i syn szliśmy jednak wgłąb lasu, wyrywając z czasu jeszcze 40 minut, zanim spadł deszcz.
Ludzie biegnąc kulili się pod płachtami plastikowych siatek, parasolami. Każdy szybko wsiadał do auta.
A my rozłożyliśmy szeroko ręce i głośnym śmiechem poddaliśmy się temu rytuałowi oczyszczania. Grube krople deszczu spadałay na twarze zadarte wysoko w górę, spływały z włosów. Płuca nabierały wilgotnego powietrza, czując przypływ nowych sił.
Negatywne emocje i marazmy, spływały do ziemi wraz z tym wiosennym deszczem.
A z wnętrza serc głośnym śmiechem wybuchało z nas Światło Wszechświata.
Na koniec, już pod domem zaliczyliśmy rundę honorową po kałużach. Mam i jej syn. Na pustym blokowisku, zasnutym ulewnym deszczem skakaliśmy po wszystkich zagłębieniach, ochlapując się wodą i śmiejąc.
Takie puste podwórka w deszczu też maja swój urok.
Leśne oczyszczanie
Mimo to po południu wyruszyliśmy na spacer do lasu. Zapach czeremchy niemal otumaniał wonią, pod nogami snuły się białe i żółte zawilce, pokrzywy
czwartek, 21 kwietnia 2011
Kot taoistyczny
Kot taoista, buddysta, mędrzec i filozof. Czasem Kot medytujący. Takimi i podobnymi określeniami może nazwać swojego ulubieńca, każdy posiadający Kota.
Ale może od początku.
Dlaczego taoistyczny? Bo tylko Kot w swym zachowaniu, w swojej naturze w pełni oddaje istotę „tao” i taoizmu. A czym jest „tao”? Jeden z wielkich mistrzów taoizmu, Lao-Tse określił to w swoim wierszu tak:
„Istnieje coś mglistego i niewyraźnego,
co poprzedza Niebo i Ziemię.
Jakież Niewyraźne! Jakież Mgliste!
A przecież zawiera w sobie kształty.
Jakież zamglone! Jakież bezwładne!
Niezmącone, wszelako działa bez ustanku.
(...)
Nazywam je TAO.”
Czytając ten wiersz przychodzi mi na myśl tylko jedno stworzenie – KOT.
Tao jest nieuchwytne – jak Kot!
Tao jest tajemnicze – jak Kot!
Tao jest piękne – jak Kot!
Tao – jest Kotem!
I osobiście uważam, że jeśli tao przybrało widoczna dla nas formę, to jest nią właśnie Kot!
W książce Raymonda M. Smullyan’a „Tao jest milczeniem” jest taki fragment, który określa naturę taoisty:
„(...) taoistyczny Mędrzec (Kot – przyp. A.C.) siedzi sobie cichutko nad strumieniem (na poduszce - A.C.), (...) ciesząc się tao w sercu, nie dbając o to czy ono istnieje czy nie. Mędrzec (Kot – A./C.) nie czuje potrzeby udowadniania istnienia „tao”. Jest zbyt zajęty cieszeniem się nim.”
A weźmy inny dowód na taoistyczna naturę Kota. W „Tao Te Ching” Lao-Tse napisał: „Mądrzy nie są uczeni, uczeni nie są mądrzy”. Jak to się ma do naszego bohatera? Wiadomo, że Kota wytresować jest trudno. Ale czy przez to sprawia on nam więcej kłopotów? Prosty przykład. Małego Kota nie trzeba tygodniami uczyć korzystania z kuwety. Kot wie do czego on służy i wystarczy raz aby umiał z niej korzystać. A ileż to razy słyszy się historie o Kotach umiejących korzystać z ludzkich toalet czy odkręcających kraby aby napić się wody. A przecież tego nikt Kotów nie uczył. One to wiedzą. Obserwują i wiedzą. Podobnych opowieści każdy posiadający w domu Kota mógłby nam dostarczyć. Benjamin Hoff w „Tao Kubusia Puchatka” ujął to tak: „Inteligencja, jak zwykle, przypisuje sobie wszystkie możliwe zasługi. Ale to nie dzięki Inteligentnemu Umysłowi wszystko się udaje. To dzięki umysłowi, który widzi, co ma przed sobą i postępuje zgodnie z natura rzeczy.”
