niedziela, 30 stycznia 2011

Litoterapia, wrażenia po warsztatach

Wczoraj, to jest 30 stycznia 2011, uczestniczyłam w warsztatach z Litoterapii prowadzonych przez Panią Bognę Kaszewska Maik, które odbyły się w Centrum Holistycznym „Inspiracja” we Wrocławiu.

Na warsztatach było nas niewiele osób, za to atmosfera kameralna. I co tu wiele mówić, było po prostu świetnie.

Pozwalam sobie na szynko przekazać kilka na gorąco notowanych informacji z zakresu litoterapii, bo książka książką, ale nie ma to jak kontakt z żywą materią.

Na początek tytuł książki polecanej przez prowadzącą „Minerał, jako lek” Michała Wasilewskiego.

Jak wybierać kamienie?

Przede wszystkim intuicyjnie. To potwierdzam sama, czasem weźmie się kamień i po prostu się wie, ze to ten, a nie inny.

Ale zwracać trzeba tez uwagę na to by były gładkie i ładne (gładkie szlifowane, bo naturalne łupki raczej takie nie będą). Ważne by kamienie nie były skaleczone, złamane i warto wybierać te o nasyconej barwie.

Zużyty kamień.

Czasem się zdarza, że kamienie umierają. Tracą barwę i swoje właściwości. W energetyce są one po prostu martwe. Kolorystycznie matowe i wyblakłe. Takie kamień niewiele nam pomoże w litoterapii, ale należy go potraktować z szacunkiem i po prostu oddać ziemi, nie wyrzucać.

Oczyszczanie kamieni

To podstawowa i najważniejsza czynność w pracy z kamieniami. Kamienie przejmują energetykę i emocje wiec należy je czyścić regularnie. A te, stosowane do terapii obowiązkowo po każdym zastosowaniu.

Czyścimy pod strumieniem bieżącej wody i z intencja oczyszczenia. Przy pracy z ciężkimi chorobami jak nowotwory należy kamienie nawet ułożyć w soli lub zamoczyć na 12 godzin w silnej solance. Nie każdy kamień to lubi, ale czasem nie ma wyjścia. Kryształom górskim raczej to nie zaszkodzi.

Poza tym możemy kamienie zakopać na kilka godzin w ziemi, ale tu uwaga, np. malachity nie lubią wilgoci, więc lepiej w suchej ziemi. I najlepsza do tego jest ziemia w ogrodzie, bo tam się naturalnie oczyszcza.

Możemy też oczyścić kryształy nad kadzidłem i ciepłem z płomienia świecy a jeśli ktoś zajmuje się uzdrawianiem energetycznym, np. reiki to też oczyszczamy w ten sposób.

Kryształy, poza kamieniem księżycowym i tymi lubiącymi księżyc, układamy na chwilę na parapecie i wystawiamy na słońce. Tu uwaga, ametysty zwłaszcza szczotki ametystowe, nie przepadają za silnym nasłonecznieniem wiec kładziemy je tam na chwilkę.

Programowanie kryształów

Kryształy w czasie pracy terapeutycznej możemy zaprogramować i po prostu prosimy je, czy tez wysyłamy intencję z prośba o pomoc w uzdrowieniu. Bardzo dobre jest tu dokładne określenie tego, jakiej pomocy oczekujemy, niejako dajemy instrukcje kamieniowi, co Am zrobić.

Na koniec pracy dziękujemy.

Praca z kryształami.

Oczyszczamy przed i po zabiegu także siebie. Najlepiej, jeśli mamy możliwość wziąć prysznic. Wtedy pod prysznicem układamy wokół siebie trzy kryształy górskie szpicem na zewnątrz by dodatkowo odpromieniowały energię.

Jeśli nie mamy możliwości wziąć prysznica, to bierzemy w dłonie kryształ górski szpicem w dół a gładką strona na czarek dłonie. Jedna ręka na drugiej. Ręce wyciągamy przed siebie i kierujemy szpic kryształu do ziemi. Kręgosłup prosty i chwilę z intencja zrzucamy z siebie negatywne energie.

Klienta oczyszczamy na początek gładką strona kryształu górskiego. Przeciągamy nim po aurze tak jakbyśmy wygładzali ją. Od głowy do stóp. W tym czasie skupiamy się na wyczuwaniu złogów energetycznych.

Następnie to samo powtarzamy np. różdżka lub wahadełkiem z kryształu górskiego już w miejscach gdzie te złogi energetyczne były.

Te energie zrzucamy do miseczki z solanką, lub jak radziła Pani Bogna np. w płomień świecy czy wizualizując fioletowy płomień. Nigdy na podłogę.

Oczyszczamy zawsze w lewo, energetyzujemy w prawo.

Praca przy czakrach, to harmonizowane ich za pomocą kryształów i kamieni. Tu zasada jest prosta. Dobieramy kamienie według koloru czakry i im wyższa czakra tym bardziej przejrzysty kamień.

Przy czakrze serca Pani Bogna poleca kamienie raczej działające delikatnie, ale długotrwale i konsekwentnie jak np. kwarc różowy lub awanturyn.

A na czakrę korony nie kładziemy kryształu, ale zawsze 10 cm nad głową.

Kilka uwag ogólnych.

- Otoczaki znalezione w potokach, na polach czy w górach, bardzo często są świetnymi odpromiennikami, wiec warto je mieć pod łóżkiem, ale pamiętać o regularnym ich oczyszczaniu.

- Lapis lazulit dobrze pochłania zapachy w lodówce.

- Zwykły kamień w lodówce, jeśli na nim ułożymy jedzenie to ono dłużej będzie świeże.

- Bursztyn bardzo mocno chłonie energię, wiec należy go często czyścić, nawet, co 2 godziny.

- Jeśli do czerwonego wina, jakiegoś gorszego w smaku dodamy na dwa dni kryształki granatu, to poprawi on swój smak.

- Kamienie typu kieł, papryczka czy inne o kształcie zaostrzonym w dół nie nosimy zbyt długo, gdyż działają one jak odpromiennik naszej energii. Dlatego na chwilę, ale nie nosić kilka dni.

- Do układania na ciało Klienta zawsze kamienie całe, niedziurawione i nie koraliki.

