niedziela, 27 lutego 2011

Medytacja Kury Domowej

Obraz medytującej osoby, siedzącej w pozycji lotosu lub po turecku, o spokojnym obliczu, przymkniętych powiekach, na stałe zagościł już w naszej świadomości. I to na tyle mocno, że wiele osób uważa, że do medytacji potrzebna jest cisza, spokój, stosowna muzyka czy pozycja medytacyjna.

Owszem, miło jest, kiedy mamy te wszystkie dodatki. Jednak ich brak nie wyklucza możliwości zagłębienia się w siebie.

Nie sztuką jest medytować w ciszy, spokoju, niedziałaniu. Buddyjski mnich pogrążony w sobie, może się zanurzać we własnej duszy i w duszy wszechświata, bez ryzyka, że wyrwie go z tych głębin dziecko, telefon, obowiązki domowe. Taki mnich może sobie trwać w lotosie i medytować. A my? W wirze i natłoku codzienności, jaką mamy szanse na zagłębienie się w sobie?

Mamy i to sporą.

Medytacje rządzą się pewnymi regułami i zasadami, ale kto powiedział, że konieczny jest do tego buddyjski klasztor czy samotnia? Kto zabroni medytowania podczas mycia naczyń, prasowania, czy szorowania podłogi?

My kobiety sporo czasu poświęcamy praca domowym. Dlaczego nie połączyć obowiązków z chwilą dla siebie? Pewne prace domowe wykonujemy machinalnie, automatycznie. Ten czas można spożytkować także na medytację. Szorując podłogę skup się na sobie i swoich uczuciach. Co czujesz odkurzając? Czy te domowe obowiązki sprawiają Ci przyjemność? A może przeciwnie, irytują Cię i robisz to, bo musisz? A jeśli tak, to czy naprawdę musisz? Co się stanie, jeśli raz nie odkurzysz? Nie umyjesz naczyń? Nie wypierzesz? Mąż będzie niezadowolony? Skąd masz taka pewność? Ponieważ raz jeden był? A czy tamtego dnia nie było innych czynników, które mogły spowodować jego niezadowolenie?

A czy myjąc naczynia, piorąc, zanurzając ręce w misce z wodą, przy myciu podłogi, zastanawiałaś się nad istotą wody? Jak jest, czym jest, jakby było nią być? Analizowałaś, choć raz naturę kropli wody? A dlaczego by nie?

Podczas codziennych obowiązków, zajęć, często zdarzają nam się chwilę, w których nie wymaga się od nas koncentracji i uwagi. Jadąc do pracy tramwajem czy autobusem, wykonując domowe zajęcia, leżąc wieczorem w łóżku, możesz swobodnie pozwolić płynąć swoim myślom. I tak to robisz, choć nieświadomie.

Każdego dnia nasz mózg bombardowany jest milionami informacji, z których tylko około 2000 dociera do naszej pełnej świadomości. Reszta staje się ledwie dostrzegalnym tłem, paprochem w kącie za wersalką. Nasze myśli, płynące strumieniem cały dzień także w większości są niedostrzegalne.

Czy kiedykolwiek wcześniej zastanawiałaś się, o czym myślisz myjąc naczynia? Gdzie jesteś Ty i Twoja dusza podczas szorowania toalety?

Rejestrujesz zapach środków czyszczących, Twój mózg analizuje to i oświadcza, ze jest to miły zapach, lub drażniący. Twoje dłonie analizują przez skórę temperaturę wody, fakturę materiału, z jakim się stykasz. Ale ile razy robiłaś to w pełni świadomie, zastanawiając się nad tym. Ile razy tak naprawdę byłaś w pełni świadoma tego, o czym myślisz, co robisz, co czujesz, w danym momencie. W momencie wykonywania prostych czynności domowych, w drodze do pracy, myjąc się, zasypiając?

Będąc kobietą, czy to młodą, jeszcze uczącą się, czy to mająca już swoją rodzinę, swoje niezależne życie i wynikające z tego obowiązki, nie musisz rezygnować z rozwoju duchowego, czy medytacji.

Nie musisz mieć pieniędzy i usprawiedliwiać się brakiem czasu na odbycie podróży w głąb siebie. Masz go na to aż nadto. Wystarczy tylko chcieć. Mieć odwagę spojrzeć w duszę.