No właśnie, a kto pomimo tylu wieków życia obok człowieka pozostał w zgodzie z natura rzeczy? Kto do końca jest dzikim łowcą, żyjącym w zgodzie ze sobą i prawami natury? Oczywiście Kot! Kot – taoista.
Kot zawsze robi to na co akurat ma ochotę. Bawi się, poluje czy śpi. A właśnie, kocie spanie. Jedna z zasad filozofii taoistycznej mówi nam: „Mędrzec nie zasypia dlatego, że powinien, ani nawet dlatego, że chce. Mędrzec zasypia dlatego, że jest śpiący”. A przecież tak właśnie postępują nasze domowe „tygryski”. śpią bo są śpiące. Ot, zwyczajnie.
Dowodów na taoistyczną naturę Kotów można przedstawić jeszcze wiele. Jednak zgodnie z zasadami tao, te oczywistą prawdę należy przyjąć, a nie udowadniać.
Rozważając kocią naturę w kategoriach filozofii Wschodu (np. taoizmu) nie można oprzeć się wrażeniu, że Koty znają także tajniki buddyzmu, hinduizmu, zen czy innych wschodnich myśli. Weźmy np. kocie mruczenie.. Wiemy, że Koty mruczą gdy jest im dobrze, gdy są spokojne ale też gdy się zdenerwują czy coś je boli. O tych kocich zachowaniach wypowiadało się już wielu zoologów, hodowców i innych specjalistów. Nie będę więc ich tu cytować. Ja osobiście uważam, że Koty po prosty śpiewają mantry. Scenka, którą widział każdy kto mieszka z Kotem pod jednym dachem, mówi sama za siebie. Na fotelu siedzi Kot, ma przymknięte oczy. Na chwilę „odpłynął” w kocie obłoki. Kot mruczy swoja mantrę. A całe jego ciało delikatnie wibruje. Kot Medytuje!
Podobnie kiedy spokojnie leży na naszych kolanach, a my go głaszczemy. Mruczy kojąca mantrę.
A dlaczego mruczy gdy jest zły lub chory? Otóż wiadomo powszechnie, że odpowiednie mantry, które wprowadzają mantrujące ciało w swoiste wibracje potrafią uspokoić lub uśmierzyć ból. Wiedza o tym doskonale buddyjscy mnisi, osoby uprawiające jogę, medytujący i Koty. Jeśli dobrze posłuchamy mruczanek naszych ulubieńców, zauważymy drobne różnice w mruczeniu – zależnie od samopoczucia Kota. Kot więc śpiewa mantry uspokajające, leczące, usypiające, radosne. Śpiewa tez mantry dla nas.
Koty są stworzeniami dbającymi o czystość i sprawność swego ciała (i ducha – patrz mruczanki). Jak na prawdziwych Mędrców Wschodu przystało, często się myją, znają tajniki samoobrony i uprawiają gimnastykę, będąca swoistym połączeniem Jogi z Tai Chi.
Jeśli dodać do tego, że koty zgodnie ze wschodnimi wierzeniami w reinkarnacje, posiadają dziewięć żywotów, nikt chyba nie będzie miał wątpliwości, że koty to Wschodni Mistrzowie Filozofii.
Może więc warto baczniej obserwować naszych małych przyjaciół. Kto wie czego nas nauczą.
środa, 20 kwietnia 2011
Szept o poranku
Ptaki śpiewają poranne chorały i tylko to wtapia się harmonijnie w ciszę poranka.
Gosia i Oleg śpiewali kiedyś: o takim czasie z psem gdy go ma się, najlepiej w miasto iść. Pewnie pan z naprzeciwka, ten w brązowym kaszkiecie, wziął sobie do serca te słowa, bo wkomponował się w poranek z psem biegającym po parku.
Szept o poranku
Ptaki śpiewają poranne chorały i tylko to wtapia się harmonijnie w ciszę poranka.