Podsumowanie

Wszystkiego oczywiście tu nie zawarła, bo musiałabym chyba elaborat tu napisać, albo nawet książkę.

Pani Bogna przekazała bardzo wiele cennych informacji, wiele też pokazała.

Dla mnie ważnym był też kontakt bezpośredni z kamieniami, które przyniosła ze sobą.

Ogólnie warsztaty były świetne. Atmosfera miła, uczestniczki (były same panie) sympatyczne i każda wniosła coś nowego od siebie. Także z innych dziedzin niż litoterapia. Ale taki właśnie jest urok warsztatów, że w trakcie rozmów dygresyjnych wiele się można ciekawych rzeczy i z innych dziedzin dowiedzieć.

Ukłon też w tym miejscu dla Pani Ewy Zagrodniak – Nici, właścicielki Centrum „Inspiracja” i organizatorki warsztatów, gdyż zapewniła nam świetne warunki i cudowną atmosferę. Ja na pewno będę śledziła ofertę jej centrum i chętnie tam wrócę na inne warsztaty.

Ogólnie jestem bardzo zadowolona z warsztatów.

...............................................................

A w sieci znalazłam takie coś:





piątek, 28 stycznia 2011

Konik Polny i Mrówka


Pamiętacie bajkę La Fontaina „Konik Polny i Mrówka”? I jej kolejne wersje?

Dla tych, którzy już zapomnieli przypominam w dużym skrócie:

Mrówka pracowała w pocie czoła całe upalne lato.

Zbudowała solidny dom i zebrała zapasy na srogą zimę.

- „Głupia mrówka” – myślał konik polny, który lato spędził na tańcach i hulankach.
Kiedy nadeszły chłody i deszcze, mrówka schowała się w domu i skosztowała zapasów.
Konik polny umarł z głodu i zimna.

Bajka pewnie w dalszym ciągu jest poddawana analizie w szkołach, na lekcjach języka polskiego. Wciąż pamiętam, jak wskazywano nam, słuszność postępowania mrówki, która tak ciężko i solidnie pracowała a teraz odpoczywa.

Ja jednak uważam, że w życiu trzeba umieć wypośrodkować Istotę Konika Polnego z Istotą Mrówki.

Wszystko, co robimy powinno opierać się na równowadze. Czy to w życiu osobistym, zawodowym, czy na drodze rozwoju duchowego jest czas pracy, czas odpoczynku i czas zabawy.

Konik polny przeholował z zabawą w czasie, kiedy powinien zbierać zapasy, ale i mrówce wakacje przeszły koło nosa i teraz zostaje jej tylko norka na zimę i zapasy.

Dlatego we wszystkim, co robimy warto zachować tą równowagę. Żyć w Tu i teraz, ale nie zapominać o przyszłości, bo to, co w Tu i teraz zasiejemy, to zbierzemy potem. Jednak to dbanie o przyszłość nie powinno zakłócić też radości bycia Tu i Teraz. Zabawa, radość i odpoczynek też należą do Tu i teraz jak i dbanie o zapasy na Jutro i Potem.

Poza tym takie wypośrodkowanie istoty Konika Polnego i Istoty Mrówki uczy nas wychodzenia poza schematy. Bo bycie elastycznym i posiadanie odrobiny szaleństwa w sobie jest wskazane.

Spotykam różne osoby, które kroczą drogą rozwoju duchowego. Są to cudowni i pełni ciepła ludzie, od których wiele się uczę. Czasem jednak mam wrażenie, że niektórzy przybierają pewne pozy i trzymają się utartych schematów. Może to być postawa lub nawet styl ubierania się.

Dla wielu to staje się czymś naturalnym i wypływa z wnętrza, u niektórych jednak wydaje się być czymś sztucznym. Być może wynika to właśnie z błędnie rozumianej ścieżki rozwoju duchowego. Zbyt dużej dawki Istoty Mrówki, która pracuje w pocie czoła, w tym wypadku nad sobą i własnym rozwojem. A brakuje czasem Istoty Konika by wybuchnąć spontanicznym śmiechem, wyjść poza ramy i schematy i umieć się bawić.

To zresztą dotyczy wszystkich dziedzin życia.

Student, który tylko „zakuwa” może i zda studia z wyróżnieniem, ale nie zostaną mu wspomnienia szaleńczych i radosnych lat, nie zazna okresu wyszumienia się. Tak samo jak ten, kto całe studia tylko hula i się bawi, w końcu może ich nawet nie skończyć.

Przykłady pracoholików, którzy nie potrafią się wyluzować, i żyją tylko pracą, a potem wydaja majątek na leczenie zmarnowanego zdrowia i samotnie przeżywają emeryturę, też każdy zna. Ojców, którzy przegapili najlepsze lata swych dzieci, goniąc za pieniędzmi. Albo inna skrajność, żyć ponad stan, zadłużać się, itd. Byle się bawić byle zwiedzać, byle mieć najnowsze coś, nie myśląc o przyszłości.

Praca jest potrzebna i szlachetna, ale i zabawa jest wskazana. Nie ma, co jej demonizować.

Najważniejsze umieć zachować we wszystkim umiar i rozsądek.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Tajemnice wody

Poniższy tekst nie jest mojego autorstwa, ale pomyślałam, ze warto go zaprezentować. Na końcu podam źródło.

.........................................

Woda. Istnieje na naszej planecie od miliardów lat. To z niej wyszło wszelkie życie. I - pomimo, że tak powszechna i pozornie znana - dopiero teraz zaczyna odkrywać przed nami swoje tajemnice. A ciągle badacze twierdzą, że właściwie prawie nic o niej nie wiemy.



Już setki lat temu zauważono, że woda ma szczególne właściwości fizyczne i chemiczne. Na przykład, że jako jedyna występuje we wszystkich trzech stanach skupienia - stałym, ciekłym i gazowym. Że w przeciwieństwie do wszystkich innych substancji zwiększa swoją objętość przy ochładzaniu. Że jest najsilniejszym istniejącym na Ziemi rozpuszczalnikiem. Ma również najwyższe napięcie powierzchniowe ze wszystkich cieczy, a w kapilarach wysokich drzew wspina się, potrafiąc zwiększyć ciśnienie do kilkudziesięciu atmosfer!

woda występuje w 3 stanach skupienia

Ale to nic. Najnowsze badania wykazują fakt, którego znaczenia nie sposób przecenić. Właściwość wody, która dla nas wszystkich razem i każdego z osobna może spowodować niezwykłe zmiany. Od zastosowań w kuchni po niezwykle wyrafinowane technologie rodem ze świata fantastyki naukowej.