Pamiętaj, to co jest ma wpływ na to, co będzie. Tylko od Ciebie zależy, jak wygląda i będzie wyglądać Twoje życie. Jesteś z niego zadowolona? Fantastycznie. Pobaw się więc, w filozofa i przeanalizuj naturę kropli wody, lub spienionych baniek płynu do naczyń.

A może jednak coś w Twoim życiu nie jest takim, jakbyś chciała, aby było? Medytacja pozwoli Ci odnaleźć przyczynę usterki i da odpowiedź jak ją naprawić. A czasem pomoże odnaleźć w sobie odwagę by podjąć decyzję wprowadzającą zmiany.

Tak czy inaczej medytować warto. Bo trzeba zrobić coś dla siebie. Bez tego wszak nie zrobi się nic dla innych.

A i już nie możesz usprawiedliwiać się brakiem czasu czy pieniędzy. Rozwijać wnętrze, budzić duszę i medytować naprawdę można wszędzie. Trzeba tylko chcieć.

Pozdrawiam
Agnieszka "Szepcząca" Cupak

środa, 23 lutego 2011

Duchowośc dla twardzieli, czyli rzecz o ciemnej stronie rozwoju duchowego

O rozwoju duchowym zwykło się mówić i myśleć, jako o drodze pełnej spokoju, harmonii, akceptacji. Pierwsze skojarzenie to medytująca pełna wewnętrznego światła osoba. Kolejne to, już metody dochodzenia do tego wymarzonego oświecenia. I tu już mamy w czym wybierać, bo zarówno na rynku księgarskim, jak i w sieci oraz w bogatej ofercie centrów i gabinetów terapeutycznych jest tego wiele. Niemal każdy uzdrowiciel jest teraz trenerem rozwoju osobistego, przewodnikiem duchowym, lub nauczycielem medytacji. W księgarniach i w Internecie wybór pozycji i metod może przyprawić początkującego poszukiwacza Oświecenia, o zawrót głowy.

I tylko się z tego Cieszyc, gdyż warto robić coś dla siebie, szukać odpowiedzi, prawdy, szukać siebie. Nauczyć się żyć świadomie, zmieniać w sobie i otaczającym nas świecie wszystko na lepsze i bardziej przyjazne, to wspaniała rzecz. Zmiana postawy i postrzegania świata, siebie, czasem Boga, świadczy o naszej chęci poznania, a często sprawia, ze znajdujemy wreszcie ukojenie, spokój w duszy i umiemy Cieszyc się drobnostkami. Świat i życie nabierają barw i nic nam już nie straszne. Aż chciałoby się w tym miejscu krzyknąć: Tak Trzymać!

I wiele osób, po przeczytaniu kilku publikacji, wysłuchaniu kilku terapeutów czy przewodników duchowych, zakupieniu książek o technikach medytacyjnych, pozytywnych skutkach wybaczania, o uświadamianiu sobie siebie itd., z ufnością dziecka i nadzieję, ze teraz będzie już tylko lepiej zaczyna swój rozwój duchowy.

I tu mogą zacząć się przysłowiowe schody, bo obiecywano, ze będzie pięknie a tu nagle zafundowaliśmy sobie piekło na ziemi. Bo, nikt nie uprzedzał, że porządek czasem rodzi się z chaosu, a ten czasem by pokonać, trzeba stać się twardzielem.

A taka niestety jest prawda, że rozwój duchowy, gdzie na ścieżkach i bezdrożach zdobywamy wiedze o sobie, uświadamiamy sobie siebie i otaczający nas świat, prowadzi do zmian nie tylko w nas ale i w naszym otoczeniu. Zmiany w nas i naszej świadomości, niczym przewrócone klocki domina pędzą do samego końca, przewracając jedno po drugim. I nagle okazuje się, że zamiast harmonii i spokoju mamy w domu awantury, groźby rozwodu czy rozstania z partnerem, zaczyna nam się „sypać” w pracy czy w szkole, tracimy jednego po drugim znajomych, a jakby tego było mało, przydarzają nam się czasem dziwne i trudne sytuacje w codziennym życiu. Ale to nie koniec, bo co gorsze, zaczynamy też dostrzegać w sobie rzeczy, do których przyznać byśmy się nie chcieli. Ale już się nie da zastosować spychologii i trzeba wziąć odpowiedzialność za czyny, słowa, postawy i działania. Rozliczyć przeszłość, poczuć teraźniejszość i zacząć tworzyć przyszłość. Czasem nawet od zera, od podstaw, od siebie… A to bywa bolesne i brutalne. Emocje targają naszą duszą, z żalu chce się wyć, jak śpiewał Perfect, i zaczynamy się dusić w tym, w czym aktualnie tkwimy. A miało być tak pięknie.