Gosia i Oleg śpiewali kiedyś: o takim czasie z psem gdy go ma się, najlepiej w miasto iść. Pewnie pan z naprzeciwka, ten w brązowym kaszkiecie, wziął sobie do serca te słowa, bo wkomponował się w poranek z psem biegającym po parku.
wtorek, 19 kwietnia 2011
Chris o poranku
Jest 6:15 rano. Temperatura 48 stopni Farentheita w miasteczku Cicely na Alasce, która znajduje się na północnoamerykańskim kontynencie, na planecie zwanej Ziemią.
Tu mówi Wasz Chris-o-poranku z rozgłośni KBHR
No to Wam powiem: próbowalem znaleźć sobie miejsce praktycznie wszędzie poniżej 48 równoleźnika. Niestety - zupełnie do siebie nie pasujemy
poniedziałek, 18 kwietnia 2011
Szept o poranku
niedziela, 17 kwietnia 2011
Szepty Gór Sowich
Wynagrodziły tę śmierć krajobrazami. Chłonęło je serce i każda komórka ciała.
Las buków niczym duchy zaszumiał dając zgodę na wejście w głąb.
Zaczęła się wspinaczka.
Lubię ciszę Gór Sowich i jej dzikie szlaki. Wyznaczone ręka ludzką dają złudne wrażenie wędrowania bezdrożem. O poranku pustym, pozbawionym ludzkich głosów.
Za to słyszy się głos lasu. Świerkowych ostrych jak igły, bukowych, cichych i sosnowych żywicznych. Uśmiechy brzóz rozświetlających bielą zielenie rodzących się traw.
Te ostatnie wybijają się powoli z martwych żółci zeszłorocznego wcielenia. Patrząc na mozolne wysuwanie zielonych pędów, łatwo uwierzyć w reinkarnację.
Płaty śniegu są konaniem zimy. Rozpływają się w dłoni. Dają jeszcze odrobiny chłodu.
Mnogość ptasich głosów tworzy leśny chór.
Duchy objawiają się w pniach i wykrotach.
Tuz przy szczycie znowu rodzi się śmierć. Na uroczysku walczą o życie młode świerki. Być może kilku się uda, one przełamią urok śmierci, a wtedy ptaki zaśpiewają i w tym miejscu.
Na szczycie zapłonął ogień. Syczał długo walcząc z wilgocią drewna. Ale zwyciężył spopielając pnie.
Na tym stosie spalone runy. W ostatnią drogę odprowadził je dźwięk bębna.
Schodzenie było jak zostawianie za sobą życia i śmierci. Domu...
Przełęcz Jugowska,
wtorek, 12 kwietnia 2011
Parcie na skrzydła
sobota, 9 kwietnia 2011
Legenda o stworzeniu świata
Kruk był najważniejszym sługą Sza-lany. Pewnego dnia wzbudził gniew pana, który go wygnał z krainy szarych chmur. Kruk latał w kółko nad ogromnym morzem i wreszcie bardzo się zmęczył. Ale nie było niczego, na czym by mógł usiąść i odpocząć.
Ze złości zaczął bić skrzydłami wodę tak gwałtownie, że po obu stronach jego ciała trysnęła w górę aż pod niebo i opadła potem prze mieniona w skałę. Kruk na niej usiadł. Skała rosła i rosła we wszystkie strony i rozszerzyła się od Wyspy Północnej aż po Przylądek Św. Jakuba.
Później skała rozsypała się w piasek. Po kilku zmianach księżyca z piasku wykiełkowały i wyrosły drzewa. Minęło kilka następnych zmian księżyca, a piasek i drzewa stały się ogromną gromadą pięknych wysp, które dzisiaj się nazywają Wyspami Królowej Charlotty.
Kruk przez jakiś czas cieszył się swoim królestwem, później zaczęła mu dokuczać samotność.
– Przydałby mi się ktoś do pomocy w pracy – mówił sobie.