Albowiem woda ma pamięć.

Przyswaja i rejestruje każde oddziaływanie, zapamiętuje co dzieje się w otaczającej ją przestrzeni - tak, bez cudzysłowia w wyrazie zapamiętuje - wystarczy, że woda dotknie jakiejś substancji, a zapisuje jej właściwości w swojej pamięci. Na przykład tzw. srebrna woda - używana do odkażania ran przez armię amerykańską w Iranie i Afganistanie, zdobywa swoje nieprawdopodobne, aseptyczne właściwości przez przechowywanie w srebrnych naczyniach. Zresztą takie jej zastosowanie było intuicyjnie znane już od kilku wieków, wielu medyków w epoce Oświecenia i późniejszych wspominało w swoich zapiskach o tej właściwości wody. Inna sprawa, że nie wnikali dlaczego tak się dzieje. Wystarczył sam fakt zbawiennego działania wody ze srebrnego kubka czy dzbanuszka na rany chorego.

Dopiero kilka lat temu zaczęto dokładniej badać wodę pod tym kątem. I wtedy właśnie wyszło na jaw, że substancja ta może zapisywać w sobie informacje. A przecież jej skład chemiczny nie zmienia się w żaden sposób przy zapisywaniu tych nowych informacji. Woda pozostaje wodą. W procesie zapamiętywania ważna okazała się struktura wody czyli organizacja jej cząsteczek. A przede wszystkim łączenie się ich w grupy zwane klastrami. Są one pewnego rodzaju komórkami pamięci zapisującymi informacje z otoczenia. W każdej takiej komórce pamięci znajduje się 440 tys. pól informacyjnych, odpowiadających za własny, specyficzny rodzaj współdziałania z otaczającym środowiskiem. Klaster rozpatrywany w danym momencie jest stosunkowo nietrwały, natomiast cząsteczki wymieniające się w nim, mogą przechowywać informację przez bardzo długi czas. Można zatem mówić o trwałości struktury klastra.

Jak tę wiedzę można przełożyć na zastosowania praktyczne? I w ogóle, co to oznacza?

W 1881 roku kilkunastu rozbitków z amerykańskiego statku "Lara" zostało uratowanych po 3 tygodniach dryfowania po oceanie, bez kropli słodkiej wody. Okazało się, że ich zbiorowe, "udręczone" brakiem słodkiej wody myślenie i wyobrażanie sobie, że słona woda zza burty łodzi zmienia się w słodką, w istocie takąż zmianę, w najbliższej odległości od burt, wywołało. Jak wiadomo, bez słodkiej wody możliwe jest przeżycie kilku dni, w żadnym razie 3 tygodni.

Zarówno w laboratoriach w USA jak i Rosji sprawdzano oddziaływanie ludzkich emocji na wodę. Okazało się bardzo silne. Grupę uczestników eksperymentu poproszono najpierw o wzbudzenie w sobie pozytywnych uczuć w obecności ustawionej między nimi kolby wody. Ludzie ci myśleli o miłości czy czułości. Po pewnym czasie zmieniono próbkę wody i polecono im myślenie negatywne. Wzbudzali w sobie emocje takie jak strach, nienawiść i złość. Następnie zmierzono potencjał energetyczny obu próbek wody. Zmiany były wręcz uderzające. Okazało się, że pierwsza próbka ma znacznie wyższy potencjał energetyczny i jest znacznie lepiej ustabilizowana niż druga

.

Struktura próbki wody, na którą oddziaływano pozytywnie (dziękuję)

W laboratorium japońskiego badacza Emoto Masaru spróbowano utrwalenia struktur wody po psychicznym oddziaływaniu na próbki. Dokonano tego przez błyskawiczne zamrażanie w komorze kriogenicznej. Wyniki były oszałamiające. Struktury próbek poddanych pozytywnemu myśleniu prezentowały formy geometryczne podobne do tych znanych z krystalografii - np. heksagony z centralną cząsteczką, natomiast te "negatywne" nie tylko były nieuporządkowane, ale wyglądały wręcz "niechlujnie". Biorąc pod uwagę liczbę powtórzeń eksperymentu, wszelka przypadkowość jest absolutnie niemożliwa.

W licznych ośrodkach na całym świecie bada się, jak woda o zmienionej pozytywnie strukturze oddziaływuje na podlewane nią rośliny. I mamy od razu pierwsze zastosowanie - większość roślin rośnie znacznie szybciej, jest większa, ma kilkakrotnie więcej mikroelementów, a na dodatek takiej "uszlachetnionej" wody można użyć nawet o 20% mniej. Trudno przecenić jakie to miałoby znaczenie np. w krajach o klimacie pustynnym, a i w naszych przydomowych ogródkach także. Nota bene od dawna znane są eksperymenty z pozytywnymi emocjami kierowanymi do roślin i ich efektami w postaci lepszego wzrostu i wydajności uprawy. W tej chwili wygląda, że nie tyle rośliny, co zawarta w nich woda zmienia swą strukturę i nabywa nowych właściwości.







Struktura próbki wody, na którą oddziaływano negatywnie (jesteś obrzydliwa)



Rezultaty efektu pamięci wody.

Naukowcy wiedzą już jak to się dzieje. Ale ciągle nie wiadomo dlaczego. A to wręcz podstawowe pytanie. Tym bardziej, że trudno przecenić wpływ wody na nas. Na ludzi. I to - niestety - bardzo zmienionej wody.

Każdy z nas składa się w 70 do 90% z wody. Do prawidłowego funkcjonowania dorosły człowiek wypija, badź wchłania przez skórę ok. 3 litrów wody dziennie. Ale czy ta woda jest dla nas dobra? Czy jej wcześniejsze "doświadczenia" zapisane w strukturach zmienią właściwości na szkodliwe, czy dobroczynne dla naszego zdrowia?

