wtorek, 6 grudnia 2011

Zostać Mistrzem

W dzisiejszych czasach pojawiło się sporo różnych systemów skupiających się na rozwoju duchowym, często łączonych z metodami i technikami uzdrawiania. Systemy te korzystają z wiedzy i doświadczenia innych kultur, z mniejszym lub większym powodzeniem. Mamy, więc warsztaty i techniki „Twardej ścieżki” korzystające z technik pracy szamanów różnych tradycji. Mamy metody czerpiące z mądrości buddyzmu, taoizmu, zen, huny, jogi i wielu innych. Nie jest moim celem skupianie się tutaj nad problemem mieszania tych tradycji, bo to jest już indywidualna sprawa każdego. W zasadzie liczy się cel, a nie środki, jakie do niego prowadzą. A celem często jest szeroko rozumiane oświecenie i mistrzostwo, tu często zresztą rozumiane poprzez nauki zen czy Buddy.
Jednak czy tak naprawdę wystarczy nam zaliczyć kurs uzdrawiania Reiki, warsztaty twardej ścieżki czy kilka innych kursów prowadzących do rozwoju duchowego? Czy fakt, że na dyplomie ukończenia kursu napisano nam Mistrz, świadczy, że to mistrzostwo już osiągnęliśmy? Osobiście uważam, że nie, natomiast na pewno dostajemy narzędzie, które może nas do zamierzonego celu zaprowadzić.
Sama zajmuję się przede wszystkim pracą z systemem Reiki i na tym przykładzie się skupię, nie mniej podobnie jest tak w innych systemach oferowanych przez nauczycieli i trenerów rozwoju duchowego, jak i w indywidualnej pracy „samouków”.
Poziom i  energia jaką uzyskujemy podczas inicjacji na poszczególnych stopniach Reiki, a zwłaszcza na III stopniu – Shinpiden, to jedynie narzędzie, które daje nam możliwość wejścia na wyższy poziom duchowy, narzędzie pozwalające dążyć do oświecenia i mistrzostwa, w szerokim tego słowa znaczeniu.
Ale też jest to przede wszystkim bardzo ciężka praca nas samych nad sobą, a technika i wiedza jaką zdobywamy na konkretnej ścieżce może nam w tej pracy pomóc.
Mistrzem nie staniemy się poprzez inicjację czy uzyskanie dyplomu ukończenia kursu mistrzowskiego w danej ścieżce, ale poprzez pracę nad sobą, uświadamianie sobie siebie, własnych wzorców, a także praw rządzących światem. Jedność z naturą, medytacja, która pozwoli nam otworzyć się na własne wnętrze, duchowość i kontakt z duszą. Akceptację siebie takimi jakimi jesteśmy, wyciszenie emocji, szerokie postrzeganie siebie, innych i świata. Mistrz to osoba oświecona, świadoma, będąca ponad podziałami. Osiągnąć to może każdy z nas, niezależnie od posiadanych stopni Reiki, kursów uzdrawiania duchowego czy innych. Warto więc zachować dystans do siebie i innych, wykształcić w sobie empatię i duże pokłady tolerancji i zrozumienia, co wcale nie jest łatwe, ale i wbrew pozorom nie jest trudne.
Wybrany przez nas kurs, warsztat czy ścieżka daje nam pod tym względem bardzo dużo. Często staje się katalizatorem zmian. Jednak i na te zmiany trzeba być w pełni gotowym i przyjąć je. Dla przykładu w Reiki na poziomie III stopnia one już się dzieją niejako niezależnie od nas. W tym akurat systemie i na tym poziomie otwieramy się na potężne energie bardzo wysokich wibracji, a z chwilą kiedy podejmujemy decyzję o wejściu na ten poziom, energia zaczyna działać i dokonywać zmian w nas i wokół nas. Podobnie dzieje się w innych ścieżkach rozwoju duchowego.
Nie każda z tych zmian jest łatwa. Tym bardziej, że wiele z nich dzieje się na różnych płaszczyznach naszego świata. Poczynając od nas a kończąc na naszym otoczeniu. Nagle zaczynamy dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widzieliśmy lub nie chcieliśmy dostrzec,  często obserwujemy zmiany w sobie dotyczące rożnych sfer życia, przede wszystkim życia duchowego. Szukamy nowych dróg, możliwości, szerzej i obiektywniej zaczynamy patrzeć na świat.
Najważniejsze  zmiany zachodzą w nas samych. Mogą wyjść na jaw rzeczy z przeszłości, które powodowały w nas ból, blokady. Pojawiają się też chwile trudne i bolesne, ale to droga do czegoś lepszego, wspaniałego dla nas. To jak droga do wolności.
Najważniejsze by po inicjacji, zaliczeniu kursu, odbyciu warsztatów nie osiadać na laurach i pławić się w posiadanym tytule Mistrza (czy innym analogicznym), ale aby skupić się na swoim wnętrzu, mieć odwagę zagłębić się w siebie. Zrobić w sobie i swoim życiu bardzo radykalne wielkie sprzątanie.
Nie patrzeć na świat z nieco wyższych półek, bo przecież my już wiemy, rozumiemy i mamy własną prawdę. To zresztą bardzo częsta pułapka w którą nas popycha nasze ego. Nagle stajemy się dla innych wzorem, nauczycielem, znajdują się osoby, które chłoną każde nasze słowo, a my nawet nie zauważamy kiedy osiadamy na laurach. Często też na tyle mocno utwierdzamy się we własnej słuszności postrzegania świata, także tego duchowego, że ścieżki innych po prostu uważamy za śmieszne, błędne czy zwyczajnie głupie, przynoszące więcej szkody, jak pożytku. A przecież dążąc do mistrzostwa i oświecenia wchodzimy na poziom ponad podziałami. Poziom akceptacji siebie i świata takim jakim jest. A jest taki, jakim tworzymy go wszyscy. Także z różnorodnością jego rozumienia i postrzegania. Tu nie ma już lepszych czy lepsiejszych prawd, bo każda jest równie prawdziwa, a słowa są tylko kodami do zrozumienia i pokazania czegoś, czego często nie da się w żaden sposób opisać. Nie mniej staramy się, bo w naturalny sposób chcemy się z innymi dzielić wiedzą i doświadczeniem, a także stajemy się drogowskazami dla innych.
Jeśli posługujemy się cytatami innych, które uważamy za wartościowe i coś ze sobą niosące, to zastosujmy taka mądrość najpierw do siebie, by nie były to jedynie puste słowa.
Ja sama swego czasu uległam kilka razy iluzji własnego mistrzostwa i własnej nieomylności, bo wszak dyplom Mistrza Reiki to już jest coś. Na szczęście udało mi się (z pomocą przyjaciół i bliskich, za co im bardo dziękuję) dostrzec pułapkę w jaką wpadłam i zacząć się z niej uwalniać. Dzięki temu nauczyłam się (i wciąż uczę), że moje postrzeganie świata jest tylko moje i najlepsze dla mnie, nie musi jednak takim być dla innych. Przy okazji uświadomiłam sobie, że dążenie do oświecenia, a przede wszystkim własny rozwój to praca na całe życie. Niby proste i oczywiste a jednak często zapomniane. Bo nie wystarczy coś przepracować w sobie raz, zaliczyć proces oczyszczania, zdobyć kolejna wiedzę. To dopiero początek drogi własnego mistrzostwa.