Pewnego dnia usypał na plaży duże stosy z muszli mięczaków i przemienił je w dwie ludzkie istoty, obie płci żeńskiej. Ale te istoty były nieszczęśliwe i robiły swemu stwórcy wymówki:
– Źle postąpiłeś, że nas obie zrobiłeś kobietami.
Kruk w pierwszej chwili się rozgniewał, ale po namyśle zrozumiał, czego im brakuje do szczęścia. Obrzucił jedną z istot muszlami skałoczepa i przemienił ją w mężczyznę. Odtąd jego stworzenia były szczęśliwe. Ta para dała początek całemu ludowi Haida.
Patrząc na tych dwoje Kruk czuł się bardzo osamotniony. Posta nowił więc wybrać się do dawnej ojczyzny, Krainy Chmur, i postarać się o żonę spośród córek królewskich dostojników.
Pewnego słonecznego ranka wyruszył w daleką drogę, wzbił się nad wielkie morze tak wysoko, że stworzony przez niego ląd zdawał mu się maleńki jak komar. Wreszcie doleciał do wału otaczającego królestwo Sza-lany. Czekał w ukryciu do wieczora, potem przedzierzgnął się w niedźwiedzia, wykopał dziurę pod wałem i wszedł przez nią do Krainy Chmur.
Zobaczył tam wielkie zmiany. Dowiedział się, że teraz każdy w królestwie Sza-lany jest wodzem, ale podlega Panu Światła, który zachował władzę najwyższą. On też podzielił swoje państwo na wsie i miasta, lądy i morza. Stworzył księżyc i gwiazdy, a również wielkie słońce rządzące innymi postaciami światła. Kruk przyglądał się bardzo uważnie wszystkiemu, aby u siebie na ziemi urządzić podobne królestwo.
Wreszcie zaprowadzono go, wciąż jeszcze w skórze niedźwiedziej, przed oblicze władcy. Wyglądał na pięknego i oswojonego niedźwiedzia, więc najwyższy wódz zatrzymał go i darował swojemu małemu synowi do zabawy. Przez trzy lata Kruk żył w pięknym szałasie ro dziny władcy. Wiele rzeczy, które tam widział, zamierzał wziąć ze sobą, gdy będzie wracał do własnego kraju.
W Królestwie Chmur dzieci miały zwyczaj przemieniać się dla zabawy w niedźwiedzie, foki albo ptaki. Pewnego wieczora Kruk, wciąż w niedźwiedziej postaci, przechadzał się po plaży zbierając małże na kolację. Zobaczył zbliżającą się trójkę niedźwiadków i zgadł, że to są przebrane dzieci wodza.
„Pora wracać na ziemię" – pomyślał.
Przedzierzgnął się w olbrzymiego orła, zaatakował z góry dzieci niedźwiadki i jedno z nich uniósł w powietrze. Chwycił słońce, które właśnie zachodziło, a także krzesiwo służące do rozniecania ognia. Trzymał dziecko w szponach, słońce pod jednym skrzydłem, a krze siwo pod drugim i z tymi zdobyczami opuścił Krainę Światła.
Mieszkańcy górnego świata wkrótce spostrzegli, że im skradziono słońce, i pobiegli z wieścią o tym rabunku do Wielkiego Wodza.
– Natychmiast przeszukajcie cały świat – rozkazał Wielki Wódz. Jeśli złapiecie złodzieja, oddamy go władcy niższego świata, leżącego pod dnem morza.
Zanim rozpoczęła się obława, przybiegł goniec wołając:
– Widziałem olbrzymiego orła, który uciekał trzymając słońce pod skrzydłem.
Wtedy rzucili się w pościg za Krukiem przemienionym w orła. W pośpiechu Kruk wypuścił ze szponów dziecko, które przebijając chmury wpadło do morza położonego w najbliższym sąsiedztwie Krainy Chmur. Ale słońca i krzesiwa nie zgubił i, umknąwszy przed pościgiem, wylądował bezpiecznie na ziemi.