Dawniej ludzie osiedlali się w pobliżu naturalnych źródeł wody. Rzek, jezior czy strumieni. Czerpana z nich woda miała zachowane w sobie prawidłowe struktury pamięci. Wszystko przebiegało według sprawdzonego przez tysiąclecia schematu. Dziś woda dostarczana jest odbiorcy po przebyciu pod bardzo wysokim ciśnieniem dziesiątków czy setek kilometrów rur. Bardzo często pozaginanych pod kątami prostymi. I w tych rurach następuje katastrofalne niszczenie struktur wody. Kryształy wody zostają zniekształcone. Ich naturalna symetria coraz bardziej się rozpada. Woda przepływająca - na przykład w systemach ogrzewania - usiłuje odzyskać swą pierwotną energię. Niestety kosztem przebywających w domu ludzi, zwierząt czy roślin. Co gorsza, woda oddawana przez nas do środowiska zachowuje pamięć o wszystkim przez co przeszła. O rozpuszczanych w niej związkach chemicznych, szlamie, brudzie i odpadach, o agresywnym oczyszczaniu i uzdatnianiu w oczyszczalniach ścieków. I w takiej postaci trafia do kolejnych ludzi, którzy mają nieszczęście mieszkać w dolnych partiach rzeki.


Jeszcze silniejsze jest zanieczyszczenie informacyjne, którego nabywa woda przebiegając przez kilometry rur i setki mieszkań. Austriacki badacz Alojzy Gruber mówi: - "Zanieczyszczamy wodę emocjonalnie. Ten proces przyjął ogromne rozmiary. Dlaczego? Woda przyjmuje całą naszą zawiść, frustracje, nienawiść i stres. Zapamiętuje je. Kiedy trafia do naszego organizmu jest praktycznie martwa."

Szwajcarski biofizyk, laureat Nagrody Nobla z chemii podkreśla, że w kontekście odkryć w dziedzinie pamięci wody, z wszelką pewnością nie jest przypadkiem, że całe życie na Ziemi powstało właśnie w środowisku wodnym. Zresztą pierwotną i podstawową rolę wody w akcie kreacji życia głoszą praktycznie wszystkie religie i szkoły filozoficzne istniejące od zarania historii po dziś dzień. Struktura białka nie istniałaby, gdyby nie woda - na poziomie cząstek tworzy ona helisę DNA - podstawowy zapis każdego organizmu.

Głęboko w lasach Wenezueli istnieje sieć rzek, w których krążąca woda nigdy nie styka się z ludźmi, ani z wytworami naszej cywilizacji. Specjalna ekspedycja pobrała próbki tej wody - starając się samemu nie przekształcić jej struktur. Po zbadaniu i porównaniu z "normalną" używaną przez nas pitną wodą, okazało się, że ta z pierwotnych źródeł jest aż do 40.000 razy bardziej aktywna. Taka woda wypita przez człowieka, niemal natychmiast (w ciągu zaledwie 12 minut, co zostało dokładnie zbadane przez lekarzy) aktywizuje jego organizm. Ma, z całą pewnością, wielki wpływ na długość i jakość życia ludzkiego. Może właśnie dlatego w każdej kulturze mieszkańcy wyżyn i gór, skąd biorą swój początek potoki i rzeki, żyją na ogół dłużej i w lepszym zdrowiu niż ludzie z nizin?

Współczesna nauka twierdzi, że wodna struktura każdego człowieka jest identyczna ze strukturą wody z miejsca, w którym się urodził i żyje. Zmiana miejsca zamieszkania jest dla organizmu pewnego rodzaju szokiem również dlatego, że organizm musi dostosować się do zupełnie nowych struktur wody. Często okazuje się to zbawienne - np. dla ludzi, którzy żyli w miejscach o zaburzonej budowie wody.

Producenci butelkowanej wody - choć jest ona niewątpliwie kryształowo czysta, chemicznie idealna i nasycona różnymi minerałami - starają się głęboko ukryć przed konsumentami fakt, że jest również martwa. Jej struktury uległy głębokiej dezorganizacji, choćby w toku produkcji, transportu i handlu. I nie ma już w niej ani śladu energii. Wprawdzie człowiek raczej nie odczuwa różnicy między czystą i naturalną, a sztucznie oczyszczoną wodą, ale każde zwierzę zawsze wybiera wodę źródlaną, ponieważ ta woda nasycona jest naturalną energią.

Czy wodę można zenergetyzować, ożywić?

Oczywiście, tak. Po pierwsze przez oddziaływanie na nią pozytywnymi emocjami, a czynione są również badania nad ożywianiem wody za pomocą bardzo słabych pól elektromagnetycznych. Niestety, jest to proces dosyć długotrwały i trudny do zastosowania na większą skalę. Natomiast pocieszające jest, że już stosunkowo niewielka dawka takiej zenergetyzowanej wody zmieszana z dużą ilością martwej, powoduje znaczne ożywienie tej ostatniej. Wygląda to tak, jakby woda przekazywała swoje struktury, "uczyła" tę uszkodzoną.

I wreszcie niesłychanie ważna właściwość, która - biorąc pod uwagę wszechobecność cywilizacji i jej odpadów - ratuje wodę przed totalnym zniszczeniem i martwotą. Jak samouczący się komputer potrafi się ona "zresetować" - oczyścić swoją pamięć. Inaczej informatyczny śmietnik, w który z upływem czasu zamieniają się jej klastry, wchłaniając wszelkie oddziaływania środowiska, stałby się w żaden sposób nieusuwalny. Ten proces samooczyszczenia się wody następuje w chwili, gdy zmienia ona swój stan skupienia - z cieczy w parę, która ponownie się skropli ale już z "czystą" pamięcią - gotową do nowego zapisu otaczającego ją świata. W ten sam sposób działa proces zamarzania i topnienia wody - oczyszcza struktury pamięci.

I znów woda może podtrzymywać i chronić życie. Tak, jak to czyni od milionów lat.

Na podstawie filmu dok. "Woda" wytwórni GTK (2006) - Dalbert

Źróło: http://www.eioba.pl/..._wody#post76663#ixzz0xMgsMM5r

wtorek, 18 stycznia 2011

Głodówka - na zdrowie i urodę

Głodówka lecznicza to świetny i niezawodny sposób na zdrowie i urodę. Na stronie poświeconej głodówkom czytamy: Człowiek żyje z jednej czwartej swego pożywienia, z pozostałych trzech czwartych żyją lekarze - wiedziano o tym już przed wiekami w kraju faraonów.
I to jest prawda, bo zjadamy dużo i niestety często nie to, co trzeba.