...........................................
Ilustracja:   Obraz "Odradzam sie do siebie",autorstwa Adrianny Karimy nauczycielki Vedic Art

sobota, 17 września 2011

Niech Kot mnie prowadzi

Jestem jak życie, tylko chwilą i zawsze nieprzewidywalną. To słowa chyba Elizabeth Taylor, nie mniej oddają też to co mi w duszy gra. No cóż, zbudziłam kota, znowu idę swoimi ścieżkami. I dobrze mi z tym. Jestem wszędzie i nigdzie jednocześnie, po kawałku chwil z każdym i z nikim.
I po kociemu zwijam się w miękkim fotelu. Jesień to czas słów na papierze. Czytam stronę po stronie. Kocham deszcz za szybą.
Nie znajdzie mnie nikt w zakamarkach moich własnych dróg. Niech Kot mnie prowadzi…

sobota, 3 września 2011

Odpowiedzialność

Coraz więcej osób interesuje się szeroko rozumianą ezoteryką otwierając się też na pewne związane z nią rzeczy. Po karty, runy lub inne narzędzia dywinacyjne sięgają nawet bardzo młodzi ludzie. Ukierunkowanie medytacji, na tak pożądane otworzenie trzeciego oka (cokolwiek, ktokolwiek pod tym pojęciem rozumie), sprawia, że zaczyna się widzieć i czuć ten ukryty świat. Duchów, aniołów, przyszłych zdarzeń, obecnych dolegliwości, etc.

Dość szybko też z zainteresowań różnymi ezo drogami, przechodzi się do praktyki. Stawia się karty, rzuca runy, interpretuje sny, opisuje wizje, swoje słyszenia, czucia, widzenia. Często na prośbę otoczenia, bo zawsze znajdzie się ktoś zagubiony, w potrzebie, dołku psychofizycznym, chory, lub z chorym w rodzinie. A natura ludzka jest spragniona zaglądania w nieznane, szukania rad i wskazówek u innych. Szukania wsparcia, pomocy w rozumieniu siebie.
Coś też w ludziach jest takiego, że lubią (a przynajmniej wielu tak twierdzi) pomagac innym. Szeroko rozumiany rozwój duchowy jest już nie tylko drogą do poznania samego siebie, ale do tego by pomagać innym. Można wtedy usłyszeć, że ten dar „został mi dany od …. (wstawić to, w co kto wierzy) by nieść światełko nadziei innym, pomagać, wspierać”. I wielu chętnie rzuca się w wir pracy na rzecz potrzebujących. Wróżba nie jest już tylko wróżbą, ale radą życiową pomagającą podjąć ważne życiowo decyzje, interpretacja marzeń sennych, staje się analizą wnętrza duszy i tego, co komu w niej gra, lub uwiera. Jasnowidzenie jest już nie możliwością, a wytyczną tego co będzie.
A jak się to ma do odpowiedzialności za własne wróżby, analizy, interpretacje, widzenia? Nie sztuka jest wszak wyczytać komuś coś, co karty pokazały, czy zdać relacje z tego, co się widzi w przyszłości, czy jakie przy nim tkwi paskudztwo w teraźniejszości. Nie sztuka nawet ubrać to w odpowiednie słowa, by nie urazić lub łagodnie przekazać gorzką prawdę.
Ale czy należy brać za to odpowiedzialność? Czy wystarczy powiedzieć, że to może być jedna z możliwości. Albo co się częściej zdarza, że wybór należy do nas, bo to wolna wola. Po co w końcu zawracać sobie głowę problemami innych. Powiedziało się co się wie, widzi, z kart czy snów czyta i wystarczy. Co kto z tą wiedzą zrobi to jego rzecz.
A może jednak dary takie jasnowidzenie, słyszenie, czucie narzędzia dywinacji, intuicja do pewnych rzeczy, to nie tylko misja i niesienie światełka potrzebującym ale też bardzo duża odpowiedzialność? I czasem trzeba pomyśleć, zastanowić się i przeanalizować konsekwencje swoich widzeń i rad, zanim poda się komuś pomocną dłoń. Tym bardziej, że nie można mieć całkowitej pewności, czy to co się właśnie zobaczyło, wyczytało, jest prawdą.
Gdzie więc kończy się granica odpowiedzialności, pomocy i doradzania tym, których los postawił na rozdrożach?

środa, 24 sierpnia 2011

Oblicza aniołów


O aniołach wiele się mówi, zwłaszcza ostatnio. Nazywa się je istotami przepełnionymi miłością, pomagającymi bezinteresownie, a nawet spełniającymi nasze pragnienia czy choćby potrzeby, co dla mnie osobiście jest myleniem anioła z dżinem.
Tak czy inaczej moda na anioły póki co nie mija. Karty anielskie sprzedają się dobrze, książki o aniołach jeszcze lepiej. Pojawiają się nowe metody terapii anielskiej a nawet inicjacje do tzw. Angel Ki. To chyba coś jak Rei-Ki tylko zamiast do Univesum klienta rzekomo podłącza się do aniołów.  Tworzy się anielskie horoskopy, anielskich  opiekunów urodzeniowych, anielskie obrazy, anielskie liczby, anielskie skrzydła własnej duszy i co komu jeszcze anielskiego do głowy wpadnie.
Przy tym wszystkim doświadczenia większości osób, które podobno mają kontakt z aniołami, co opisują w książkach, na blogach czy portalach społecznościowych,  są często słodkie, pełne światła i miłości. Mało kto doświadczył ze strony anioła, reprymendy, ostrzejszego tonu, czy choćby rzucenia na przysłowiowo głębokie wody. Zamiast tego słyszy się, że anioły pomogły znaleźć pracę, męża, wyświecily i oświeciły, dotknęły miłością, sypnęły płatki róż pod nogi. Życie staje się niemal bajką, bo wykreowanie wokół siebie świata pełnego świtała i świetlistych istot pozbawione jest zła wszelkiego, męki i cierpienia, za to obfituje w optymizm, dostatek, oświecenie i jedność w milości (najczęściej w wydaniu hawajskim). I nawet się to nazywa rozwojem duchowym i dążeniem do jedności z Bogiem, który mimo, że wciąż postrzegany przez pryzmat judeochrześcijański tak naprawdę jest Absolutem, Źródłem, czy Twórczą Uniwersalną Inteligencją i Miłością, która doświadcza, ale zsyła tylko miłość.
I jeśli komuś z tym dobrze to świetnie, wszak wiara i nadzieja, to rzecz indywidualna. Tylko nasi skrzydlaci opiekunowie jakby z części piór zostali przy okazji obdarci, a dokładniej oskubani z tych ciemniejszych. A przecież nawet w biblii, na która nawet wielu ezoteryków czy osób rozwijających się duchowo, chętnie się powołuje, jako na wiarygodne źródło, mamy przykłady działań aniołów nie całkiem pasujące do tego dobrodusznego, świetlistego oblicza.
 W filmie „Armia Boga”  scenarzysta i reżyser Gregory Widen, wkłada w usta Archanioła Gabriela taki oto tekst: „Jestem aniołem, zamieniam ludzi w słupy soli, odbieram pierworodnych ich matkom a kiedy mnie najdzie ochota zabieram dusze małym dziewczynkom”. Wydaje się okrutne i jakoś nie pasujące do wizerunku Pana Objawień. Ale czy na pewno?
Archanioł Gabriel dziś znany jest głównie ze zwiastowania Maryi Pannie, a w ikonografii przedstawiany bywa, jako zniewieściała postać. Tymczasem jego imię (a może to funkcja) znaczy tyle, co „Mąż Boży”,  „Wojownik Boży”. To właśnie on wraz z zastępem swoich żołnierzy, aniołów zagłady, zniszczył Sodomę i Gomorę. To on właśnie zamienił w słup soli żonę Lota i to w końcu on, odebrał życie pierworodnym Egiptu. Jakby nie patrzeć jest też aniołem śmierci, więc kto inny miałby tego dokonać? Tylko jak się to ma do miłosierdzia i wszechogarniającej miłości aniołów do ludzi?
Pamiętajmy, że one też mają wolną wolę (co nawet papież usankcjonował, choć dopiero 1 952 roku), a dziś nie traktujemy ich tylko i wyłącznie w kategoriach sług jednego konkretnego Boga trzech wielkich religii. Dziś mówi się już otwarcie, że anioły są niejako ponad  religijne i opiekują się każdym, bez względu na rodzaj wyznania. Poza tym dziś wielu też już inaczej postrzega Boga, właśnie na zasadzie Miłości, Absolutu czy Źródła, które jest tylko czystym światłem, a anioły pośrednikami między nami a tym światłem. I są jego odbiciem, więc czarnych piór w skrzydłach mieć nie mogą, bo te są domeną upadłych. Na ile jednak jest to obraz wypaczony i okrojony by dostosowac go do naszego świata iluzji?
A może anioły to jednak potężne duchy (istoty duchowe), które owszem są przy nas i pomagają nam, nie mniej potrafią dokonywać także rzeczy takich jak zabójstwa, zagłady, zniszczenia? Czyli wszystko to, co w jakiś sposób jest wpisane w świat, a co nasz ludzki umysł ocenia i odrzuca. Bo śmierć, ból, cierpienie i nieustanne zmiany także w świecie przyrody, prowadzące do zmian klimatycznych i zniszczeń też są rzeczą jak najbardziej naturalną i wpisaną w istnienie Wszechświata.
A może istoty, z jakimi mają do czynienia autorzy książek i relacji o kontaktach z aniołami, po prostu aniołami nie są? W końcu nie tylko anioły mają skrzydła.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Smutki

Czasem chce sie wykrzyczeć swój ból, tęsknotę, złość... Czasem chce się wtedy usłyszeć, coś więcej niż "Jutro też jest dzień". Czasem słowa są zbędne, wystarczy zrozumienie i odrobina empatii.