Dziecko, gdy wpadło do morza, zaczęło krzyczeć i wzywać ratun ku. Usłyszały je małe ryby płynące gęstą ławicą w pobliżu, wzięły dziecko na grzbiety i odniosły na wybrzeże Krainy Chmur. Po dziś dzień mnóstwo tych rybek pływa wokół Różowego Cypla, a w niebieskiej glinie na pobliskich wybrzeżach można zobaczyć odciśnięte kształty ich ciał.
Wielki Wódz z Krainy Chmur, miłujący pokój, nie pozwolił swo im podwładnym ścigać Kruka na jego ziemi. Obawiał się, żeby władca niższego świata nie napadł wówczas na górne królestwo i nie wyrządził w nim szkód. Stworzył więc drugie słońce, by świeciło nad Krainą Chmur.
Kruk wróciwszy do własnego królestwa nauczył swój lud, jak rozniecać ogień sposobem, który podpatrzył w Krainie Chmur, za pomocą krzesiwa. Odtąd na ziemi jest światło i ciepło dzięki słońcu i ogniowi.
Przedruk za: Clark Ella Elizabeth: „Legendy Indian kanadyjskich”; Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 1982 r.
czwartek, 7 kwietnia 2011
Bajka o dwóch wilkach
Pewien stary Indianin Cherokee nauczał swoje wnuki. Powiedział im tak:
- Wewnątrz mnie odbywa się walka. To straszna walka.
Walczą dwa wilki:
jeden reprezentuje strach, złość, zazdrość, smutek, żal, chciwość, arogancję, użalanie się nad sobą, poczucie winy, urazę, poczucie niższości, kłamstwa, fałszywą dumę i poczucie wyższości.
Drugi to radość, zadowolenie, zgoda, pokój, miłość, nadzieja, akceptacja, chęć zrozumienia, hojność, prawda, życzliwość, współczucie i wiara.
Taka sama walka odbywa się wewnątrz was i każdej innej osoby.
Dzieci myślały o tym przez chwilę, po czym jedno z nich zapytało:
- Dziadku, a który wilk wygra?
- Ten, którego nakarmisz – odpowiedział stary Indianin.
wtorek, 5 kwietnia 2011
Wilk w swojej skórze
„Wilk nie jest zwierzęciem ziejącym nienawiścią, ani też nie jest maskotką do przytulania, nie jest ani niebezpieczny, ani sympatyczny. Jest po prostu jednym z wielu interesujących gatunków prześladowanych przez człowieka od stuleci, który potrzebuje miejsca do życia" - pisał David Mech, największy światowy autorytet, zajmujący się ochroną wilków. Co innego wpaja nam tradycja i kultura ludowa, utrwalając wiele krzywdzących mitów na temat wilczych zachowań. Na szczęście negatywny obraz wilka znika, bo coraz więcej wiemy o jego zwyczajach.
Złe i dobre mity
Krwiożercza bestia, wilkołak, zabójca – wszystkie te nazwy przylgnęły do wilka, jednego z trzech polskich dużych drapieżników. Nie ma chyba drugiego zwierzęcia, które miałoby tak negatywny wizerunek. Wilk tradycyjnie uosabiał demoniczne siły lub sam był demonem. Wilka utożsamiano z diabłem, bo był zabójcą. Symbolizował zło, okrucieństwo i drapieżność. Mrocznej sławie wilka sprzyjał też sposób w jaki polował. Wilcze watahy i wycie wilka budziły grozę, i jako zło wcielone przedstawiane były w literaturze, filmie i sztuce. Powszechna była też wiara w wilkołaki, ludzi, którzy byli ofiarami czarów i przybierali wilczą postać. Do dziś w języku polskim funkcjonują takie wyrażenia jak „wilczy bilet”, wilczy apetyt, czy też wilk w owczej skórze.