Głodówki nie należy jednak traktować, jako diety odchudzającej, a jako lek odtruwający i oczyszczający organizm.

Kiedyś spotkałam na swej drodze panią Lidię Padberg- Ścibłowską, naturoterapeutkę i specjalistkę w leczeniu głodem. Założyła ona ośrodek leczenia głodem Discimus, we Wrocławiu.
Dość dużo opowiadała mi o metodzie leczenia głodem. Sama prowadzi terapie długoterminowe gdzie nie je się nawet 21 dni i dłużej. Wtedy u niej miałam okazję do zapoznania się z niektórymi wynikami badań osób ciężko chorych. Wyniki były sprzed i po głodówce.
Pani z zaawansowanym guzem piersi, po chemii i ze skierowaniem na mastektomię po 21 dniach głodówki leczniczej nie miała prawie śladu po guzie, a to, co zostało lekarze "dobili" lekami. Chłopiec chory na pęcherzycę po terapii głodem mógł wreszcie ubrać się bez obawy, że porani sobie skórę. W tym wypadku niestety choroba nie jest całkowicie uleczalna jednak jej objawy zostały złagodzone do minimum.
Pamiętam, ze Pani Lidia opowiadała o pierwszych dniach głodówki i przykrych objawach, jakie temu towarzyszą, zwłaszcza przy pierwszej głodówce. I ma to swoje uzasadnienie w detoksie organizmu. To, co latami "ładowaliśmy w siebie zaśmiecając i trując organizm teraz zaczyna wychodzić.
I tak w pierwszych dwóch dniach możemy odczuwać bardzo silne bóle głowy. Poza tym jakiś czas utrzymuje się nieprzyjemny zapach z ust, co tez jest efektem oczyszczania. I mogą nam sie zdarzyć pryszcze na całym ciele, bo poprzez skórę też organizm wyrzuca z siebie toksyny.

W domu warto od czasu do czasu stosować sobie lecznicze głodówki, jednak nie dłuższe niż 1-3 dniowe. Takie jest moje zdanie. Dłuższe głodówki powinny się już odbywać pod okiem specjalisty lub lekarza. Też je polecam, ale nie do samodzielnego stosowania.

Do głodówki trzeba sie przygotować, tu nie jest tak, że po prostu stwierdzamy, ze nie jemy dziś i już. Nie.
Najlepiej zaplanować głodówkę na czas wolny, czyli weekend lub urlop. Na kilka dni przed planowana głodówką należy już ograniczyć spożycie nadmiernych kalorii i najlepiej przejść na lekkostrawną dietę wegetariańską z większą niż zwykle ilością spożywanych warzyw i owoców. Ograniczyć tu trzeba także nabiały i słodycze oraz cukier. Najlepiej zrezygnować tez z kawy i mocnej herbaty, a te ostatnie zastąpić ziołowymi. Dzień przed głodówką po południu już ograniczyć do minimum jedzenie, a najlepiej na kolację zjeść małe jabłko lub mandarynkę. I od rana zaczynamy głodówkę.
W trakcie jej trwania powinniśmy pić duże ilości wody mineralnej, która nie tylko zapełni nam żołądek, ale też pomoże usunąć złogi toksyn.
Tu ważne by wodę pić małymi łykami powoli raczej częściej a nie więcej raz a dobrze.
Po zakończeniu głodówki, czy to jedno, czy to trzydniowej też powoli wychodzimy z niej utrzymując właściwą dietę.
Pamiętajmy, najwięcej śmiertelnych wypadków po długotrwałych głodówkach następowało w wyniku łapczywego rzucenia się na jedzenie.
Uważać też trzeba przy tych krótkoterminowych głodówkach. Po okresie głodówki należy zacząć przyjmowanie pokarmów w małych ilościach i lekkostrawnych. Na początek 100-200 gram soku owocowego lub jedna mała mandarynka. W dalszym ciągu pijemy dużo wody. Na obiad można już sobie pozwolić na maleńką miseczkę lekkiej i „cienkiej” zupy, a najlepiej bulionu warzywnego.
Generalnie jest zasada, ze tyle ile trwałą głodówka tyle powinno trwać wychodzenie z niej. Czyli po 3 dniach głodówki 3 dni wychodzenia z niej.
W tym czasie raczej pijemy soki warzywne i owocowe – najlepiej świeżo wyciśnięte, następnego dnia wprowadzamy lekkostrawne owoce plus soki i w końcu lekkie zupki.
Nie będę tu pisała o głodówkach długoterminowych, bo to powinno się przeprowadzać pod okiem specjalisty, który dokładnie powie jak się przygotować i jak potem wyjść z takiej głodówki.
Dla mniej „zdesperowanych” w naprawianiu swego organizmu polecam oczyszczanie pół głodówkowe. Jest to też dobre na częstsze powtarzanie raz na kilka tygodni. Mam na myśli dietę sokowo głodówkową. Zasada jest tu podobna jak w głodówce całkowitej, tyle, że prócz wody wprowadzamy do menu świeże soki warzywne.
Do tej diety też przygotowujemy się podobnie jak do głodówki i podobnie z niej wychodzimy tyle, ze możemy już wprowadzić owoce i warzywa oraz lekkie buliony. Wszystko w małych ilościach i powoli. Częściej, ale mniej.
Po zakończonej głodówce warto przeanalizować swoje zwyczaje żywieniowe i na stałe wprowadzić do diety pewne produkty, a inne wyeliminować.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Włosy jak z reklamy

Zima to czas, kiedy nasze włosy są narażone na przegrzanie, przesuszenie lub przetłuszczenie wynikające z sauny, jaką fundujemy im czapkami. Cebulki włosowe osłabiają też silne mrozy, zwłaszcza, jeśli nie zakładamy czapki. Można powiedzieć, ze i tak źle i tak nie dobrze. A jak do tego dodamy mniejszą ilość dostarczanych do organizmu witamin, brak słońca, ruchu i świeżego powietrza, może dojść do nadmiernego wypadania włosów.
Co w tej sytuacji zrobić?
Na pewno odżywiać włosy od środka, czyli odpowiednia dieta na pewno korzystnie wpłynie na wygląd naszych włosów. Poza tym szereg preparatów dostępnych w aptekach też potrafi podratować osłabione włosy. Osobiście polecam te naturalne właśnie z apteki, typu wax czy produkowane na bazie naturalnych produktów.