Już nawet mówić się nie chce, skarga i żal spływa do wewnątrz, gromadzi się gdzieś na dnie jednej z szuflad Psyche. Niech się gromadzi, może kiedyś znajdzie ujście. A może zwyczajnie wywietrzeje jak zapach perfum ze starych listów.


Na razie otulam się cieniem, z daleka tylko patrząc tęsknie w światło.
Podobno gdzieś tam czeka raj...

Smutki


Czasem chce sie wykrzyczeć swój ból, tęsknotę, złość... Czasem chce się wtedy usłyszeć, coś więcej niż "Jutro też jest dzień". Czasem słowa są zbędne, wystarczy zrozumienie i odrobina empatii.
Już nawet mówić się nie chce, skarga i żal spływa do wewnątrz, gromadzi się gdzieś na dnie jednej z szuflad Psyche. Niech się gromadzi, może keidyś znajdzie ujście. A może zwyczajnie wywietrzeje jak zapach perfum ze starych listów.

Na razie otulam się cieniem, z daleka tylko patrząc tęsknie w światło.
Podobno gdzieś tam czeka raj...

czwartek, 11 sierpnia 2011

Pogodzić się z Hekate

W dzisiejszych czasach, kiedy coraz więcej osób skłania się do idei Absolutu, środowiska Nowej Ery nawołują do okazywania miłości każdemu i wszystkiemu. Założenie to piękne i szlachetne, nie mniej skrajne i w konsekwencji mogące prowadzić do zaburzenia równowagi w nas. Bo miłość miłością, ale sztuczne wyzbywanie się siebie  i swoich emocji, do tego bez planu i chaotycznie, to droga raczej do piekła, niż do oświecenia. Bo wszelka dysharmonia prędzej czy później prowadzi do upadku.
Tymczasem na każdym kroku spotykam wezwania do miłości, pozdrowienia hawajskim aloha i zdanie później indyjskie pożegnanie namaste. Wszystko to okraszone mieszaniną kultur i wierzeń, gdzie szamani oczyszczają czakry, a praktyki Huny mają zastosowanie w Japońskich i Hinduskich technikach uzdrawiania. Z szerokim uśmiechem ociekając światłem i miłością do wszelkiego stworzenia, dzieci nowej ery (często Kryształowe lub Indygo) stają się uduchowionymi mędrcami świata. Zakopującymi emocje i nieprzerobione wzorce pod dywany iluzji idyllicznego świata. Samodzielnie kształtującymi ten świat, zgodnie z zasadą, że sami tworzymy naszą rzeczywistość. Ta zaś należy do dualistycznego świata, gdyż poza Absolutem, do którego większość wyżej wspomnianych dąży, wszystko ma dwie strony medalu. Aby stać się niczym symbol Tao, nie można istnieć bez swej cienistej połówki.
Dla kobiet tą drugą stroną medalu, jest Hekate. Grecka bogini magii i czarów, ale też pani podziemnego świata, pełnego cieni i widm. Strażnika bram Hadesu, której posłuszny był sam Cerber, zsyłała zemstę za przelaną krew. Z czasem stała się archetypem mrocznej części kobiecej psychiki, którą przez wieki wypierałyśmy my kobiety, by dostosować się do wymogów narzuconych przez świat reguł. Reguł często wynikających z mizoginizmu.
Dziś z kolei, kiedy wydawać by się mogło, że mamy szansę na powrót zjednoczyć się w pełnię kobiecości, odrzucamy ją znowu ze źle zrozumianej chęci uduchowienia. (Problem zachwiania równowagi w wielu nurtach New Age dotyczy nie tylko kobiet, nie mniej na nich się skupiam w niniejszym tekście).


Kim wobec tego jest archetyp Hekate w nas i dlaczego warto zaakceptować i tę część naszej duszy?
Dla mnie Hekate to między innymi drapieżność i dzikość, która w obronie rodziny nie zawaha się sięgnąć po wszelkie środki. Świetnie kiedyś opisała to Aleksandra Kosakowska w artykule Labirynt Kobiecej inicjacji, swego czasu publikowanym w „TARACE”. Była to, w zasadzie,  recenzja do filmu "Labirynt Fauna" nie mniej poruszyła wiele ciekawych aspektów nas kobiet.
Archetyp Hekate to też gotowość do zadania śmierci, głównie metaforycznie, nie mniej trzeba się liczyć z tym, że rozbudzona w nas część Hekate, może niszczyć, wszystko, co uzna za przeszkodę.
 Archetyp Hekate to też wiedźma w nas. Kobieta, która wie i świadomie dokonuje wyborów. Ma odwagę być sobą, nie ważne, co wybierze, bycie dziwką czy świętą, jeśli jest to jej świadomy wybór, a nie godzenie sie na to, jest to siła Hekate w niej. Siła, za sprawą której nie zawaha się iść po trupach do celu. Za głosem swego serca i swej duszy. Nie z uwagi na modę nowej ery, dyktującą co jest słuszne, a co mroczne i złe.
Archetyp Hekate, to także Dzika Kobieta w nas, którą opisała P. Estes w "Biegnącej z wilkami". Na marginesie film "Labirynt Fauna" i książka "Biegnąca z wilkami" mają wiele wspólnego. I tu i tu są baśnie, jest też kobieca inicjacja.
Wracając do Hekate, to obok Demeter i Kory (nie Persefony) jest ona obliczem Wielkiej Bogini, czyli siły trzech ważnych archetypów w nas: dziewicy (dziewczynki dziecka), matki i staruchy. O ile, Matka i Dziewica (tu też w znaczeniu młodości i radości beztroskiej dziewczynki) są przez społeczeństwo i kulturę akceptowalne a nawet pożądane, o tyle trzeci aspekt staruchy jest i był odrzucany. Nawet starzenie się zostało odarte z naturalności. Dziś kobiety chwytają sie wszystkiego by zachować młodość i urodę nastolatki, zamiast przyjąć z godnością chustę zmarszczek na twarzy i stać sie w pełni dojrzałe i mądre. To niestety też jest godzeniem się na taki stan rzeczy. W naszej zachodniej kulturze zamiast szanować starsze osoby i czerpać z ich mądrości, odrzuca się je i lekceważy. A szkoda.