I może być. Tylko trzeba wytrwać, okazać się twardzielem.

Rozwój duchowy to praca przede wszystkim nad sobą, nad własnymi emocjami, nad lekami. Pokonanie lęków, które zbierały się w nas od najmłodszych nie jest drogą łatwą i przyjemną. Bo aby takie „bolączki” przerobić i odciąć się od nich, trzeba często stanąć z nimi twarzą w twarz. A to bywa naprawdę przykre.

Mimo to warto. Warto zmierzyć się ze sobą, swoją przeszłością i matrycami, które w nas wbito, lub które sami w siebie wbiliśmy, a potem je odrzucić i zmienić na takie, które uczynią z nas osobę jak z okładki książki o rozwoju duchowym.

Ważne tez jest, by mieć świadomość tego, że droga do samoświadomości, a tym bardziej do oświecenia bywa trudna. Że przyjdą chwile zwątpienia, bólu, czasem będzie chciało się uciec jak najdalej od siebie od bliskich. Ale ważne by w tych najtrudniejszych chwilach nie poddać się. Bo najgorzej zostać z rozpoczętym remontem i całym towarzyszącym mu bałaganem, bez chęci zakończenia tego, co już się rozbebeszyło, wyburzyło i zdrapało.

Nie chcę też w tym miejscu nikogo zniechęcać do wejścia na ścieżkę rozwoju duchowego. To, że ktoś po drodze utracił majątek, prace czy rozwalił na Maksa swoje życie osobiste, nie znaczy, że nas też to spotka. Aczkolwiek może, jednak będę to w rezultacie zawsze sprawy wychodzące nam na plus. Zresztą takich drastycznych zawirowań nie ma aż tak wiele. Zwłaszcza jeśli do tej drogi rozwojowej zabierzemy się z głową i od podstaw. Mimo to decydując się na wejście w ten nowy świat, bądźmy gotowi także na trudy, jakie po drodze napotkamy. Ale wtedy nie zapominajmy, ze nagroda warta jest ceny.

A na zakończenie powiem, że na tych ścieżkach duchowości doświadczamy tylko tyle ile naprawdę jesteśmy w stanie znieść i co jest najlepsze dla nas. Tak, więc choć może czasem być ciężko, pamiętajmy, ze Twardziel jest w nas i damy rade, bo w końcu kto ma dać, jak nie my?