Nic jednak nie zastąpi odpowiedniej troski i dbałości o włosy.
Na zimowe (i nie tylko zimowe) zmęczenie i osłabienie włosów, kiedy te nadmiernie wypadają polecam miksturę z czarnej rzepy.
Mikstura z Rzepy:
10 łyżek świeżo wyciśniętego soku z korzenia czarnej rzepy
4 łyżki sproszkowanych liści pokrzywy
1 łyżka suszonych liści szałwii lekarskiej
2 łyżki liści rozmarynu (świeże lub suszone)
Całość zalać 1 szklanką wódki w słoiku. Zamknąć szczelnie i 2 tygodnie trzymamy w ciepłym miejscu. Dość często potrząsamy słoikiem.
Po 2 tygodniach przecedzamy i zlewamy do butelki.
Taką miksturą na noc nacieramy włosy. Kurację trzeba stosować regularnie.
Ten specyfik nie tylko poprawia wygląd włosów i odżywia ich cebulki, ale też zapobiega łysieniu, w tym łysieniu plackowatemu. Dodatkowo usuwa łupież, łojotok, który jest przyczyną wypadania włosów.
Inną ciekawą miksturą, którą znalazłam w „Poradniku Uzdrawiacza” nr 12/217 jest wzmacniająca mieszanka na włosy:
3 łyżki liści szałwii lekarskiej
2 łyżki liści pokrzywy
3 łyżki liści rozmarynu
Zalewamy to wódką i podobnie jak powyższą miksturę trzymamy 2 tygodnie w ciepłym miejscu.
Ten eliksir zapobiega łupieżowi, wypadaniu i łysieniu.
Inny przepis ze starych cygańskich receptur zapobiegający wypadaniu włosów jest prosty a naprawdę skuteczny.
Z 1 średniej cebuli zdejmujemy łuski i kroimy drobno. Całość zalewamy połową szklanki… rumu. Po 24 godzinach przecedzamy a płynem nacieramy skórę głowy na noc.
Na porost włosów polecam wywar do codziennego nacierania włosów;
4 łyżki stołowe suchych liści bukszpanu gotujemy 20 minut w 2 litrach wody. I takim wywarem płuczemy włosy oraz nacieramy je każdego wieczora.
Bardzo pomocne w walce z wypadaniem włosów są też łupki cebulowe, ale tu uwaga dla blondynek, zarówno cebulowe łupki, jak i wywar z orzecha włoskiego może nieco przyciemnić na lekko brązowy lub rudawy odcień włosy.
A oto przepis na eliksir wzmacniający włosy i Eliminujący łupież:
25 gr. łusek cebulowych
5 zmielonych goździków zalewamy w ciemnym słoju lub naczyniu 200 gramami spirytusu i odstawiamy na 2 tygodnie w chłodne miejsce.
Przy suchych włosach dodajemy do tej mieszanki 3 łyżki olejku migdałowego.
Po miesięcznej kuracji tym eliksirem włosy stają się zdrowsze i nie wypadają. Odzyskują też swój reklamowy blask.
Do każdorazowego płukania włosów po myciu polecam napar z rumianku (zwłaszcza dla blondynek) oraz z łupek cebuli, orzecha włoskiego i pokrzywy. Można nawet robić wywar z tych mieszanek. Po dokładnym spłukaniu włosów płuczemy je już tylko w wywarze z tych produktów i jeśli to możliwe nie wycieramy intensywnie.
Ta kuracja bardzo wzmacnia włosy, ale efekt widać po dłuższym czasie. I tez uwaga tutaj, że włosy blond może przyciemnić.

piątek, 14 stycznia 2011

Kac morderca - jak pokonać tego drania

Kac to objaw zatrucia alkoholem, który wielu z nas zna z doświadczenia własnego. I nie przytrafia się tylko w okresie karnawałowym.
Legenda głosi, że był niegdyś Złoty Wiek, kiedy ludzie mogli pić bez wiszącej nad nimi groźby kaca, jednak pewien Grek imieniem Likurg, w pijackiej chuci zaczepił ulubioną z nimf Bachusa, boga wina. Ten widząc, co się dzieje, złapał pijanego Likurga i przywiązał do pnia winorośli. Nie dość tego zesłał na niego kaca. O tej chwili wszyscy naznaczeni jesteśmy przykrymi objawami po szampańskiej imprezie.