Hekate w nas, starucha, to także mroczna strona księżyca, siła, która doprowadziła kiedyś nas na stosy. Bo wielu się jej bało i boi. To właśnie ona jest odpowiedzialna za mizoginizm.
Kobieta, która przyjęła w siebie trzy oblicza Bogini staje się dziewicą w greckim tego słowa znaczeniu, Partenos. Czyli niezależna. To kobieta, która nie potrzebuje mężczyzny, a ten, który jest obok niej, jest partnerem równorzędnym i często w męskim odpowiedniku równie dzikim jak ona. Nie jest już zależna od kogokolwiek. Wie, że cokolwiek sie wydarzy i zadzieje, zdoła podołać i podnieść się z każdego upadku. Dla mnie jej zwierzęcym odpowiednikiem jest nawet bardziej kocica, jak wilczyca. Kotka wychowuje młode samodzielnie. Jest w stanie w tym czasie polować, dbać o bezpieczeństwo dzieci i wychowywać je na silnych drapieżców. W nas kobietach też jest ta sama siła.
Niestety naleciałości kulturowe i często nasza wrodzona łagodność oraz wbijana od urodzenia przez otoczenie niechęć do Hekate w nas, sprawia, że zamiast stać się kocicami i wilczycami, pozostajemy merdającymi ogonkami suczkami, zależnymi od swego pana. Panem tu może być tak mąż, jak i otoczenie, dom, szkoła, zakład pracy, samo życie, w którym wciąż sie na coś godzimy, wciąż znajdujemy jakieś, ale by nie stanąć na czterech łapach i zawyć do księżyca.
Zobaczmy, ile kobiet tkwi w toksycznych związkach. Boją sie zostać same, bo nie podołają, bo dzieci, bo pieniądze, bo praca, bo co ludzie powiedzą itd. Milion, ale, milion nie da się.
A co z kobietami, które nagle zostają same? Porzucone przez mężów, owdowiałe, itd? I nagle sie okazuje, że dają sobie radę. Większość z moich znajomych, porzuconych samotnych matek dziś mówi, że rozwód i rozstanie były najlepszą rzeczą w ich życiu. Bo dzięki temu z kury domowej zahukanej przez męża stały się silnymi kobietami. Czasem jest cholernie ciężko, ale dają radę utrzymać dom, wychować dziecko, zapewnić mu miłość i zaspokoić potrzeby, mają nowych partnerów, od których nie są zależne, ale mają w nich wsparcie. Czerpią radość z seksu, z życia, z drobiazgów, a przede wszystkim noszą wysoko uniesioną głowę. I jak trzeba pokażą kły i pazury. Wtedy tylko głupiec naruszy ich teren.
Bo to są dzikie kobiety, takie, które łączą w sobie Demeter, Korę i Hekate. Tu pamiętajmy, że Demeter nie uosabia tej matki wiecznie zmęczonej i godzącej sie na wszystko, ale takiej, która jest gotowa poświęcić swe życie dla potomstwa, która daje poczucie bezpieczeństwa i rozsądek. Nie zazdrosna mamuśka chowająca dzieci dla siebie, ale matka przygotowująca je dla świata. Oczywiście nie chodzi tu, o to by teraz na potęgę porzucać mężów i się rozwodzić. Ale by mieć świadomość, że kiedy toksyczny jad zacznie zatruwać nasze życie, będziemy zdolne podjąć radykalne działania.
Archetyp Hekate, to też ta krwiożercza postać w nas, gotowa zabić swoje dzieci dla ich dobra. Jest dokładnym zaprzeczeniem Demeter. Ona nie ochroni dzieci, ona je poświęci w imię sprawy (dziecko tu jest symbolem, może nim być np. nasze małżeństwo, które zniszczy by uwolnić siebie i dzieci, może to być jej ślubna suknia, którą złoży w ofierze na dnie kufra by nie dać się zakuć w jarzmo suczej smyczy). To ona uwalnia w nas złość i gniew, a nie tłumi je na dnie duszy. Ona jest naturą miesięcznego krwawienia i naszego związku z księżycem i ziemią, oraz podziemiem. I to ona w końcu jest gotowa zabić, każdego, kto stanie na jej drodze, lub drodze dziecka, kto zagrozi dziecku.
Hekate jest naszą podświadomością, tą mroczną. Intuicją i najbardziej pierwotnym związkiem z magią i ziemią. To ona odczuwa rozkosz i przeżywa nasze orgazmy, to ona dziko tańczy nocą przy ogniach, to ona daje nam odwagę, to ona w końcu wyrzuca z gniazda własne dzieci, kiedy przychodzi czas ich odejścia.
Gdy się rodzą i przystawiamy je do piersi, króluje w nas Demeter, a kiedy tańczymy subtelny taniec godowy, tańczy w nas na łące Kora. Gdy dorosną Hekate wypuszcza z gniazda silne potomstwo. Bo jeśli jej zabraknie, damy światu nieudolnych, nieodpowiedzialnych mamisynków i niezaradne, niewolnice.
Tylko przyjmując i w pełni uświadamiając sobie nasze trzy oblicza stajemy się pełne i wyważone, harmonijne. Odrzucenie Kory i Demeter uczyni z nas typową Famme fatale. Kobietę zmysłową i drapieżną, silną, ale nie pełną. Pozbawioną ciepła i radości. Nieszczęśliwą. Jednak odrzucenie Hekate uczyni z nas uległe niewolnice, tłumiące emocje mniejsze lub większe depresje, sztuczne świetliste istoty miotające się z wewnętrznym niezrozumieniem siebie, przede wszystkim zaś słabe i przerażone kobiety. Jeśli któraś zechce wybrać drogę światła, miłości i jedności, to wybierze, ale w pełni świadomie, wiedząc, że zdolna jest pokazać pazur. Pogódźmy się więc z archetypem Hekate i przyjmijmy w pełni wszystkie trzy boginie. Wtedy zamiast aloza, uda nam się zawyć radośnie "Dzika Taka Jestem".

piątek, 22 lipca 2011

Błękitny Express

"Wsiąść do pociągu, byle jakiego
Nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet.
Ściskając w ręku
kamyk zielony,
patrzeć jak wszystko zostaje w tyle"

Nigdy jakoś specjalnie nie zastanawiałam się nad tymi słowami, które swego czasu za Marylą Rodowicz śpiewała niemal cała Polska.
Aż wczoraj wsiadłam do pociągu. Może nie byle jakiego, bo jadącego w życie. Tylko nową drogą. W "Jeszcze Nieznane" ale w nowe.
Dziwne to uczucie, kiedy patrzy się z okna swego przedziału na tych co zostają na peronie.Oni też wsiądą niedługo w pociągi. Ot taka przesiadka. Chwile we wspólnym przedziale i Jedność na Peronie kolejnego przystanku przesiadkowego. Tęsknię za nimi. Jakaś część mnie została w nich, jakąś część ich zabieram ze sobą w nową podróż. Oczy wilgotnieją z tej tęsknoty, choć jednocześnie niecierpliwie spoglądam na zegarek., w oczekiwaniu na odjazd.
Chyba chcę już jechać. Po prostu jechać. Bez bagażu, Moim własnym Błękitnym Ekspresem, nucąc za Hanką Ordonówną:

"Jadę w życie Błękitnym Ekspresem
bez przystanku, do celu, przez świat.
(...)
Dziesięć minut zatrzymam się, gdzie chcę,
dziesięć minut, a potem znów w dal.
Dziesięć minut, a wszystko w nich będzie:
moja radość, mój spokój, mój żal."


Błękitny Express


"Wsiąść do pociągu, byle jakiego
Nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet.
Ściskając w ręku
kamyk zielony,
patrzeć jak wszystko zostaje w tyle"

Nigdy jakoś specjalnie nie zastanawiałam się nad tymi słowami, które swego czasu za Marylą Rodowicz śpiewała niemal cała Polska.
Aż wczoraj wsiadłam do pociągu. Może nie byle jakiego, bo jadącego w życie. Tylko nową drogą. W "Jeszcze Nieznane" ale w nowe.
Dziwne to uczucie, kiedy patrzy się z okna swego przedziału na tych co zostają na peronie.Oni też wsiądą niedługo w pociągi. Ot taka przesiadka. Chwile we wspólnym przedziale i Jedność na Peronie kolejnego przystanku przesiadkowego. Tęsknię za nimi. Jakaś część mnie została w nich, jakąś część ich zabieram ze sobą w nową podróż. Oczy wilgotnieją z tej tęsknoty, choć jednocześnie niecierpliwie spoglądam na zegarek., w oczekiwaniu na odjazd.
Chyba chcę już jechać. Po prostu jechać. Bez bagażu, Moim własnym Błękitnym Ekspresem, nucąc za Hanką Ordonówną:

"Jadę w życie Błękitnym Ekspresem
bez przystanku, do celu, przez świat.
(...)
Dziesięć minut zatrzymam się, gdzie chcę,
dziesięć minut, a potem znów w dal.
Dziesięć minut, a wszystko w nich będzie:
moja radość, mój spokój, mój żal."

niedziela, 17 lipca 2011

Pieśni o runach

Pieśni o runach to jedne z nielicznych (obok Eddy Poetyckiej, Havamali czy Sag, w tym, Sagi o Egilu) zachowanych od starożytności tekstów z interpretacją run. I tak naprawdę wszystkie inne interpretacje, jakie znaleźć można w książkach o runach, są tylko tym, co na lekcjach polskiego nazywano: "Co poeta miał na myśli"
I powstają z tego często dziwne twory, bo coś tam w czymś tam pasowało nawet do interpretacji tarotowych czy innych. Później jeszcze jeden od drugiego przepisywał, dzięki czemu mamy np runę czarownic, czy runę ochrony algiz. Ta ostatnia do dziś budzi wiele kontrowersji i dyskusji i tak naprawdę nie wiemy jakie faktycznie jest jej znaczenie. Coś przyjąć możemy i przyjmujemy. Tu też uwaga, że tak popularna tarcza algizowa, też nie jest takim sobie słodkim i bezpiecznym amuletem. Dlatego warto czasem sięgnąć do historii i pierwotnego znaczenia pewnych symboli.


Ale wracając do pieśni. Warto je poznać wraz z mitologią germańską, bo tam właśnie jest najwięcej zrozumienia tego, co Poeta chciał powiedzieć przez. Dla przykładu Germanie rozróżniali inny system żywiołów, niż znany nam dziś z kultury Greckiej, wiec nie ma co przypisywać runie żywiołu, jakiego nie znali Germanie. Niestety zdarza się to dość powszechnie na różnych stronach internetowych oraz w ksiazkach o runach.

Inny przykład to runa Thurizas. Bez wiedzy kim byli Thursowie i jaka była ich rola w wierzeniach germańskich, ciężko poznać wlaściwe znaczenie runy. Albo runa Ingwaz. W pieśni nie ma nic o poczęciach, ciążach czy narodzinach, a jednak jest to najczęsciej spotykana interpretacja w rozkładach.

Poniżej podaję pieśni o runach, a bardzo ciekawe i naprawdę warte przestudiowania proby wyjasnienia tych pieśni mozna znaleźc na stronie: http://www.runy.net.pl w zakladce: "O runach". Jest to strona Tomasza Misterki, autora książki "Ścieżki i bezdroża runiczne". Poniższe pieśni, też pozwoliłam sobie przytoczyć z tej strony.
Warto tu zwrócić uwagę, ze podane pieśni należą do 3 różnych kultur i czasem dość znacznie różnią się w opisie znaczenia między sobą.

FEHU - pieniądze, bydlo, dobrobyt

Staroangielski - Feoh
Bogactwo każdemu służy,
Dzielić nim trza się z innymi,
by znaleźć uznanie w oczach tego,
który zna przyszłość.

Staronordycki - Fe
Zapłata raduje współtowarzyszy;
Wilki dorastają w lesie.

Staroislandzki - Fe
Zapłata poróżnić może towarzyszy,
Pożoga, kłótnie i spory
Oto droga węża.
Przywódca. Złoto.

URUZ - tur, mżawka, żużel

Staroangielski - Ur
Tur to mądre zwierzę,
ze wspaniałymi rogami.
Silny nimi w walce.
O łowcy z wrzosowisk, to cudowne zwierzę.

Staronordycki - Ur
Żużel z kiepskiego jest żelaza;
Reny często biegają na silnym mrozie.

Staroislandzki - Ur
Mżawka jest płaczem chmur
I marznąc w lód się zamienia
I nienawidzą jej pasterze.
Ulewny Deszcz. Władca.

THURIZAS - olbrzym, cierń

Staroangielski - Thorn
Ciernie są bardzo ostre,
wrogiem są każdemu rycerzowi w dotyku,
ciężko jest w nich usiedzieć.

Staronordycki - Thurs
Olbrzym chorobę kobietom sprowadza;
Mało radości jest w trudzie i znoju.

Staroislandzki - Thurs
Olbrzym męczy kobiety
Władca skalistych klifów.
Mieszka wśród nich wraz z żoną.
Saturn. Władca Thingu

ANZUS - ujście rzeki, Usta, Bóg (As)

Staroangielski - Os
Usta są źródłem każdej rozmowy,
wspomaga mądrość i zadowolenie mądrych,
błogosławieństwo i rozrywka dla możnych.

Staronordycki - Oss
Ujście rzeki jest źródłem każdej drogi;
Pochwa jest źródłem miecza.

Staroislandzki
- Ass
As jest najstarszym ojcem,
Władcą Asgardu,
Dowódcą Vallhalli.
Kapłan. Jowisz.

RAIDO - jazda konna, podroż

Staroangielski - Rad
Podróż jest prosta dla każdego,
dopóki w domu zostaje
Odwagę wzmacnia temu kto nowe
szlaki odkrywa
na grzbiecie dzielnego konia.

Staronordycki - Raeidh
Mówią że podróż najbardziej męczy konia;
Rządzący zapomniał o najlepszym mieczu.

Staroislandzki - Reidh
Jazda jest błogosławieństwem siedzącego
Szybkim sposobem podróży
I trudem dla konia.
Godny Pan. Podróż

KENAZ - pochodnia, wrzód

Staroangielski - Cen
Pochodnia daje jasny płomień
dla wszystkich lśni i rozjaśnia mrok,
chroniąc miejsce spoczynku władcy.

Staronordycki - Kaun
Wrzód jest przekleństwem dla dzieci;
Smutek powoduje iż człowiek blednie.

Staroislandzki - Kaun
Wrzód jest złem dla dzieci
I ich zmorą
I źródłem rozkładu.
Król. Uraz

GEBO - prezent, dar

Staroangielski - Gyfu
Hojność podnosi zaufanie i honor,
co jest podporą władców;
wspomaga utrzymanie i pomoc dla tych mężczyzn,
którym brakuje wszystkiego.

Runatall (fragment):
8. (147) Lepiej nie modlić się, niźli ponieść
zbyt wielkie koszty za wymodlone;
Lepiej nie dostać, niźli zbyt wielką ponieść ofiarę,
-- przerwa --
Tak Thund stary zapisał, nim ludzie powstali,
Gdy wyrósł wysoko, gdy przybył do domu;

WUNJO
- radość

Staroangielski - Wenne
Rozkoszy zażywa kto nie zna cierpienia,
smutku ani obawy,
i ten kto dobrobyt, szczęście i dobry dom posiada.

HAGALAZ - grad

Staroangielski - Haegl
Grad jest najbielszym z ziaren;
Wiruje z wysokości nieba,
w podmuchach wiatru
i zmienia się w wodę;

Staronordycki - Hagall
Grad jest najzimniejszym z ziaren;
Chrystus stworzył świat dawno temu.

Starosilandzki - Hagall
Grad to zimne ziarno
I deszcz ze śniegiem
I choroba dla węży.
Dowódca. Grad.

NAUDIZ - potrzeba, koniecznośc, ostateczność

Staroangielski - Nyd
Kłopot jest ciężarem dla serca;
W nim jest źródło rozwiązań
znajdowanych przez ludzi,
dla wszystkich, którzy czas biorą pod uwagę.

Staronordycki - Naudhr
Potrzeba chwili daje mały wybór;
Nagi człowiek zamarznie na mrozie.

Staroislandzki - Naudh
Potrzeba jest przywiązaniem do przeszłości
I trudnym wyborem
I pracą w trudzie i znoju.
Potomek mgły. Praca

ISA - lód

Staroangielski - Is
Lód jest zimny i śliski;
połyskuje jak szkło i drogie klejnoty;
podłogę tworzy wykutą przez mróz
piękną gdy na nią patrzysz.