sobota, 5 lutego 2011

Żyć z uśmiechem

Większość dróg rozwoju duchowego mówi o życiu w radości, wręcz o konieczności bycia radosnym. Ludzie pustyni często mawiali, że „Smutek jest grzechem głównym”. Zen nakazuje ponoć dążyć do praktykowania szczodrości, przyjaźni, uśmiechu i radości.
Tylko jak tu się cieszyć i radować, kiedy życie wcale nas nie rozpieszcza?
W książce Henriego Brunela „Opowieść o kocie, mistrzu Zen” jest taki oto fragment:
„(…) właściwe dążenie wymaga od nas, byśmy zachowali uśmiech we wszystkich okolicznościach.
Gdyby każdy się uśmiechał, świat ukazałby inne oblicze. (…) Nie chodzi o to by nosić maskę, ale by odnaleźć w sobie źródła uśmiechu, radości”
W dalszej części tekstu mowa jest też o naszym nastawieniu i oczekiwaniu, bo faktycznie często mamy tendencję do nastawiania się na coś i planowania. Planować oczywiście czasem warto, choćby po to by realizować siebie i dążyć do swoich celów, ale też pozostać w tym elastycznym.
Sama po sobie wiem, jakie miałam nerwy i frustracje, kiedy coś sobie zaplanowałam i nastawiłam się, że właśnie tak będzie, a życie uparło się by te plany pokrzyżować. Ileż z tego potrafiło być nerwów, przekleństw, paskudnego humoru, który odbijał się na innych? Można się domyślić.
Dziś inaczej podchodzę do swoich planów i dążeń. Mam je, ale nie oczekuję. Jeszcze z tym uśmiechem w różnych sytuacjach bywa różnie, ale coraz więcej jest radości wewnątrz mnie.
A przy okazji oczekiwań to jeszcze jeden cytat z wspomnianej książki: „Wszyscy mamy nadzieję, że wydarzenia i inni dostosują się do naszych pragnień. Ale to, co się zdarza, jest nieprzewidywalne, a inni tańczą, jak im gra muzyka. Musimy żyć pogodzeni ze światem takim, jakim jest, otwarci na przyjęcie teraźniejszości, cudu danej chwili. Każda mijająca sekunda jest przejawem nieskończoności (…)”.
Wydaje mi się, ze to bardzo dobre słowa. Bo zobaczmy, jak wiele, zupełnie niepotrzebnych oczekiwań, wyobrażeń i pragnień, spędza nam sen z powiek, zamiast radować nas tym, co w danej chwili dostępne.
Może, więc czasem warto nabrać dystansu do siebie i świata, cieszyć się tym, co mamy, a nie zalewać żółcią z powodu tego, czego nie mamy, lub co gorsza, co maja inni.
Życie jak wiemy, potrafi nam przynieść przykre niespodzianki. Myślę, jednak, że czasem, zwłaszcza w tych błahych sprawach, potraktować to, jako przygodę. Nie jak dopust boży.
Oczywiście nikt nie wymaga od nas, by powstrzymywać łzy, kiedy te same się do oczu cisną, ale czasem warto. Bo jak spojrzymy z perspektywy czasu nawet na te duże przykrości czy wręcz „nieszczęścia”, jak lubimy je nazywać, może okazać się, że była to najlepsza rzecz, jaka nam się przytrafiła. Albo mało istotna, sprawa, której już dziś nie pamiętamy, poza tym, ze tydzień chodziliśmy przez nią jak struci.
I oczywiście rzeczy… Oczywiste, że tak się wyrażę. Są sprawy, które i tak się staną, choćby śmierć, są takie, na które nie mamy wpływu. A dużo łatwiej i lepiej pogodzić się, czy coś zaakceptować, zachowując w sobie pogodę ducha.
I świat jest dużo piękniejszy, a ludzie milsi, kiedy mamy w sobie pogodę ducha.
A podsumowując pozwolę sobie na jeszcze jeden cytat z przytoczonej już książki.
„Jednaka droga, czy ze śmiechem przemierzysz ją, czy z płaczem”.
………………………………………
Bardzo polecam książkę Henriego Brunela „Opowieść o kocie mistrzu Zen”. Oto krótka notka o książce: „Opowieść o kocie, mistrzu zen to książka dla buddystów i kociarzy, dla buddystów-kociarzy oraz dla wszystkich zmęczonych życiem w dobie późnego kapitalizmu. Jej bohaterem jest Koyabashi, który wraz ze swym uczniem Tanedą wędruje do świątyni w Edo (dawna nazwa Tokio), po drodze objaśniając mu w przystępny i zabawny sposób najważniejsze prawdy buddyzmu zen.”.

środa, 2 lutego 2011

Choroba, a jej podłoże emocjonalne i psychiczne

Medycyna Chińska, a ostatnio także Medycyna Holistyczna, nie tylko diagnozują choroby, ale tez szukają ich przyczyn. Bo nie wystarczy wyleczyć rezultat, kiedy przyczyna wciąż zostaje nierozwiązana. A tak się składa, ze większość chorób ma swoje podłoże w naszym wnętrzu i psychice. Dlatego wszelkie formy uzdrawiania, czy to medycyną konwencjonalna czy niekonwencjonalna, nie przyniosą zadowalającego efektu, jeśli za tym nie idzie naprawianie tez czegoś w sobie.
Dlatego tak ważna jest często rozmowa z osoba chorą, o co dość trudno w szpitalach i przychodniach. A szkoda.
Poniżej podaję kilka dość częstych w społeczeństwie schorzeń i ich przyczyny wewnętrzne. Zauważyłam, ze czasem wystarczy rozwiązać nasz problem by i choroba lub dolegliwość ustąpiły.
W tym miejscu powiem też, ze wykaz chorób i ich przyczyna jest wzięta z skryptu od mojej Mistrzyni Reiki.
Otyłość chorobliwa – jest wynikiem wewnętrznej pustki, trawiącego nas głodu miłości i akceptacji, pragnienie czułości, poczucie słabości oraz fałszywy obraz samego siebie. Można to w skrócie nazwać zapełnianiem pustki.
Alergie – nadwrażliwość i agresja, postawa obronna, strach przed życiem;