Likurgowi jednak zawdzięczamy też lek na tę przykrą dolegliwość, a mianowicie kapustę. Bo i tu legenda opowiada, jakoby biedny, nieszczęsny i skacowany Likurg zapłakał nad swym losem, a z łez jego wyrosła kapusta.
Legenda legendą, a kac to czasem dla wielu przykra rzeczywistość i jakoś z nią trzeba sobie radzić.
Sam kac spowodowany jest metabolizmem etanolu w organizmie. Skutków, jakie wywołuje opisywać nie trzeba.
I tu faktycznie nieoceniona jest w walce z kacem kapusta. Tak świeża, jak i kiszona. Duża zawartość witamin i minerałów w tym warzywie, zwłaszcza zaś witaminy c, uzupełnia niedobór tych minerałów w organizmie.
Wzmianki o stosowaniu na tę przypadłość kapusty mamy już u Pliniusza i Dioskoridesa. Tak, więc, wiemy, ze Grecy się nią ratowali po swoich słynnych ucztach. Rzymianie liście kapusty przegryzali już w trakcie swych biesiad.
Jeśli, więc imprezę organizujemy w domu można do kolacji podać surówkę z kapusty. A dnia następnego leczyć się sokiem z kapusty kiszonej lub świeżej. Sok należy pić małymi łykami, ale w dużych ilościach.
Szlachta staropolska dodała do tej metody także okłady z liści kapusty, które jak wiadomo wyciągają z organizmu ból i toksyny. Tak, więc liśćmi kapusty można też obłożyć boląca głowę.
Idealne do walki z kacem jest kwaśne mleko, kefiry czy naturalne jogurty, które mają właściwości odtruwające organizm oraz pobudzające układ trawienny. Dodatkowo, podobnie jak sok z kapusty, uzupełniają braki minerałów i witamin.
Soki o dużej zawartości witamin w tym z grupy c, też skutecznie walczą z kacem, tyle, że najlepsze są tutaj świeże soki wyciśnięte np. z cytrusów. Dioskorides doradzał doprawiać taki sok miodem.
Tutaj też idealnym jest sok pomidorowy, często serwowany z sokiem z selera. Uzupełnia brak potasu. Indianie doprawiali go jeszcze bardzo ostrą chili.
Polskie i staropolskie sposoby, a jak wiadomo Polacy od szlachcica po chłopa pili, pija i pewnie pić będą, bo taki nasz słowiański urok.
Tu już dobrym zabezpieczeniem przed kacem jest polska kuchnia, często dość tłusta. To zaś sprawia, że mniej się wchłania alkoholu z żołądka. Warto wiec przed wyjściem na imprezę zjeść kromkę chleba ze smalcem lub grubo posmarowaną masłem. A najodważniejsi potrafią nawet łyknąć kilka łyżek oliwy z oliwek. Ale całkiem to nie uchroni przed przejściem procentów do krwi, bo te wchłaniają się już częściowo w jamie ustnej..
Dzień po warto się też ratować innymi specyfikami staropolskich szlachciców, a mianowicie kwaśnymi zupami. Kapuśniak, Ogórkowa, pomidorówka, czy Francuska Musztardowa potrafią postawić na nogi. Warto, więc na śniadanie zaaplikować sobie talerz ciepłej zupy.
Innym specyfikiem na kaca jest miód, którym czy to soki dosłodzić czy podjadać łyżeczką przez cały dzień nie zaszkodzi a pomóc można.
Warto też w tym trudnym dniu sięgnąć po zioła. Tutaj na ratunek pospieszą nam mieszkanki z tymianku, nasion kopru i bazylii. Łyżkę ziół zalać trzeba wrzątkiem, odstawić na 10-20 minut i potem popijać małymi łykami.
Homeopatycznie leczyć podobne podobnym też można, ale tu idealnym klinem na klina są raczej nalewki, ot choćby arcydzięgielowa, którą zażywamy w ilości… 20 kropel na pół szklanki wody z miodem lub cukrem. Nie więcej niż 2 razy na dzień najlepiej w godzinnym odstępie czasu.
Poza przyjmowanymi wewnętrznie specyfikami, skutecznie wypędza kaca prysznic na przemian zimnej i gorącej wody. Stary samurajski sposób po nadużyciu Sake to moczenie stóp na przemian w zimnej i gorącej wodzie oraz intensywny masaż palców stóp aż do bólu.
I na koniec coś, o czym i tak mówić nie trzeba, czyli sporo płynów, jakie należy wlać w siebie. Uzupełnia to niedobory wody w organizmie, które są niemal normą po przepiciu.
Czy to wodę czy soki pijemy małymi łyczkami i powoli. Ilość duża podzielona na małe porcje, co sprawi, ze płyn zostanie w organizmie a nie pogoni nas do wc.
Pozdrawiam i szampańskich zabaw karnawałowych życzę.

Majowe słowa

"Bezpański Anioł"

Tanio....od zaraz do wzięcia....
Przechodzony...
Anioł do wynajęcia...
Z rąk do rąk wędruje....
Jak ciuchy przebrane...
Lub siedzi...
Patrzy w ścianę...
Nie je....
Patrzy tylko...
Płacze cicho we śnie...
Weźcie go...
Zanim z żalu zdechnie...

......................
autor: BeaMaj

sobota, 8 stycznia 2011

Anioły nie muszą być łagodne

Drażni mnie słowo „miłość”. Serio. Nadużywane „kocham cię” zaczyna przynosić odwrotny skutek. Przynajmniej dla mnie.

Idę na spotkanie z trenerem rozwoju osobistego, prowadzącym też zajęcia z regresu. Większość osób na spotkaniu to kobiety. Każda ślicznie uśmiechnięta, ubrana na jasno, pełna spokoju. Witają mnie ciepłym głosem i zapewniają, że teraz anioły poprowadzą mnie przez życie, tylko mam się otworzyć na ich światło.

Ok., jestem otwarta.

Trener opowiada o aniołach, o medytacji, przebaczaniu i miłości. O Bogu… Nie mówi, o jakim, i chwała mu za to. Potem tłumaczy, czym jest regres. Uprzedza, że nie jest łatwo zaakceptować fakt, że w przeszłości mogliśmy być kimś złym.

Nie podoba mi się określenie „zły”, zwłaszcza w zestawieniu z kolejnym zdaniem o nie ocenianiu. Każdy mówi o tym, że ocenianie innych nie jest właściwe, a jednocześnie każdy jakoś tam ocenia. Sama się tego uczę i wiem, jak trudne jest to zadanie.

Miłe panie opowiadają o swoich kontaktach z aniołami, ich świetle i miłości, jaką odczuwają na każdym kroku. Wszystko przeplatane jest powtarzanym sobie na każdym kroku „kocham cię”, tylko „Miłość”.

Potem każdy, niczym afirmację, powtarza, że kocha siebie i kocha świat, kocha ludzi, kocha swoich wrogów.

Mam mdłości.

Mówię, że też widuję anioły. Patrzą na mnie nieco dziwnie, ale nikt nie kwestionuje. Choć tyle dobrego.

- Co anioły zmieniły w Twoim życiu? – Pyta w końcu trener. – Na pewno zauważyłaś, że teraz życie jest piękniejsze, łatwiejsze…

- Nie. – Przerywam. – Nie jest łatwiejsze, bo anioły nie są łagodne.

Zapada niezręczna cisza. W końcu któraś z pań nieśmiało zauważa, że w astralu wiele jest istot duchowych udających anioły. Przytakuję potwierdzająco i słucham dalej. Pani ośmielona tym robi krótki wykład na temat aniołów opowiada o ich sposobie działania, ze poza miłością i czystą dobrocią oraz pocieszeniem nas, dają nam tez to, o co prosimy. Dlatego modląc się do nich i prosząc otrzymujemy wszystko. Anioły są czystą dobrocią i prawdą.