Staronordycki - Is
Lód możemy nazwać solidnym mostem;
Ślepiec potrzebuje przewodnika.

Staroislandzki - Iss
Lód jest powłoką rzeki,
I dachem dla fal
I niebezpieczeństwem dla ludzi.
Noszący hełm dzika. Lód

JERA - rok, plony

Staroangielski - Ger
Lato radością jest dla ludzi,
gdy Bóg, święty król nieba,
zadaje ból ziemi by z niej wydobyć owoce
dla biednych i bogatych.

Staronordycki - Ar
Obfitość jest dobrodziejstwem dla człowieka;
Frothi słynie ze swej szczodrobliwości.

Staroislandzki -Ar
Zbiory są zyskiem ludzkości
I dobre lato
I dojrzewające pola.
Władca praw. Rok

EIHWAZ - cis

Staroangielski - Eoh
Cis, drzewem jest o szorstkiej korze,
twardy, głęboko w ziemi siedzi,
korzenie jego są mocne
strażnikiem jest ognia i radości w majątku.

Staronordycki - Yr
Cis jest najzieleńszy z drzew w zimie;
Nie sypie iskrami gdy się pali.

Staroislandzki - Yr
Z cisu są mocne łuki,
Ma siłę kruchego żelaza,
I daje ogromne strzały.
Potomek Yngwiego. Łuk

PERTHO - niespodzianka, gra losowa, przypadek (znaczenie niejasne)

Staroangielski - Peorth
Peorth jest źródłem rozrywki
i zabawy dla możnych,
tam gdzie wojownicy siedzą
w chwale, w biesiadnej izbie.

ALGIZ - łoś, świątynia, Eolh (znaczenie niejasne)

Staroangielski - Eolh-secg
Eolh-secg najczęściej znajdziesz na bagnach;
rośnie w wodzie zadając rany duchowe,
pokryje się krwią każdy wojownik,
który go dotknie.

Staronordycki — Yr
Cis jest najzieleńszy z drzew w zimie;
nie sypie iskrami gdy się pali.

Staroislandzki — Yr
Z cisu są mocne łuki,
Ma siłę kruchego żelaza,
I daje ogromne strzały.
Potomek Yngwiego. Łuk.

SOWILO - słońce, zwyciestwo

Staroangielski - Sigel
Słońce jest nadzieją żeglarzy,
gdy wyruszają na połowy
dopóki kierunek fal,
nie każe im wracać na ląd

Staronordycki - Sol
Słońce jest światłem świata.
Chylę czoło przed boskimi prawami.

Staroislandzki - Sol
Słońce jest tarczą chmur
I blaskiem zwycięstwa
W smutku życia wśród lodów.
Potomek zwycięzcy. Koło

TIWAZ - Tyr

Staroangielski - Tir
Tyr jest gwiazdą przewodnią;
dobrze jest wiernym być władcy;
świeci w ciemności nawet w mgle
nocnej i nigdy nie zawodzi.

Staronordycki - Tyr
Tyr jest jednorękim Bogiem.
Kowal często sam dmie w miechy.

Staroislandzki - Tyr
Tyr jest jednorękim Asem
Za sprawą wilków
Prawa ustanawia w świątyni.
Zarządca. Mars.

BERKANO - galązka brzozy, topola

Staroangielski - Beorc
Topola nie daje owoców;
nawet bez nasion ma jednak odrosty,
które wyrosną z jej liści.
Dumne są jej gałęzie
i wspaniale zdobią jej koronę,
która się pnie ku niebiosom.

Staronordycki - Bjarkan
Brzoza ma najzieleńsze liście ze wszystkich;
Loki miał szczęście w swoich oszustwach.

Staroislandzki - Bjarkan
Brzoza jest liściastą kończyną,
I małym drzewem,
Pełnym młodości drewnem.
Obrońca. Srebrna jodła

EHWAZ - koń

Staroangielski - Eh
Koń jest radością książąt wśród wojowników.
Ogier jest dumny ze swych kopyt,
gdy bogaty człowiek w siodle
nie szczędzi mu pochwał;
Jest ogromną wygodą dla obieżyświatów

MANNAZ - czlowiek

Staroangielski - Man
Radosny człowiek jest drogi dla współbraci;
lecz każdy może zawieść zaufanie,
dlatego Pan swoim prawem,
zapewnił istnienie krukom.

Staronordycki - Madhr
Człowiek jest siłą ziemi;
Wspaniałe są szpony jastrzębia.

Staroislandzki - Madhr
Mężczyzna jest radością towarzyszy,
Ziemia mu towarzyszką,
I statki ma ku ozdobie.
Człowiek. Szczodrość

LAGUZ - woda

Staroangielski - Lagu
Ocean jest nieskończony dla ludzi,
gdy przemierzają go w swych kruchych łodziach
fale morskie ich przerażają
a głębia morska jest nieujarzmiona.

Staronordycki - Logr
Wodospad to rzeka spadająca z gór;
a ozdoby są ze złota.

Staroislandzki - Logr
Woda jest pracującym jeziorem,
I gejzerem
I domem dla ryb.
Chwalebny. Jeden

INGWAZ - Ing, prawdopodobnie jedno z imion Boga Freya

Staroangielski - Ing
Ing był największym wśród Zachodnich Duńczyków,
gdy na swym rydwanie odpłynął na zachód wśród fal.
Tak Heardingowie zwali swego bohatera.

DAGAZ - dzień

Staroangielski - Daeg
Dzień, wspaniałe światło stwórcy,
jest wysyłany przez Pana;
jest uwielbiany przez ludzi,
jako źródło nadziei i szczęścia
dla bogatych i biednych,
służy dobrze wszystkim

OTHALA - własność, ojcowizna

Staroangielski - Ethel
Dobytek jest bardzo drogi każdemu człowiekowi,
jeśli może przebywać w swym domu
w porządku i ciągłym wzroście posiadania.

sobota, 16 lipca 2011

Pieśń Mocy

Pieśń Mocy - podobno każdy z nas nosi ją w sobie. Jest oczyszczeniem, tarczą ochronną, pomocą, odnową. Jest czymś, co wyrywa się z nas, daje nam siłę.
Ten kto odrzuci lęk, wstyd, kto zdoła się otworzyć na moc w sobie, na życiodajną siłę w sobie, ten uzyska pieśń.
Kiedy pierwszy raz się zetknęłam z pojęciem pieśni mocy, wydawało mi się, że to po prostu wyśpiewane słowa, może z jakiejś książki o szamanizmie? Tymczasem pieśń nie nadchodziła, a ja nie przejmowałam się tym, bo nie mam za bardzo głosu.
Pewnego dnia jednak moja pieśń uleciała ze mnie, śpiewała się długo, słowa płynęły same, tak samo jak melodyjność, rytm i tempo.
To było jedno z najważniejszych oczyszczań.
Od tej pory pieśni pojawiały się już częściej i wciąż pojawiają, kiedy nadchodzi ich czas.
Są moimi osobistymi pieśniami mocy, bo niosą tę moc ze sobą. Wydobywają na powierzchnię moją własną. Oczyszczają, dodają energii i radości.
Trzeba tylko pozwolić Pieśni się uwolnić i wzlecieć :)

Czas Pieśni



Pieśń. Narastanie dźwięku i emocji. Najpierw drżenie serca, stopniowe wspinanie się słów ku górze.
Umysł je tylko przeczuwa, nie jest w stanie określić znaczenia, wypowiedzieć dźwięku. Ten mozolnie podąża do krtani. Nie zważa na umysł.
Uwalnia się z głębi gardła, z wnętrza serca. Słowem. Krzykiem. Dźwiękiem. Piskiem... Wolny, dziki, silny.
Wzlatuje do chmur, wypełnia świat, przestrzeń wokół.


Wolne emocje i słowa.


Dzieci wydobywają Pieśń po mistrzowsku.