Jednak nie we wszystkich kulturach dominował obraz złego wilka. Daleko od Polski, na stepach zji Środkowej, wilk był postrzegany pozytywnie, a część ludów tureckich uważała tego
drapieżnika za swojego przodka. Nawet w starożytnym Rzymie funkcjonował mit dobrego wilka, a właściwie wilczycy, która wykarmiła Remusa i Romulusa, założycieli Wiecznego Miasta. To wilk wyznaczył miejsce, gdzie ma powstać Wilno, w śnie księcia Giedymina. W jeszcze innych kulturach wilk był opiekunem ludzi. Wielu myśliwych i wojowników chciało upodobnić się do wilka, aby pozyskać jego siłę. Nawet w kulturze chrześcijańskiej, pomimo powszechnego stereotypu, powstała opowieść o wilku z Gubbio, którego spotkał święty Franciszek z Asyżu i nakłonił do zostania przyjacielem ludzi.
Wilk po polsku
Wilki są zwierzętami z natury płochliwymi, unikającymi kontaktu z człowiekiem. Od 60 lat nie odnotowano w Polsce ani jednego przypadku ataku na ludzi. Jednak w efekcie rozbudowy osiedli ludzkich i sieci dróg, skurczyło się terytorium wilków. Zmniejszyła się również ilość wilczego pożywienia. W lasach zaczęło brakować saren i jeleni, nadmiernie odstrzeliwanych przez myśliwych. W rezultacie wilkom zdarza się zbliżać do osiedli ludzkich i polować na zwierzęta hodowlane. Wbrew wrażeniu, jakie tworzą poszukujące sensacji media, takie przypadki są bardzo sporadyczne. Jedynie co dziesiąta wilcza rodzina podejmuje taki akt desperacji.
Dla wilka polowanie jest koniecznością życiową, służącą zdobyciu pożywienia. Co więcej, na
swoje ofiary wilk wybiera osobniki chore i słabe, dokonując naturalnej selekcji zwierząt. Podczas polowania potrafi pokonać kilkadziesiąt kilometrów. Jednocześnie nie jest wybredny. Spotyka się wilki, które nie gardzą myszami i żabami.
Wilki żyją w stadach liczących od kilku do kilkunastu osobników, nazywanych watahami.
Członkowie takiej grupy spędzają większość czasu razem. Wilcza wataha funkcjonuje jak zgrana i wspierająca się wielopokoleniowa rodzina. Na jej czele stoi samiec lub para rodzicielska. Taka para łączy się na całe życie. Z watahy odchodzą jedynie kolejne pokolenia wilków w niej urodzonych.
Wilki przychodzą na świat wiosną. W każdym miocie jest od 4 do 6 szczeniąt, ale tylko połowa z nich przeżywa. Dziś w Polsce żyje zaledwie 600 wilków. Występują one wyłącznie tam, gdzie są rozległe lasy i trudno dostępne obszary bagienne. Jednak takich miejsc jest już w naszym kraju coraz mniej. Dlatego pomimo objęcia wilka ochroną prawną, liczba osobników od lat się nie zwiększa.
Czy wiesz, że:
WWF prowadzi projekt ochrony wilka. Jego elementem jest zabezpieczanie stad hodowlanych przed wilkami. Rozdajemy hodowcom zwierząt specjalne pastuchy oraz psy pasterskie, które skutecznie zniechęcają wilki do polowania na owce czy bydło.
-----------------------
tekst: WWF Polska
sobota, 2 kwietnia 2011
Popełnianie poezji
"Szeptane nocą"
Twoja twarz – świetlista cząstka mroku…
Twoje oczy – stal srebrzysta zmierzchu…
Dotyk – szept motyla naznaczony dreszczem
Głos – metafizyczny oddech nocy
Róża w progu dana…
I druga - kiedy odchodzisz –
Ta cierniem tęsknoty rani…
Noc bezgwiezdna – twoje myśli dalekie
Świec płomienie – twoje oczy błyszczące
Kwiat – twój dotyk na mej dłoni jedwabistej
Wiatr – ty przy mnie, na mnie, we mnie…
Róża…
Sen zawisły w przestrzeni
....................
"Pragnienia i tęsknoty"
upojona pragnieniem
otuliłam cię ciasnotą
kokonu rąk i nóg
tak boleśnie blisko
chłonęłam zapach
smak twej skóry
a ty koiłeś mnie
spokojem swoich oczu,
w których nigdy
nie zagościł gniew
a potem przyszedł świt
i przebudzenie