Anemia – brak zaangażowania w życie, niechęć i obojętność, brak wiary w siebie i myślenie typu: „nie dam rady” „jestem słaby”
Astma – stłumiona potrzeba dominacji, ukryta agresja, nieutulona potrzeba wolności
Zapalenie spojówek – brak gotowości do rozwiązywania konfliktów, poczucie niezrozumienia, przeciążenie
Wzdęcia – konfrontacja z tym, czego nie potrafimy zaakceptować „strawić”, wewnętrzne napięcia, wywołane przez opór i postawę na nie, mała tolerancyjność
Wysokie ciśnienie – hiperaktywność, tłumiona agresja, burza emocji, brak elastyczności
Niskie ciśnienie – brak konfrontacji z problemami, niewystarczająca ruchliwość i aktywność, unikanie trudnych sytuacji
Depresja – to, co stłumione wywołuje jeszcze większe napięcie, tu chodzi o niedopuszczanie swoich uczuć, brak chęci do życia, tłumione lęki
Cukrzyca – niezaspokojona potrzeba miłości, często nieuświadomiona, rozczarowanie, poczucie niedowartościowania, wezwanie do okazania miłości samemu sobie
Zapalenie jelita grubego – lęk przed ukazaniem siebie, wyrażeniem własnego zdania, brak siły przebicia, chęć omijania sporów i dyskusji
Oziębłość seksualna – nadmierne kontrolowanie swoich zachowań, zbytnie samoopanowanie, stłumione, nieświadome wzory obcych zachowań, poczucie odrzucenia
Wypadanie włosów – wyczerpanie, brak sił życiowych, zła dieta, notoryczne martwienie się o wszystko
Chrypka – utrata głosu, poczucie bezsilności, konflikty wewnętrzne, poczucie niezrozumienia
Impotencja – Strach i napięcie wynikające z poczucia niedowartościowania, strach przed konfrontacja z życiem, poczucie winy, brak doświadczenia, niepewność i nadmierna nieśmiałość, brak poczucia bezpieczeństwa
Infekcje – gwałtowne, nieświadome spory i konflikty; wezwanie do podejmowania samodzielnych decyzji i ponoszenie ich konsekwencji
Próchnica – brak stanowczości i wytrwałości, tłumienie problemów a nie ich rozwiązywanie
Migreny – za duże stresy i napięcia, lęki, za wiele myśli, wygórowane ambicje i niespełnione nadzieje, zbyt duże oczekiwania
Rak – nagromadzenie negatywnych emocji i myśli, złości wobec siebie i innych, nieuporządkowane sytuacje w życiu osobistym, wewnętrzna izolacja
Krótkowzroczność – strach przed światem zewnętrznym, niechęć do dostrzegania rzeczywistości, nie dbanie o przyszłość, brak przewidywania i planowania
Zapalenie błon śluzowych żołądka, nieżyty żołądka – złość, wściekłość, strach i agresja, bardzo tłumione, ale też te ujawniane wobec siebie i innych, pośpiech, poczucie niezrozumienia, lęki
Anoreksja – chęć uwolnienia się od tego, co cielesne, wygórowane ideały, brak poczucia własnej wartości, niechęć do bliskości, strach przed nią
Angina (zapalenie migdałków) niechęć do dłuższego tłumienia w sobie tego, co niewypowiedziane, niechęć do „przełykania” porażek, poczucie niezrozumienia, tu też dotychczasowe nasze podejście do życia.
Bóle menstruacyjne – niechęć do pełnienia roli małżonki, bunt przeciw zepchnięciu do roli „kury domowej”, brak otwartości na coś nowego, strach przed odpowiedzialnością, wskazują też na konieczność zmniejszenia w sobie ciasnoty świadomości.
Katar – masz wszystkiego po dziurki w nosie, wewnętrzny proces oczyszczania
Zgaga – krytyczność, agresywność, złość, trudności w stawianiu czoła nieprzyjemnym sytuacjom, brak odwagi
Dalekowzroczność – stłumiona wściekłość i złość, które nie mogą zostać uzewnętrznione, skłonność do niedostrzegania problemów, sztywność postawy duchowo – umysłowej
Schorzenia wątroby i woreczka żółciowego – ukrywana złość, niechęć do innych zazdrość, agresja i autoagresja, brak akceptacji siebie, niechęć do siebie i innych, przysłowiowe „zalewanie żółcią”
Oczywiście, nie jest to jedyna i ostateczna przyczyna chorób. Równie ważna jest zdrowa dieta i takiż tryb życia, ale i tych emocjonalnych i psychicznych przyczyn nie można lekceważyć.