'

Czas Pieśni



Pieśń. Narastanie dźwięku i emocji. Najpierw drżenie serca, stopniowe wspinanie się słów ku górze.
Umysł je tylko przeczuwa, nie jest w stanie określić znaczenia, wypowiedzieć dźwięku. Ten mozolnie podąża do krtani. Nie zważa na umysł.
Uwalnia się z głębi gardła, z wnętrza serca. Słowem. Krzykiem. Dźwiękiem. Piskiem... Wolny, dziki, silny.
Wzlatuje do chmur, wypełnia świat, przestrzeń wokół.


Wolne emocje i słowa.


Dzieci wydobywają Pieśń po mistrzowsku.


'

czwartek, 14 lipca 2011

Takie sobie Tao.

Nic świata jest większe od czubka włosa (...). Niebiosa i Ziemia narodziły się wraz ze mną a niezliczone rzeczy i ja tworzymy jedno. (Zhuangazi).





To takie Tao. I także tao. 
Przyglądam się ruchom Newa Age. Mieszanina wszystkich tradycji świata, mistycyzm, przeplatany z filozofią i religią. Jeden wielki miszmasz, gdzie szamanizm i joga, anioły i energia Chi, Bóg i Tao, jest jednym. Zapewne jest Jednią i Jednym, ale po co nazywać to i Jedno?
Po co nazywać Bogiem, to co nim nie jest? Po co komplikować Tao, które jest proste?
Może pora się zatrzymać i spojrzec na siebie raz jeszcze? I jeszcze i jeszcze, aż zostanie Pustka, którą napełni się prostotą?


Tao, to też wolny wybór. Bóg...Każdy ma jakieś imię. Jest i nie Jest. Ot zwyczajne Tao.

Nadmorska Impresja

Sztorm. Ogłuszający krzyk fal. Taniec wody z wiatrem. Pusta plaża, nie licząc mew i aniołów.
Jeden z nich stoi tuż przy wydmie. Wiatr szarpie jego włosami i skrzydłami, powiewającymi niczym peleryna. Czerń ubioru odcina się kontrastem od jasnego piasku.
Twarz cicha i dumna, dumą i godnością kogoś spełnionego i znającego swoją wartość. Oczy odbijają czerń Kosmosu, początek Wszechświata. Wpatrzone w horyzont.

Anioł, Morze i Sztorm. Wryte w serce i pamięć na zawsze.
Słone łzy wzruszenia mieszają się z solą morskiej wody.
Poczucie Jedności i miłość. Spełnienie.
Miłość. Miłość po prostu.
Ogarnia każdą komórkę ciała i każdy atom duszy..
Pieśń. Wydarta z najgłębszego wnętrza. Trwa.


(Rowy, 2 lipca 2011)

Nadmorska Impresja


Sztorm. Ogłuszający krzyk fal. Taniec wody z wiatrem. Pusta plaża, nie licząc mew i aniołów.
Jeden z nich stoi tuż przy wydmie. Wiatr szarpie jego włosami i skrzydłami, powiewającymi niczym peleryna. Czerń ubioru odcina się kontrastem od jasnego piasku.
Twarz cicha i dumna, dumą i godnością kogoś spełnionego i znającego swoją wartość. Oczy odbijają czerń Kosmosu, początek Wszechświata. Wpatrzone w horyzont.
Anioł, Morze i Sztorm. Wryte w serce i pamięć na zawsze.
Słone łzy wzruszenia mieszają się z solą morskiej wody.
Poczucie Jedności i miłość. Spełnienie.
Miłość. Miłość po prostu.
Ogarnia każdą komórkę ciała i każdy atom duszy..
Pieśń. Wydarta z najgłębszego wnętrza. Trwa.


(Rowy, 2 lipca 2011)

sobota, 25 czerwca 2011

FreidWald - Cmentarz Las

W miejscowości Gelnhausen w Niemczech (Hesja) znajduje się wyjątkowe miejsce. Jest to cmentarz las - FriedWald, znajdujący się na wzgórzach przy Gelnhausen-Heiler. W leśnym zaciszu, pod drzewami, między ich korzeniami, są pochowane prochy zmarłych. Nagrobkami są drzewa. Na nich maleńkie czarne tabliczki z wyrytym imieniem i nazwiskiem zmarłego oraz datami przedziału jego bytności na Ziemi. Poza tym cisza i wszechobecny śpiew ptaków.
Cmentarz jest też rezerwatem wielu gatunków ptaków, a na drzewach obok tabliczek z nazwiskami zmarłych, znajdują się budki lęgowe. Życie i śmierć w odwiecznym tańcu natury.
Na tym cmentarzu nie ma miejsca na znicze. Katafalkiem jest pień ściętego drzewa po środku lasu otoczony wieńcem z liści paproci lub innych. Kilka ławeczek, gdzie można usiąść i posłuchać szumu drzew i śpiewu ptaków. Porozmawiać z duchami przodków, zamieszkującymi drzewa.
Nieopodal cmentarza, ale już poza jego terenem, znajduje się niewielka polanka, na niej krzyż i kilka ławeczek. Drogowskazy od parkingu prowadzą odwiedzających do tego miejsca pamięci i kontemplacji.
W pobliżu FriedWald, przy parkingu, jest też niewielki kościółek czy też kaplica, gdzie odbywają się uroczystości pogrzebowe. Niestety nie wiem, czy jest ogólnie chrześcijańska kaplica, czy przypisana konkretnemu wyznaniu chrześcijańskiemu. Prawdopodobnie jest ogólnie dostępna dla protestantów i katolików. Na cmentarzu pochowani są ludzie różnych wyznań.
Ciekawostką jest fakt, że FriedWald jest miejscem pochówku prochów zmarłych od blisko… 3 tysięcy lat. Obecnie tabliczki na drzewach wspominają już tylko pochowanych tam współcześnie. Ale wciąż widać porośnięte mchem kikuty drzew, które po latach podzieliły los tych, których skryły w swych korzeniach.
Tablica informacyjna FriedWaldu, opowiada o historii tego miejsca. Czytamy tam również, że  każdy może wybrać sobie wcześniej drzewo, pod którym chce zostać pochowany. Można też wykupić małe drzewka i obserwować jak rosną, a kiedyś złączyć się z nimi w ich korzeniach.  Drzewa nie są wycinane przez 99 lat, chyba, ze sama natura zdecyduje inaczej.
Miejsce to prócz leśnej ciszy i spokoju emanuje też specyficzną aurą spokoju. Sam cmentarz FriedWald jest otoczony jedynie drewnianymi żerdziami i tylko one odgradzają go, jako miejsce pamięci przodków od reszty lasu. Ale właśnie przekraczając tę magiczną barierę wytyczoną drewnianą żerdzią ma się wrażenia wejścia w inny świat. Energia promieniuje tu siłą i spokojem. Inaczej niż na tradycyjnych cmentarzach, tu czuje się ciszę i słyszy szepty przodków. Są tu wciąż niemal  namacalni, dotykalni. Ma się wrażenie, że spacerują między drzewami zaznając zasłużonego spokoju.
Jeśli będziecie kiedyś w okolicach Gelnhausen warto odwiedzić to miejsce.
Ja ze swej strony chcę podziękować serdecznie Ulfowi Hedinowi za wskazanie mi tego leśnego zakątka.
Podaję też link do zdjęć FriedWaldu, niektóre są wykonywane wieczorem, więc ich jakość nie jest najlepsza, nie mniej zapraszam do obejrzenia. Album FriedWald

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Nienazwana


 Saneta "Inna transformacja"

Czuję w sobie jakieś nadchodzące zmiany, coś we mnie pęka, coś się zmienia, coś staje się inne. Dziś chodzi za mną zdanie, że powinnam uwolnić swoje światło. Co to oznacza?
Nie wiem jeszcze.
Coś we mnie znowu krzyczy, coś pęka. Czasem mam wrażenie, że skrzydła miotają się jak oszalałe. Ludzie.. Czasem są ludźmi jak ja, czasem patrzę na nich jak na inny gatunek. Dziś obserwowałam ich w Kościele. Ich inność a zarazem jedność. Każdy z nich to jakieś doświadczenie, inne osobne a jednak potrzebne i mi i innym. Jakąś pamięć zbiorowa czy co? Nie wiem
Wtedy mnie w kościele naszło ze mam uwolnić światło. Potem przyszły słowa z Tao te Ching:
Mędrzec kontroluje bez władzy,
I naucza bez słów;
Pozwala rzeczom powstawać i ginąć,
Wychowuje, ale nie przeszkadza,
Daje, ale nie żąda,
I jest zadowolony.