- Nie przeczę. – Znów przerywam. – Są dobrocią i prawdą. Tyle, że prawda nie zawsze jest miła. Uświadomił mi to boleśnie pewien Anioł Prawdy, który zepchnął mnie na dno mnie samej, tylko, dlatego, że wciąż zamiatałam pod dywan osobowości swoje lęki, frustracje, matryce, bolączki. Zepchnął mnie tam gwałtownie i mało łagodnie. Pokazał bagno odsuniętych spraw, półprawd i prawd wygodnych dla mnie. Zdjął zasłonę iluzji i zaślepienia z moich oczu, a potem mało delikatnie skopał tyłek mojemu ego. Na koniec podał świetlistą dłoń i pomaga mozolnie wspinać się z mroku do światła.

- To nie mógł być anioł, one są Miłością… - Oburzyła się inna pani.

Uśmiecham się tylko.

- Anioły są miłością, ale czasem okazują ją w niestereotypowy sposób. – Mówię po chwili by przerwać krępująca ciszę. – Moje doświadczenie uczy mnie też, że czasem droga wewnątrz siebie, która ma nas zaprowadzić do tego, co wielu nazywa: „Bóg jest Miłością” bywa bolesna i trudna. A anioły? Nie zawsze są łagodne. Dają nam to, czego potrzebujemy, na co jesteśmy gotowi i jak jesteśmy w stanie to przyjąć.

- Więc uważasz, że tkwimy w iluzji? – Pyta trener.

- Nie. Nie oceniam tego, bo każdy z Was we własnym wnętrzu wie, co myśli, czuje, jakie ma w sobie wzorce i jak one działają. Albo jeszcze sobie ich nie uświadomił, albo już przepracował. I każdy dostaje to, co jest gotowy przyjąć. Być może moje anioły nie są łagodne, bo tylko pokazanie bolesnej prawdy pobudzi mnie do działania. Każdy z ans widzi je na swój sposób, a prawdę o nich znają tylko one same.

- Czyli nie chcesz podążać drogą miłości? – Pyta z niedowierzaniem starsza pani w jaskrawożółtej bluzce.

- Może jeszcze nie jest jej czas, musi doświadczyć czegoś innego. – Wyjaśnia głośno smukła blondynka.

- Nie odrzucam miłości, po prostu wole ją w działaniu niż w słowach. Ale to moje doświadczenie. Każdy potrzebuje czegoś innego. Jak aniołów…Każdy z Was tutaj ma rację i jednocześnie każdy się myli. Zależy od miejsca gdzie się siedzi.

Ludzie nie lubią prawdy. Tej szczerej i prawdziwej, bo bywa nieraz przykra i bolesna. Dlatego z zachłanną lubością chwytamy się komplementów, a jeśli dwie osoby zwracają nam na coś uwagę, chętniej przyjmujemy do siebie, te bardziej korzystne i wygodne dla nas.

To naturalne, zjawisko i nie ma w nim nic negatywnego. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, wpadnięcia w iluzję. Dotyczy to zwłaszcza szeroko rozumianego rozwoju duchowego.

Ten, jak wiadomo, polega w dużej mierze na pracy nad sobą, przebudowie swego wnętrza, czasem nawet osobowości i spojrzenia na świat. Pozbycia się lęków, starych matryc i zastąpienia ich nowymi, lepszymi wzorami i wiarą.

Powiedzieć łatwo, wykonać trudniej. Technik sprzyjających temu jest wiele. Najczęściej sięgamy po afirmacje i medytacje. Niektórzy zaopatrują się w wiele mądrych książek z zakresu treningów osobowości, wypełniają arkusze radykalnego wybaczania, zapisują się na kursy asertywności itd., itp.

I po kilku tygodniach, wielu stronicach dalej, nagle przedstawiają się światu: Popatrzcie, oto nowy(a) Ja.

I bardzo dobrze, że coraz więcej osób zagłębia się w siebie, że wchodzi na drogi rozwoju duchowego. Pytanie tylko, czy zgodnie z naturą odrzucania boleśniejszej prawdy, nie popadamy w pewne iluzje i nie dostrzegamy tego, co ukryte jeszcze głębiej?

Czasem odnoszę wrażenie, że niestety tak.

Oczywiście wiem, że każdy otrzymuje tylko tyle i to, co gotowy jest przyjąć i zaakceptować. I bynajmniej nie twierdze, że każdy rozwój duchowy, każda ścieżka jest twarda, trudna i bardzo bolesna, i że funduje nam niemiłe doświadczenia emocjonalne. Nie. Czasem, jak mówią, wystarczy otworzyć oczy by się obudzić.

Czasem jednak nie, więc warto w tym naszym rozwoju duchowym być czujnym i obiektywnym, bo łatwo wpaść w pułapkę zaślepienia dobrze wykonaną pracą nad sobą, gdy tymczasem to dopiero może być jej początek. Sama tego doświadczam czasami i Bogu dziękuję, że zesłał mi dobre, choć czasem mało łagodne anioły, które przypominają o obiektywizmie i nie pozwalają osiąść na laurach.

Wiem też, że każdy z nas ma swoja ścieżkę i wyobrażenie o niej. Czasem jednak warto wyjść poza stereotypy i spojrzeć z boku na siebie i swoje doświadczenia.

………………………………….

Tekst pisany kursywą jest fikcyjny, to tylko moje luźne rozważania nie koniecznie właściwe. No cóż siedzę na swoim stołeczku ;)

wtorek, 4 stycznia 2011

Popełanianie poezji


"Obywatel H. S."

człowiek brzmi
opada echo wielkiego wybuchu
utrata skrzydeł nie boli.


piekło-ziemia-niebo
umowna granica. człowiek
brzmi drwiąco. doświadczam


upadku. echo, jęk
igraszka meteorów
zderzenie z ziemią boli


nagość chłodu. nauka chodzenia
wznoszenie się jest prostsze. człowiek
brzmi boleśnie


przebacz

................................................

"Wyznanie Pani B."

Fotony, twarz, istnienie
ukryta - ślad zostały, zero i jeden
przemierzam bez ciała niedotykalny wymiar


cyfry jeden i zero


w kolumnach nie nazwana
upchnięta duszą w tłum podobnych istnień
anonimowa wrażliwość na człowiek

słowo liczbą stało, nie ma mnie
- mogę wszystko, jestem bezimienna



jeden