A po tym przyszła do mnie myśl, chyba od Gerda i Magari: Pozwól rzeczom dziać się. I wiesz, wiem, że tego chcę.
Ze moje próby oceniania i ingerencji w niektóre osoby czy nawet nasze forum to raczej forma przyzwyczajenia. Tak naprawdę ich słowa, zachowania i inne, wzbudzają we mnie coraz mniej emocji. W ogóle mam coraz mniej emocji.
Nawet fakt, że nie ma Wilka obok dziś nie wywołuje emocji jak zawsze. Mam jakąś świadomość ze on jest, cały czas, obok, choć ma swoje zadania. Nie wiem, po prostu jest i go nie ma jednocześnie, a jednak jakaś ludzka cześć wciąż krzyczy: Chce do Wilka.
Czuję łzy, oglądam ludzi i ich czuję, ale zaraz nadchodzi obraz ich cierpienia, nie tych konkretnie, ale innych. Ludzi, jako ludzi.
I znowu nie jestem nazwana i nie przynależę do żadnej z grup. Przynależę do wszystkich.
Coś się zmienia... Coś się chce wydostać

Nienazwana


 Saneta "Inna transformacja"

Czuję w sobie jakieś nadchodzące zmiany, coś we mnie pęka, coś się zmienia, coś staje się inne. Dziś chodzi za mną zdanie, że powinnam uwolnić swoje światło. Co to oznacza?
Nie wiem jeszcze.
Coś we mnie znowu krzyczy, coś pęka. Czasem mam wrażenie, że skrzydła miotają się jak oszalałe. Ludzie.. Czasem są ludźmi jak ja, czasem patrzę na nich jak na inny gatunek. Dziś obserwowałam ich w Kościele. Ich inność a zarazem jedność. Każdy z nich to jakieś doświadczenie, inne osobne a jednak potrzebne i mi i innym. Jakąś pamięć zbiorowa czy co? Nie wiem
Wtedy mnie w kościele naszło ze mam uwolnić światło. Potem przyszły słowa z Tao te Ching:
Mędrzec kontroluje bez władzy,
I naucza bez słów;
Pozwala rzeczom powstawać i ginąć,
Wychowuje, ale nie przeszkadza,
Daje, ale nie żąda,
I jest zadowolony.

A po tym przyszła do mnie myśl, chyba od Gerda i Magari: Pozwól rzeczom dziać się. I wiesz, wiem, że tego chcę.
Ze moje próby oceniania i ingerencji w niektóre osoby czy nawet nasze forum to raczej forma przyzwyczajenia. Tak naprawdę ich słowa, zachowania i inne, wzbudzają we mnie coraz mniej emocji. W ogóle mam coraz mniej emocji.
Nawet fakt, że nie ma Wilka obok dziś nie wywołuje emocji jak zawsze. Mam jakąś świadomość ze on jest, cały czas, obok, choć ma swoje zadania. Nie wiem, po prostu jest i go nie ma jednocześnie, a jednak jakaś ludzka cześć wciąż krzyczy: Chce do Wilka.
Czuję łzy, oglądam ludzi i ich czuję, ale zaraz nadchodzi obraz ich cierpienia, nie tych konkretnie, ale innych. Ludzi, jako ludzi.
I znowu nie jestem nazwana i nie przynależę do żadnej z grup. Przynależę do wszystkich.
Coś się zmienia... Coś się chce wydostać

sobota, 18 czerwca 2011

Szamanka w ogrodzie


Przycinanie róż, zanurzanie dłoni w ziemi, wystawianie twarzy do słońca i włosów na wiatr. To moje dzisiejsze szamanienie. To mój taniec z żywiołami.


Antoni Piotrowski "Ogrodniczkaa" 1897, Kraków, olej na płótnie, 85,3 × 62 cm, własność prywatna

Szamanka w ogrodzie


Przycinanie róż, zanurzanie dłoni w ziemi, wystawianie twarzy do słońca i włosów na wiatr. To moje dzisiejsze szamanienie. To mój taniec z żywiołami.


Antoni Piotrowski "Ogrodniczkaa" 1897, Kraków, olej na płótnie, 85,3 × 62 cm, własność prywatna

piątek, 17 czerwca 2011

Łączenie Reiki z różnymi różnościami

Reiki jest metodą stosunkowo nową, bo nie ma jeszcze pełnych 100 lat a odłamów więcej niż popularne religie.
Utarło się przekonanie, ze Reiki jest metodą bezpieczną i przyjazna, a do tego tak uniwersalną, że można je łączyć z wszystkim i wszystkimi.
Ze wstydem przyznaję, że do niedawna sama żyłam w tej iluzji i nawet próbowałam łączyć Reiki z metodami tak odmiennymi jak Runy. Na szczęście człowiek uczy się cale życie i więcej nie mieszam rzeczy z tak różnych kultur jak germańska i japońska. Nawet jeśli jedna energia jest względnie uniwersalna, to druga taką być nie musi. Przy okazji możemy obrazić jakieś Bóstwo, lub jakiegoś ducha. Tym bardziej, że wiele technik czy metod pracy terapeutycznej czy energetycznej jest związana z konkretnym kręgiem kulturowym. A elastyczność elastycznością ale nie dajmy się ponieść.

Reiki jest japońską metoda pracy z energią Ki, zwaną w innych kulturach chi, prana, mana itd. Fakt, że ta energia w miarę dobrze współgra z niektórymi metodami terapeutycznymi, np z litoterapią, nie znaczy, że tak jest ze wszystkim.
Mój nauczyciel Okuden (II stopień Reiki) napisał kiedyś w jednym ze swoich artykułów: "jak chcesz to zrób 108 form TAI-CHI BIAŁEGO ŻURAWIA a potem zaraz 5 form CHI-KUNG Lecącego Bociana życzę zdrowia, zajmie ci trochę czasu aby odpocząć po szoku energetycznym jakiego doznasz. Te dwie metody są ze sobą antagonistyczne. Nie rób takich eksperymentów." (Arkadiusz Lisiecki "Symbol i poznanie symboliczne")
Zdanie  to, dobitnie wskazuje na to, że nawet z energią Chi (Ki, Praną itd.) nie ma co za wiele mieszać, bo może i energia ta sama ale metody inne.
Obecnie w Reiki jest tendencja do łączenia w nowe systemy różnych form pracy, jak Kundalini Reiki, gdzie sama nazwa już wskazuje na to z czym mamy do czynienia, oraz na wiele innych, które są bardziej tajemnicze, np. Gold Reiki, Diamentowe Reiki, Izyda Reiki, Thot Reiki i wiele innych Reiki. Czym są można się już tylko domyślać. Czy warto się zapisywać na kursy w tych systemach? Myślę, że to już zależy od indywidualnego „chciejstwa”. Jeśli ktoś uważa, że potrzebuje inicjacji w kolejnych systemach Reiki, niech to robi. Warto jednak wcześniej dowiedzieć się czegoś o danej metodzie i zastanowić czy jest to jeszcze Reiki plus jakaś nie wykluczająca się z nim metoda pracy, czy też coś, co może przynieśc więcej szkody niż pożytku.
W niektórych systemach Reiki korzysta  się z channelinngu, o czym nie zawsze się informuje młodego adepta, a potem są przypadki uzależnienia od woli jakiejś istoty duchowej. Sama znam osobę, która większość decyzji nawet tych życiowych podejmuje po konsultacji z „Mistrzami Jakiegośtam Bractwa” i tylko według konkretnych wskazówek i wytycznych.
Dla mnie to już nie Reiki. Ale z Wielkimi Mistrzami tych systemów kłócić się nie będę.  Mogę tylko powiedzieć, nie dajmy się zwariować.
Co kto zrobi jego rzecz. Byle nie bezmyślnie.